niedziela, 22 czerwca 2014

11. Dzień na plaży


    Mamy jeszcze jakiś tydzień wakacji, więc postanowiłam, że wybierzemy się na plaże. Anna, Pilika, Trey, Jocko, Layserg, Tamara, Rose, Len i ja. Reszta nie mogła lub miała plany, które dotyczyły dnia wolnego bez medium. Tak więc w dziewiątkę wybraliśmy się pociągiem później autobusem na plażę, gdzie jest multum ludzi w upalny dzień. Czego to się nie robi dla tych dzieci? Każdy z nas był spakowany do plecaków (chłopcy) i do toreb plażowych (dziewczyny). Rose przez całą drogę siedziała na kolanach lub na barkach Tao podziwiając widoki i nie plącząc mi się pod nogami tak jak w kuchni podczas robienia kanapek.
- Kiedy tam będziemy?- Spytała po jakiejś godzinie jazdy pociągiem.
- Jeszcze trochę.- Odpowiedziałam spokojnie dając znak, że wysiadamy. Po drodze na przystanek oczywiście ktoś musiał się zgubić i jak na ironię był to Yoh, który po zobaczeniu reklamy z hamburgerem musiał go koniecznie dostać. Miły i przyjemny wyjazd skończył się wrzaskiem i siniakami kiedy WRESZCIE dotarliśmy na tą głupią i już wkrótce byłą plaże. Szamani jak tylko zobaczyli wodę pognali prosto przed siebie nie patrząc, że zostawili kobiety z magiem i piszczącym dzieckiem na głowie.
- Weź ją do tej wody i utop.- Powiedziała zirytowana Kyoyama o dziwo dla wszystkich ja nawet nie zareagowałam. W tedy dopiero fioletooka zamilkła i czekała spokojnie aż rozłożymy koc, parawan, parasolkę i poukładamy nasze bagaże( reszta niech martwi się o siebie). Złotooki szukał kremu do opalania, a ja układałam ubrania różowowłosej, która jest mistrzynią w ekspresowym zrzucaniu swojej odzieży, gorzej żeby ją założyć. Wysmarowałam ją kremem po raz drugi z rzędu i pozwoliłam razem z fioletowłosym iść pływać. Sama zdjęłam bluzkę i spodenki włożyłam okulary przeciw słoneczne i spokojnie leżałam w cieniu czując zimny wiaterek. Tamara i Pilika grały w siatkę w wodzie, blondynka krzyczała na chłopców w wodzie i na biegające dzieci, Layserg gdzieś zniknął podczas zamieszania, a trójka głupców bawiła się w wodzie. Trey serfował i imponował panienkom z plaży, Yoh i Jocko szantażowali jego występy, a mag i siedmiolatka wciąż bawili się w wodzie.
- Życie jest piękne.- Powiedziałam na głos musiałam wykrakać! Już po chwili przybiegła Rose przytulając się do mnie.
- Zimno!- Pisnęłam w połowie płacząc, że mój relaks trwał tylko kilka minut.
- Fajnie jest! Chodź mamo!- Zachęcała mnie do pójścia w lodowatą głębie podczas gdy sama cała się trzęsła, i szczękała zębami.
- Tak, tak.- Mruknęłam okrywając ją ręcznikiem.
- Gdzie tata?- Spytałam używając drugiego ręcznika aby osuszyć jej włosy.
- Tata chciał popływać.- Powiedziała położyłam mokry ręcznik na parasolkę przykuwając go szpilkami do niej, aby nie odleciał( nie pytajcie skąd je miałam po prostu magia kina) i dałam małej cukierka, żeby się trochę nim zajęła.
- Ja chcę do wody!- Jęczała dziewczynka jak tylko Tao wszedł z zasięg wzroku i słuchu.
- A ja chcę lody.- Powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu i jak na złość patrzył na mnie
.- I co? Mam ci je wyczarować?- Spytałam sucho. Sama chciałam lody! >_< To nie fair!
- Masz nóżki. Ja od rana niańczę twoje dziecko, chyba coś mi za to należy?- To było pytanie retorycznie i wiedziałam doskonale, że ten uparty idiota nie da za wygraną. Z oburzoną miną poszłam po te głupie lody i przyniosłam trzy. Waniliowego dla pana kocham mleko, truskawkowe dla panienki z różowymi włosami, a dla mnie były czekoladowe.
- Mamo... Daj trochę.- Rose oczywiście musiała wybrzydzać, potem chciała dać mi swojego, ale nie zdążyłam złapać jej ręki, więc dostałam lodem prosto w usta i byłam na około twarzy umazana.
- To moja ostatnia wycieczka na plażę.- Powiedziałam poważnie wycierając całą twarz mokrymi chusteczkami przy okazji i fioletooką nimi umyłam bo sama miała buzię całą w czekoladzie( w końcu zjadła i mojego loda... mój biedny czekoladowy słodki przysmak!). Len pod przykrywką, że mam trochę czekolady na ustach pocałował mnie, na moje nieszczęście banda dowcipnisiów wyszła z wody i patrzyła na nas z opadniętymi szczękami do ziemi, podczas gdy Rose siedziała do nas plecami i była w swoim małym świecie.
- Megami!!- Krzyknęła zdezorientowana Anna, Tamara i Pilika dołączyły do chłopców całkowicie nie wiedząc jak zareagować. A co ja miałam powiedzieć?! To mój drugi pocałunek i nawet cieszyć się nim nie mogę, bo nade mną stoi chmara gapiów!
- Nie macie swoich spraw?- Len w końcu się odsunął z dość niezadowoloną miną, a jego włosy stanęły dęba z tyłu głowy. Jego wzrok musiał być przerażający, bo żaden z szamanów nie skomentował wydarzenia, a nastolatki gwiżdżąc pod nosem udały się na swoje miejsca.
- Czemu to robisz?- Spytałam w końcu.
- Przecież jesteś moja dziewczyną. To normalne dla par.- Odpowiedział znudzony patrząc na mnie jakby to było oczywiste.
- Jakoś sobie nie przypominam, żebym została twoją dziewczyną.- Powiedziałam chłodno, choć może wcale tak nie zabrzmiałam, bo był zbyt blisko, żebym mogła go zbesztać i nie bać się swojej racji.
- Od czegoś trzeba zacząć. Z resztą jakoś nie zgłaszałaś sprzeciwów kiedy cię pocałowałem w moim apartamencie.- Z tym swoim bez szczelnym uśmieszkiem wziął młodszą różowowłosą na poszukiwanie muszelek.
- Idiota.- Syknęłam. Czułam jak otacza mnie czarna aura, a ludzie przechodzący obok omijali mnie szerokim łukiem.
- Ale go kochasz.- Colorata nie zważając na mój nastrój dosiadła się.
- Wcale, że nie!- Krzyknęłam jak aura tylko wzrosła.
- Oczywiście, a ten rumienień na twarzy to z kosmosu?- Spytała ironicznie.
- Nie mów głupot ty chodzący indyku!- Warknęłam tracąc kontrolę nad kolorem mojej twarzy.
- Hahaha! Powiedz, kiedy się zorientujesz... Wiesz jesteś taka jak twój ojciec jeśli chodzi o miłość. Gęsta.- Z tym poleciała tam gdzie chciała zostawiając mnie samą z tą niezręczną sytuacją.
- Ja naprawdę nie wiem.- Powiedziałam ledwo słyszalnie obserwując jak Rose macha do mnie, żebym się przyłączyła.
    Wróciliśmy taksówką, a raczej ja, Tao i fioletooka, która nam zasnęła po wielu atrakcjach z jej wujkami. Cisza w samochodzie była niesamowita.
- To wasza... siostra?- Spytał kierowca w połowie drogi, byłam tak zamyślona, że bez myślenia odpowiedziałam.
- Córka.- Mężczyzna w średnim wieku zahamował gwałtownie na światłach i odwrócił się do nas z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Córka?- Powtórzył bezwiednie.
- Prawdziwi nie żyją.- Powiedział Tao na celu unikając słowa rodzice, jednak brunet nie załapał.
- To ile wy macie lat?- Spytał ruszając przed siebie.- Dwadzieścia pięć.- Powiedziała Rose, kierowca o mal na zawał z nami nie padł zwłaszcza, kiedy dotarliśmy na miejsce a dotąd chłodna "ja" wróciła do uśmiechniętej i radosnej, a pan gaduła stał się chłodny i oziębły.
- Wy na czas podróży zamieniacie się osobowościami?- Spytał na sam koniec.
- Taki urok rodziców.- Odparłam radośnie biorąc część bagaży do domu. Odjechał szybciej niż samochód wyścigowy.
- Pa,pa!- Machała energicznie dziewczynka za taksówką.
- Rose! Lenny! Kolacja!- Krzyknęłam wychodząc na ganek po dwójkę, która została żegnać pojazd. Dzień rzeczywiście był podobny do naszych innych wycieczek. Len nigdy nie skończy mnie zadziwiać. Z tą myślą zamknęłam za nimi drzwi i poszliśmy jeść kończąc ten dziwaczny dzień zimną kąpielom.

10. List do Pana Bociana

   


    Obudziłam się rano, na wpół zaspana poszłam do łazienki, umyłam się i zeszłam zrobić śniadanie. Kiedy trafiłam w ścianę ocknęłam się. Dotarła do mnie również jedna istotna rzecz. To nie był dom Yoh!! Trwało to chwilę za nim przypomniałam sobie, co ja tu robię i czemu jestem w tym apartamencie. Czując nowe siły ruszyłam zrobić śniadanie udając, że to co wczoraj miało miejsce w ogóle się nie wydarzyło. Czemu? Ależ to banalnie proste. Powód pierwszy skradł mój pierwszy pocałunek dla własnych celów. Powód drugi co on sobie myślał?! Nie skoczę mu w ramiona wyznając dozgonną miłość. To jego rola klękać przede mną i mówić miłosne wiersze, czy co tam teraz się mówi. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam jak Rose usiadła przy stole i zaczęła opowiadać, co jej się śniło. Jednak kiedy przyszedł pan wszystko mi wolno i podszedł do lodówki, aby wypić swój ukochany biały napój zastrzeliła nas pięknym pytaniem, które dzieci wręcz uwielbiają zadawać rodzicom( w tym przypadku nie było wyjątku).
- Skąd się biorą dzieci?- Len jak na komendę wypluł mleko i zaczął się krztusić, a ja się zacięłam sycząc wyzwiska po łacińsku dla dobra dziecka i swojego.
- Bocian je przynosi.- Odpowiedziałam wyręczając mojego towarzysza broni z trudnej sytuacji, jeszcze by jej prawdę powiedział.
- To dlaczego te panie mają takie wielkie brzuchy?- Kolejne piękne pytanie... A skąd ona ma ten magazyn??
- Am... Widzisz kochanie, kiedy bocian przynosi dziecko wkłada je do brzucha, a po pewnym czasie wyjmuje. Nie pytaj się jak bo do tej pory nie wiem.- Widząc jej pytające oczy szybko uniemożliwiłam jej dalsze drążenie tematu.
- Mama wie wszystko. Na pewno wiesz mamo, tylko nie chcesz mi powiedzieć.- Powiedziała oburzona.
- Spytaj się swego ukochanego tatusia. On zapewne wszystko ci wyjaśni jak encyklopedia.- Powiedziałam uśmiechając się pogodnie ignorując warczenie złotookiego.
- Mamo!- Krzyknęła za nim Len miał szanse otworzyć usta.
- Napiszesz list do Pana Bociana?- Spytała podnosząc kanapkę do ust, którą przed chwilą jej podstawiłam pod nosem wraz z kubkiem kakao.
- W jakiej sprawie?- Spytałam zdziwiona.
- Chce siostrzyczkę.- Odpowiedziała radośnie, szkoda tylko, że ona była jako jedyna radosna.
- Ale, ale... To tak nie działa!- Krzyknęłam, a raczej pisnęłam. Tego było za dużo! Ja jestem jeszcze młoda! Mam szesnaście lat! Nie dam się skazić jakiemuś zboczeńcowi, bo ona chce bachora! Po moim trupie!
- Mamy i tak za dużo problemów z tobą, a co dopiero z kolejnym dzieciakiem.- Przemówił fioletowłosy i chwała mu za to.
- JA chcę!- Trafiła się kosa na kamień.
- Chcesz? W takim razie ja chcę czerwonego mercedesa i prawo jazdy, ale bez osiemnastki tego nie osiągnę, więc witaj w naszym świecie. Brutalna rzeczywistość puka do twych drzwi.- Ostre, ale proste. Tak, to sposób w jaki radzi sobie mag elektryczności.
- Phi. Rodzice chcą dzieci, dlaczego nie chcecie dać mi siostry?- Dopytywała się uparcie różowowłosa. Dałam Tao ostre spojrzenie, aby coś zrobił nie mieszając mnie w to.
- Dobrze. W takim razie nie będziemy mogli chodzić z tobą na wycieczki, ani nie będziesz mogła z nami spać, jako starsza siostra będziesz musiała pomagać mamie, nieprzespane noce...nadal chcesz siostrę?- Spytał z uroczym uśmiechem.
- Nie będzie wycieczek? Będę musiała sprzątać???... Nie lubię dzieci.- Oświadczyła wracając do kanapki.
- Geniusz. Najgenialniejszy w świecie geniusz.- Powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Chcę kotka!- I znowu to samo.
- Masz ojca.- Powiedziałam bez zastanowienia.
- Tata to nie kotek.- Stwierdziła nadymając policzki.
- Jak to nie?- Spytałam ze złośliwym uśmiechem.
- Skoro ja jestem smokiem to tatuś jest kotkiem widzisz?- Spytałam uderzając go łokciem w brzuch, biedak wydał odgłos jak dławiący się kot.
- Tylko uszy i ogon mu dorobić.- Stwierdziłam dumna ze swych poczynań. Wszyscy byli zadowoleni no z wyjątkiem pana pseudo kota i nie przekonanej choć rozbawionej fioletookiej.
- Rozchmurz się przecież żartuje.- Powiedziałam ledwo słyszalnie nad uchem maga, który siedział sztywno na krześle.
- Dobra ludzie wracamy do Yoh!- Zarządziłam wychodząc z kuchni ignorując narzekanie dziewczynki, o dziwo złotooki milczał.
    Kiedy wróciliśmy do Asakury zastała nas cała chmara domowników na czele z dziewczynami, co mnie najbardziej zdziwiło Anna urządziła mi przesłuchanie!
- Co on ci zrobił?! Dlaczego jesteś taka blada?? Czemu Rose mówi o dzieciach?! Jesteś w ciąży?!!- Blondynka prawie mnie pobiła nie dając mi nawet dojść do słowa. Len się gdzieś ulotnił, a Pilika wypytywała o wszystko młodszą różowowłosą, która jak każde dziecko opowiedziała wszystko inaczej. Do tego wakacje dobiegały końca!!
- Anno daj spokój. Nic się nie stało... Powinnaś wiedzieć, że nie będę z pierwszym lepszym. Rose idziemy.- Kończąc krzyki poszłyśmy do łazienki z ubraniami na zmianę i przebrałyśmy się, a raczej siedmiolatka brała kąpiel podczas gdy ja doprowadzałam się do porządku dając Coloracie zadanie pilnowanie dzieciaka w wannie.
     Reszta dnia minęła spokojnie, Tao trenował i unikał swoich przyjaciół, a ja zamknęłam się w pokoju i czytałam książkę, a fioletooka malowała. Feniks spał, co było rzadkością i bardzo dobrze wszystkim się nam odpoczywało. Chciałabym, żeby taki spokój był już zawsze.

czwartek, 12 czerwca 2014

9. Nie tak łatwo być matką, a zwłaszcza gdy ojcem jest ten idiota!!

 
   Minął tydzień od przybycia Rose, a nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Codziennie któraś z dziewcząt brała różowowłosą na zakupy w celu zakupu ubrań na każdą porę dnia i roku. Layserg i Len zobowiązali się do zakupu mebli, a Trey i Yoh w ramach treningu wymalowali wolny pokój na rozmaite odcienie fioletu. Okazało się, że fioletooka uwielbia wróżki i wszystkie mityczne stwory, więc Jun zobowiązała się do namalowania wróżek na kwiatach, łące, rzece i niebie. Lampa ala latawiec w kształcie motyla zwisała z sufitu, jasne bukowe meble ozdobione były "tatuażami" z jednorożców, pegazów, feniksów, smoków i wielu innych baśniowych stworzeń. Na ścianie wisiały zdjęcia moich przyjaciół w grupkach po cztery osoby i jedno świeże, które zrobiliśmy kilka dni temu.
   Tak to był pracowity tydzień, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że tylko Tao potrafi ją ułożyć do snu po czym w środku nocy przychodzi do mnie lub do niego i do rana jedno z nas musi zarwać noc by znów ułożyć zapłakaną dziewczynkę do snu.
- Wyjaśnij mi, czemu tracili czas na pokój tego dziecka, skoro i tak w nim nie przebywa, a w tym czasie mogli przecież trenować!- Oburzała się Anna oskarżając mnie o robotę, której przecież sama nie mogłam wykonać.
- Dzisiaj pierwsze dzień szkoły dla naszej uczennicy!- Krzyczał wesoło Yoh, Trey za nimi zacierał ręce śmiejąc się maniakalnie... Zaraz!
- Przecież są wakacje.- Powiedział złotooki wchodząc z różowowłosą do jadalni, która bawiła się jego medalionem... Ciekawe skąd go ma... A mniejsza.
- Dzieci należy kształcić.- Powiedział Morty trzymając swój wzrok w ekranie monitora swego laptopa.
- Żeby wyrosły na mola komputerowego? Jak żyje nie.-
 -Pan i władca przemówił, a ja się zgadzam.- Na wpół przytomna zgodziłam się ze słowami maga, który uśmiechnął się dumnie.
- Przecież ona nic nie robi!- Oburzyła się medium nadymając policzki.
- Tak jak ty, ale Rose przynajmniej nie szkodzi moim oczom.- Len pokazał szereg białych zębów widząc Kyoyame w furii.
- Zabije cię Tao!!- Wrzasnęła wyciągając korale, nim zdążyłam zareagować przedmioty zaczęły wokół nas lewitować, co ja mówię! Wszystko włącznie z nami lewitowało, jakby nie było grawitacji! Spojrzałam w panice na siedmiolatkę. Fioletowłosy stał na ziemi wciąż trzymając dziewczynkę na rękach patrząc na nas oszołomiony i sparaliżowany. Jej włosy się unosiły, a oczy stały się czerwone.
- Nie dotykaj taty.- Z tymi słowami zemdlała, a wszystko spadło z hukiem na ziemie... no cóż Colorata w porę mnie złapała i bezboleśnie odstawiła na ziemie.
- Charakterek po tatusiu.- Starałam się zabrzmieć zabawnie, ale poprzednie wydarzenie nie dało mi być beztroskiej jak Asakurze, który poleciał opowiadać szamanom, co nasza nowa znajoma potrafi, a raczej czego nie potrafi kontrolować.
- Zostaw groźby na jutro Anno.- Powiedziałam chłodno czując jak gniew tłumi się w blondynce, ale moje oczy migające na czerwono skutecznie ją uciszyły. Wypuściłam głośno powietrze i przyłożyłam dłoń do czoło dziecka. Złotooki stał bez ruchu obserwując moje poczynania pytającym wzrokiem.
- Nie potrafię ustalić jej nagłego przypływu energii... Na pewno nie jest szamankom, ani magiem... To jakby była jej natura, przynajmniej w połowie.- Powiedziałam głaszcząc po włosach budzącą się różowowłosą.
- Co się stało?- Spytała rozglądając się po zdemolowanej jadalni. Nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać.
- To długa historia.- Powiedziałam między śmiechem.
- Mój wyrok nie zniknie.- Syknęła wściekła Anna wychodząc na ganek i krzycząc na swych trenujących podwładnych, aby posprzątali pomieszczenie, w którym się znajdowałam.
- Swoją drogą... Niezły materiał wzięłaś na swego ojczyma.- Uśmiechnęłam się złośliwie na Tao, który nabrał kolorów na twarzy zaciskając mocno zęby, dziewczynka chyba nie załapała mojej złośliwości ponieważ zaczęła chichotać i mówić, że Len jest najlepszym tatą na świecie i nie wiedząc czemu ja stałam się jej mamą... Ten świat wariuje!!
- Megami??- Mój stróż uderzył mnie skrzydłem w tył głowy przywracając jednocześnie do rzeczywistości, po oświadczeniu z mamą na chwilę zatraciłam się w swoim małym świecie.
- Idźcie zjeść śniadanie, ja tu posprzątam.- Powiedziałam otrząsając się z szoku, fioletowłosy i fioletooka tylko skinęli i poszli, a raczej złotooki zaniósł Rose do kuchni na jej poranny posiłek.
    Szybko uwinęłam się z postawieniem mebli i wywianiem śmieci przez okno po czym poszłam do salonu, gdzie miałam zrobione przez siebie kanapki z herbatą. Czytając książkę o wychowaniu dzieci, nie dana mi była chwila spokoju, bo do pokoju wpadła cała gromada szamanów goniących siedmiolatkę.
- Wracaj tu ty skrzacie!- Krzyczał Trey bardzo poirytowany.
- Jedziesz na obóz!- Dołączył się Jocko trzymając się za uszy.
- Chłopaki??- Spytałam czując jak krew się we mnie gotuje, nie wiem dlaczego, ale nagle poczułam nagłą potrzebę powybijania ich co do jednego.
- W czym problem?- Syknęłam nie zważając na trzęsących się nastolatków.
- Nie mogę spać w nocy!!- Krzyknęli piskliwie chórem.
- A co ja mam powiedzieć?! Miałam tu trenować, a nie się bawić w waszą matkę!! Teraz siad!- Krzyknęłam uderzając pięścią w otwartą dłoń jak na komendę wszyscy usiedli na podłodze z większym lub mniejszym bólem.
- Mama straszna!- Rozbawiony głos dziewczynki przełamał moją chęć mordu. Siedziała na kanapie tam gdzie ja wcześniej i obserwował nas jakbyśmy urządzali specjalnie dla niej przedstawienie komediowe(, które dla niektórych mogło stać się pogrzebem!- Przepraszamy Megami!!!- Cisza tam próbuje tu przekazać historie mego życia!).
- Gdzie jest Len?- Spytałam rozglądając się za magiem elektryczności, który miał dzisiaj zając się nowym członkiem.
- Tata?? Poszedł trenować.- Uśmiechnęła się wesoło.
- Co? Dlaczego?? Ja dzisiaj miałam trenować! Od kilku dni nie trenowałam i... Chcesz się pobawić Rose?- Spytałam z demonicznym uśmieszkiem na twarzy, chłopcy uciekli aż się za nimi kurzyło, a radosny humorek siedmiolatki nie odstępował jej na krok. Tak więc razem wyruszyłyśmy trenować, znaczy zamiast ciężarków biegłam z różowowłosą na plecach, która była w niebo wzięta moją prędkością nad którą tak długi czas musiałam pracować. Później medytowałam, a Colorata i fioletooka bawiły się w chowanego. Szybko zjadłyśmy obiad, który przyrządził Rio i każdy poszedł na swój trening zostawiając sprzątanie Pilice, Tamarze i Mortiemu ponieważ nawet nasz Elvis musiał trenować pod rządami blond bogini z piekła rodem. Tym razem zdążyłam złapać Tao za kołnierz i zaciągnąć na polanę, gdzie miał wykonywać swoje zadania zabawiając przy okazji naszą"córkę", którą bardzo zaciekawiły włosy nastolatka. Oczywiście zaczął uciekać, a ponieważ ja się z niego śmiałam i może trochę naśmiewałam wylądowałam w stawie. Brudnym, śmierdzącym o mulistym dnie stawie! Rose jak na ironię była bardzo zadowolona z mojej kłótni z złotookim, który całkowicie ignorował moje krzyki.
  Wieczorem poszliśmy zjeść coś w jego apartamencie, ale po drodze zahaczyliśmy o kilka sklepów z żywnością, bo w lodówce nic nie miał( nie żeby to mnie zdziwiło).
- Jeśli chcesz możesz się wykąpać.- Powiedział kierując się pewnie do kuchni aby odstawić siatki. Mała Dragneel pobiegła do salonu krzycząc coś o swojej bajce, która musiała być w trybie natychmiastowym włączona. Kiedy ta hałaśliwa dwójka była zajęta sprzeczaniem się o pilota ja wzięłam długi i bardzo mydlany prysznic, aby pozbyć się zapachu zgniłych roślin z ciała i wodorostów z włosów.
- Tao jesteś martwy.- Zgrzytałam zębami krzywiąc się na odór tych roślin. Na szczęście dla niego miałam strój na przebranie w torbie, której dzięki Bogu nie zmoczył. Zawinęłam włosy w biały ręcznik i ubrałam niebieskie dresy z białą koszulką, bluzę od kompletu na wszelki wypadek powiesiłam na wieszaku w przedpokoju i skierowałam się do kuchni, gdzie była podana kolacja. Kiedy weszłam mag szybko się ulotnił pewnie dotarło do niego, że kąpiel jest niezbędna po pływaniu w tym zbiorników ścieków.
- Rose, nie jedz tak szybko, bo się udławisz.- Zachichotałam lekko widząc jak mała księżniczka stara się wepchnąć wszystko do buzi w trybie ekspresowym. Jak na złość miałam rację, zaczęła wydawać odgłosy kaszlu, jednak buzie miała zamkniętą.
- Wypluj!.- Nakazałam klepiąc ją po plecach i podkładając odruchowo rękę pod jej podbródek. Wypluła jedzenie i po kilku klepnięciach znów zaczęła jeść tym razem wolniej. Umyłam ręce i spojrzałam na kruchą istotkę siedzącą przy stole. W głowie miałam milion czarnych scenariuszy, które całkowicie odebrały mi apetyt. Po wejściu Lena dostrzegłam w jego oczach niepokój i smutek.
- Nie jesz?- Spytał chłodno próbując zatuszować swoje rozczarowanie.
- Zostawię trochę na później.- Uśmiechnęłam się ciepło, on tylko coś mruknął pod nosem i zaczął jeść. Tao miał dość dziwny zwyczaj jedzenia pikantnych posiłków. Chyba nasza dziewczynka chciała mu zaimponować, bo poprosiła o ostrą porcję ryżu. Lubiłam mocno przyprawione potrawy, ale niektóre dania tego chłopca potrafiły spalić mi język nie wspominając o gardle i przełyku. Tak więc Rose dostała miseczkę z pikantnym ryżem z kurczakiem i warzywami.- To jest na prawdę ostre.- Powiedział poważnie mag.
- Ja chcę to, co tata!- Pisnęła wyciągając rączki po miseczkę.
- Pójdę po mleko.- Powiedziałam już wiedząc co się stanie.
- 3...2...1...i.- Jak na zawołanie podałam mleko Rose, która nie wytrzymała przegryzienia ziaren papryczki chili i wybuchła piskami i płaczem.
- Mówiłem.- Powiedział spokojnie złotooki, mimo że dziecko właśnie piło drugą butelkę mleka... JEGO MLEKA. Kiedy skończyła trzecią butelkę odetchnęła z ulgą.
- Tatuś lubi ostre i... duże posiłki, ty takich nie możesz Rose. Będzie cię bolał brzuszek wiesz?- Spytałam spokojnie wiedząc jak ostre rzeczy wpływają na system trawienny, pół dnia w łazience murowane.
- Dlaczego tata może?- Ignorując moją radę drążyła swój problem z dąsami.-
 Tatuś jest duży i... Lubi takie jedzenie, a ty jesteś mała i nie możesz jeść takich rzeczy.- Powiedziałam spokojnie.
- Musi się uczyć na własnych błędach.- Stwierdził spokojnie mag zanosząc talerze do zlewu i zalewając je wodą.
- O tak pewnie. Może od razu wsadzimy ją do akwarium z piraniami?- Spytałam ironicznie.
- Ja tylko mówię. To twoje dziecko.- Powiedział wychodząc z kuchni.
- Moje?? Słucha panie mądry! Jesteś w tym ze mnę, czy ci się to podoba czy też nie.- Wskazałam na niego palcem oskarżycielsko.
- Nie mówiłem, że nie jestem z tobą. Stwierdzam tylko fakt, że jako matka podejmujesz ostateczne decyzje, przynajmniej dopóki ona jest dziewczyną.- Wskazał na siedmiolatkę, która zajęła się oglądaniem jakiejś bajki(, co za dobre dziecko).
- Słucham? Nie zrobisz z niej chłopaka!- Oburzyłam się wiedziałam, że możemy się tak kłócić do rana, ale niech mnie! Facet pożałuje, że się w ogóle urodził!
- Megami! Chodzimy mi oto, że nie wiem, jak się zając małym dzieckiem... Zwłaszcza dziewczynką. Ty masz rodzeństwo, masz rodziców, którzy cie kochają, ja tego nie mam, nie miałem i nie będę miał... Nie wiem jak być ojcem i wcale nie chcę nim być jasne?- Powiedział chłodno wychodząc na balkon. Spojrzałam na różowowłosą, która zasnęła (naprawdę dziwne dziecko) korzystając z chwili wolnej poszłam za tym upartym samolubem.
  Stał oparty o balustradę i wpatrywał się w oddalony horyzont.
- Słuchaj paniczu, nie chcę żebyś był jakimś idealnym ojcem, to co robisz jest w zupełności wystarczające.... Twój ojciec musiał być naprawdę opiekuńczy.- Spojrzałam na niego kątem oka starając się ocenić, czy jest wściekły lub czy powinnam brać nogi za pas.
- Skąd to możesz wiedzieć?- Spytał gorzko nie odrywając oczu od zachodzącego słońca.
- Nazwijmy to intuicją smoka.- Uśmiechnęłam się pogodnie.
- Meg... Tobie to przychodzi z lekkością, jesteś stworzona do bycia matką, ja się nie nadaje.- Mówił uparcie.
- Wezmę to za komplement... Ja mówię, że się nadajesz Lenny i jeśli ci życie miłe to nie zaprzeczysz.- Stwierdziłam sucho. Spojrzał na mnie z rozbawieniem, ale nie zaprzeczył.
- Czemu tak bardzo ci zależy na tym?- Spytał z tym złośliwym błyskiem w oczach. Ten to ma tupet!!
- Niby na czym?- Spytałam grając głupią na zwłokę.
- Przekonujesz mnie do bycia ojcem mimo, że mam 16 lat...- Nie dałam mu dokończyć ponieważ mocno uderzył go w głowę.
- Zboczeniec! Wcale nie oto mi chodzi!- Pisnęłam chcąc jak najszybciej wejść do środka, ale zatrzymał mnie z tym swoim irytującym uśmieszkiem! Matko jak ja go czasem nienawidzę!
- Czasem? To znaczy, że mnie lubisz?- Spytał z wrednym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
- Nie czytaj mi w myślach!- Krzyknęłam ignorując pytanie.
- Wiesz, co rodzice robią na zgodę?- Spytał całkowicie łamiąc moją przestrzeń osobistą jak na wezwanie odezwała się wroga część mnie.
- Dotknij mnie, a połamię ci wszystkie kości.- Syknęłam.
- Myślisz, że chcę to zrobić z tobą w tym wieku??- Spytał nie ukrywając swego rozbawienia.
- Po prostu kocham ci dokuczać. Tak uroczo się rumienisz gdy jesteś zakłopotana.- Nim zdążyłam wykonać mój prawy sierpowy po czułam coś na swoich ustach... Czy on mnie właśnie...? Nie wiem, co się stało, ani jak do tego doszło, ale to było naprawdę miłe.
- Naprawdę masz głębokie oczy.- Stwierdził, chwila moment! Kiedy on w ogóle przestał? Miałam cały czas otwarte oczy? Matko, co się ze mną dzieje??!!
- Choć królewno dziś zostaniesz u mnie. Pokój mojej siostry jest wolny, więc idź spać, bo dzisiaj twoja kolej niańczenia dzieciaka. Dobranoc.- Z tym zniknął. Momencik, przecież to ja dzisiaj w nocy usypiałam różowowłosą.
- Len, jesteś martwy! Nie ważne, co zrobisz jesteś trupem!- Warczałam kierując się do pokoju zielonowłosej, gdzie leżała już Rose. Tao jesteś martwy. Z tym usnęłam.


     Rozdział trochę dłuższy z powodu dłuższej przerwy. Mam nadzieje, że się wam podobał ;-)

piątek, 6 czerwca 2014

8. Nowa członkini rodziny

         

          Po śniadaniu jak obiecałam poszliśmy do wesołego miasteczka, Tamara wyszukała dla mnie czapkę z daszkiem, aby zasłonić worek z lodem bez którego wyjście się nie obeszło. Lays i Len mieli trening na rozgrzewkę, więc wraz z bandą nadpobudliwych dzieci ruszyłam do ziemi zabaw i wrzasków. Różowołosa i niebieskowłosa trzymały się mnie kurczowo, co chwila przeciągając mnie w różne wystawy ubrań lub cukierni. Szamani biegli przodem nie patrząc, czy ich sponsor za nimi nadąża. Anna szła przede mną, raz na jakiś czas oglądała się za siebie, czy na pewno za nią idę. Jun od jakiegoś czasu pojawiała się i znikała z mojego radaru niczym ninja, więc już przyzwyczaiłam się, że raz na śniadaniu jest, a później przez kilka dni się nie pojawia. Faust jak zwykle pracował i nie miał dla nas czasu, więc byłam skazana na towarzystwo dorastających nastolatków.
- Megami!! Park rozrywki jest przed nami szybciej!!- Krzyczał Yoh skacząc wokół mnie z wielkim uśmiechem.
- Spokojnie, przecież idę.- Uśmiechnęłam się ciepło widząc tętniącego życiem brata. Zapłaciłam za wejście, rozdałam dzieciakom bilety i zniknęli mi z oczu za nim zdążyłam wygłosić swój monolog bezpieczeństwa.
- Megami! Chodźmy na lody!-
- Nie Megami chodźmy na diabelski młyn!-
- Gdzie tu jest jakiś bar?- Boże zabij mnie! Płakałam wewnętrznie ciągnięta w trzy strony przez trzy przyjaciółki.
- Muszę do łazienki!- Pisnęłam czując jak wykręcają mi nadgarstki. Jak tylko mnie puściły pędem pobiegłam do pierwszej lepszej toalety, aby mieć chwilę wytchnienia. Wyrzuciłam worek z lodem, poprawiłam włosy i wyszłam kierując się do pobliskiego baru. Zamówiłam zapiekankę i wodę, po dostaniu zamówienia usiadłam przy jednym ze stolików pod parasolką i czekałam na trzy sierotki Marysie, które biegały po całym parku nawołując mnie. Co parę minut mnie mijały, a ja spokojnie jadłam cierpliwie czekając aż mnie zauważą. Chyba dały sobie spokój z poszukiwaniami, bo zobaczyłam jak idą w stronę kolejki górskiej... Swoją drogą, ciekawe z jakiej okazji dzisiaj jest ten... festiwal. Moje rozmyślenia przerwał szloch dziecka. Mała dziewczynka płakała idąc między ludźmi. Czułam jej strach i zmęczenie. Biedactwo musiało się zgubić. Wyrzuciłam butelkę i papiery od mojego lanczu, po czym podbiegłam do dziecka, które wszyscy ignorowali. Nie wiem jak to jest możliwe, ale stłumiłam chęć wyrzucenia wszystkim tego, co czuje.
- Jak się nazywasz kochanie?- Spytałam łagodnie kucając na wysokości dziewczynki. Różowe włosy sięgające za łopatki związane miała w niskie kitki fioletowymi wstążkami. Podniosła na mnie fioletowe oczy zaczerwienione od płaczu i czknęła kilka razy próbując mi odpowiedzieć.
- Rose.- Odpowiedziała płaczliwie.
- Dobrze, Rose. Nazywam się Megami... Czy mogę ci jakoś pomóc?- Spytałam z troską, różowowłosa jedynie opuściła głowę kręcąc nią przecząco.
- Nie... Mama... mama... zły pan... mama śpi... nie chce wstać... ciocia Yuki mówi.... mówi, że mama... mama już się nie obudzi...- Szlochała fioletooka. Jej różowa sukieneczka do kolan na ramiączkach była na upalne dni, widziałam jak trzęsie się nie tylko od płaczu, ale również chłodu. Zdjęłam biały sweterek i nałożyłam go na Rose. Podniosła na mnie swoje wielkie oczka przepełnione bólem i zmartwieniem. Uśmiechnęłam się pocieszająco, czując jej niepewność.
- Czy... masz jakąś rodzinę oprócz mamy?- Spytałam cicho i niepewnie. Zaprzeczyła ruchem głowy, to mamy problem.
- Chciałabyś zamieszkać ze mną i moimi przyjaciółmi?- Co ja wygaduje?! Nie mogę narażać biednego aniołka na tak wielkie niebezpieczeństwo, ale nie mogę też dać jej obcym... tyle przeżyła.- Tak.- Uśmiechnęła się radośnie. Poczułam jak wielka fala miłego i spokojnego ciepła zalewa moje serce.-Ile masz lat maleńka?- Spytałam łagodnie prowadząc ją do mojego stolika.- Siedem.- Odpowiedziała z wesołym uśmiechem.- Masz ochotę na kanapkę?- Spytałam gotowa do kupna posiłku. Przytaknęła, więc nakazałam jej zostanie w miejscu i szybko poszłam kupić pożywne japońskie śniadanie wraz z kanapką i herbatą. Tym razem kelnerka podeszła do nas z zamówieniem na dwie tace. Rose, aż oczy świeciły na widok jedzenia. Biedactwo musiało być głodne.
Przez popołudnie, aż do wieczora spędzałam czas z nowym członkiem mojej rodziny. Wykonałam telefon do mojej matki wysyłając zdjęcie i imię znalezionej dziewczynki prosząc moją rodzicielkę o załatwienie sprawy tak, że sama mogłam się zająć Rose. Lucy( moja matka) powiedziała, że to zajmie kilka dni, ale skoro moja podopieczna nie ma rodziny to może ze mną zamieszkać. Ojcu się to niezbyt spodobało, ale słysząc, że nie mam żadnego chłopaka od razu zmienił swe nastawienie do nowej członkini rodziny Dragneel. 
        Pod wieczór moi towarzysze zaczęli się zbierać i wypytywać o nieśmiałą  istotkę stojącą za mną i wychylającą tylko głowę zza moich nóg. Niosąc różowowłosą w drodze powrotnej w skrócie opowiedziałam o całej sytuacji i potrzebnych nowych środkach do życia. Yoh i Jocko byli zachwyceni nowym nabytkiem do grupy, Trey pływał w krainie marzeń, czego on też nauczy siedmiolatkę, zaś Rio leżał gdzieś za nami nie przytomny za swój tekst o królowej. Pilika i Tamara szły za mną naburmuszone zapewne dlatego, że nie poświęcam im wystarczająco dużo uwagi.
- Ona ma mieszkać w moim domu?- Spytała sucho Anna jak zwykle zła na cały świat.
- Gdybyś zapomniała to dom Yoh, który nie ma z tym problemu.- Wskazałam głową na szatynka, który skakał jak oszalały. Pewnie myśli, że dzisiaj zrobi imprezę z okazji nowego członka naszej... rodziny. Rose zasnęła w moich ramionach( jeny jak to zabrzmiało = =") podczas naszych długich debat.
Kiedy dotarliśmy do domu był wieczór, a raczej osiemnasta i czas na kolację. Nie wiem kiedy, ale Rio właśnie nakładał do stołu, a Len i Layserg stali na środku korytarza z otwartymi szczekami na nasz widok.
- Co to jest?- Spytał zielonowłosy wskazując na dziewczyną, którą niosłam.
- Nasza nowa... młodsza siostra?- Spytałam z nerwowym uśmiechem starając się nie mówić zbyt głośno. Oczywiście Trey nie rozumienia znaczenia słowa cisza i zaczął się wydzierać na cały dom, że jest głodny. Na to nasz pseudo Elvis mu odkrzykiwał, do czego przyłączyła się reszta chłopców kłócąc się zapewne o miejsca przy stole. Fioletooka obudziła się zapewne nie zadowolona z pobudki i przerażona nagłą zmianą w otoczeniu i zbiorowością ludzi.
- CISZA!!!- Ryknął, kto? Oczywiście złotooki, bo któż by inny mógł przekrzyczeć tych narwańców z płci męskiej.
- Kim jest ta dziewczynka i do stu piekieł uciszcie, bo nie słyszę własnych myśli!!- Szamani kłócący się o wszytko, co mogło im wpaść do tych pustych głów zamilkli i w trybie natychmiastowym usiedli na swoich miejscach ponieważ włosy Tao, które dotąd opadały mu na plecy były ustawione w czub z tyłu głowy( ciekawostka: odkąd Len zaczął panować nad większą częścią mocy jego włosy były proste, tylko podczas używania ich lub utraty kontroli włosy nabierały kształt jaki miał do rozpoczęcia treningu). Z doświadczenia chyba nie chcą mieć styczności z kilkoma woltami. Kyoyama z kwaśnym nastrojem wytłumaczyła dwóm brakującym chłopcom przybycie różowowłosej, którą ja zabrałam do łazienki wykąpałam i wynalazłam jedną z moich tunik, która była tak śliczna, ale niestety w rozmiarze XXS, co oznaczało, że była w sam raz na siedmiolatkę i do tego była jasno różowa z złotym smokiem wyrychtowanym na prawym boku. Wyglądała tak ślicznie, tylko rękawy musiałam jej podwinąć, bo były trochę za długie. Zeszłyśmy razem, a raczej wchodząc do jadalni Rose trzymała się mojej koszulki idąc za mną.
- Cześć!- Przywitali się wszyscy na raz mniej lub bardziej entuzjastycznie.( Zgadnijcie kto.)
- Rose to moi... znajomi.- Powiedziałam z ciepłym uśmiechem ignorując oburzone jęki i narzekania.
- Chłopak z brązowymi włosami i pomarańczowymi słuchawkami na szyi to mój jakby młodszy brat Yoh, ta blondynka w czarnej sukience to Anna jego narzeczona. Chłopak, który przeklina piekło to Len, jeśli zapamiętasz tą trójkę reszta pójdzie jak z płatka... Acha i Tamara, Pilika i Layserg są najmłodsi i z chęcią się z tobą pobawią, kiedy będą mieli wolny czas.- Rose skinęła głową oglądając jak fioletowłosy uciszy szamanów, których nie przedstawiłam.
- Głupi jesteście! Siedmiolatka, która ledwo co wstała w obcym miejscu ma nas wszystkich spamiętać?! Teraz milczeć i kończyć jedzenie, bo inaczej...- Skierował swoją rękę w jeden z obrazów. Mała kula elektryczna zniszczyła cały obrazek włącznie z ramką.
- Len! To była moja ramka!- Jęknęłam już przyzwyczajona do takich wydarzeń.
- Kupie ci nową, tylko przestań skomleć.- Syknął wyraźnie zły. Jeny nadal jest zły za rano?
 - Jesteś zły.- Stwierdziłam notując w pamięci nową ramkę od panicza Tao.
- Serio? A ja myślałem, że nie zauważysz.- Jego głos ociekał ironią.
- Colorata była z nami w Księgarni... Na dobrą sprawę już nie muszę oddawać książek, jakie stamtąd wypożyczyłem.- Zielonooki uśmiechał się nerwowo.
- Błagam powiedz mi, że ten budynek jeszcze tam stoi.- Poprosiłam ukrywając twarz w dłoniach.
- No cóż... Szkielet to na pewno.- Powiedział cicho Diethel rujnując w jednej chwili moje życie, a raczej pewnego ptaszka.
- Rose, kochanie jedz ładnie zaraz przyjdę.- Uśmiechnął się wesoło, a żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. Kiedy weszłam do mojego pokoju rozpętało się czyste piekło, które z niewiadomych przyczyn zniszczyło pokój medium, co miało nieprzyjemne skutki.
- Colorata! Ty chodzący kurczaku! Stój w miejscu, a obiecuje ci szybką i bolesną śmierć!- Krzyczała blondynka niszcząc wszystko co stanęło na je drodze włącznie z mieszkańcami budynku.
- To masz imprezkę Yoh.- Powiedział z szyderczym uśmiechem złotooki.
- Tak wiem moja wina.- Płakał Asakura oglądając razem z przyjacielem i Rose jak dom staje w płomieniach, ponieważ ja miałam wejście smoka i rozwiewałam ogień mego ptaka po domu, a Anna miała wejście demona niszcząc wszystko na swej drodze.
- To będzie dłuuga noc.- Skomentował Layserg siedzący bezpiecznie pod stołem. 

 Rose, mała dziewczynka 
w wieku siedmiu lat. Jej rodzice są nieznanego pochodzenia. Dziewczynką obecnie opiekuje się ja stąd jej nowe nazwisko Dragneel, aby nie wzbudzać podejrzenia moja matka na bazie aktu urodzenia załatwiła, że Rose jest moją kuzynką, jej rodzice zginęli w wypadku i obecnie wychowanie spadło na mnie.( Krótkie wyjaśnienia, których już w dalszych rozdziałach rzadko będę wspominać).

       Uwaga!!!!
Mam nadzieje, że rozdział się podobał. Jestem już po egzaminach i łatwiej mi się skupić na tym co piszę, choć przyznam to pisałam dwa dni. Nazwiska i imiona bohaterów Shaman King są pewnie trochę inne niż "te oprawne", ale tak zapamiętałam i bardzo trudno mi to zmienić, więc tak tylko uprzedzam, że nic na to nie poradzę. Komentujcie i komentujcie, bo coś mało tych komentarzy... A właśnie teraz będę starała się pisać tak co 3 dni, czasem będą dwa na raz, ale wtedy za 6 dni może ukazać się następny rozdział. W każdym bądź proszę o komentarze. ;-) I miłego dnia życzę :-D