niedziela, 22 czerwca 2014

10. List do Pana Bociana

   


    Obudziłam się rano, na wpół zaspana poszłam do łazienki, umyłam się i zeszłam zrobić śniadanie. Kiedy trafiłam w ścianę ocknęłam się. Dotarła do mnie również jedna istotna rzecz. To nie był dom Yoh!! Trwało to chwilę za nim przypomniałam sobie, co ja tu robię i czemu jestem w tym apartamencie. Czując nowe siły ruszyłam zrobić śniadanie udając, że to co wczoraj miało miejsce w ogóle się nie wydarzyło. Czemu? Ależ to banalnie proste. Powód pierwszy skradł mój pierwszy pocałunek dla własnych celów. Powód drugi co on sobie myślał?! Nie skoczę mu w ramiona wyznając dozgonną miłość. To jego rola klękać przede mną i mówić miłosne wiersze, czy co tam teraz się mówi. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam jak Rose usiadła przy stole i zaczęła opowiadać, co jej się śniło. Jednak kiedy przyszedł pan wszystko mi wolno i podszedł do lodówki, aby wypić swój ukochany biały napój zastrzeliła nas pięknym pytaniem, które dzieci wręcz uwielbiają zadawać rodzicom( w tym przypadku nie było wyjątku).
- Skąd się biorą dzieci?- Len jak na komendę wypluł mleko i zaczął się krztusić, a ja się zacięłam sycząc wyzwiska po łacińsku dla dobra dziecka i swojego.
- Bocian je przynosi.- Odpowiedziałam wyręczając mojego towarzysza broni z trudnej sytuacji, jeszcze by jej prawdę powiedział.
- To dlaczego te panie mają takie wielkie brzuchy?- Kolejne piękne pytanie... A skąd ona ma ten magazyn??
- Am... Widzisz kochanie, kiedy bocian przynosi dziecko wkłada je do brzucha, a po pewnym czasie wyjmuje. Nie pytaj się jak bo do tej pory nie wiem.- Widząc jej pytające oczy szybko uniemożliwiłam jej dalsze drążenie tematu.
- Mama wie wszystko. Na pewno wiesz mamo, tylko nie chcesz mi powiedzieć.- Powiedziała oburzona.
- Spytaj się swego ukochanego tatusia. On zapewne wszystko ci wyjaśni jak encyklopedia.- Powiedziałam uśmiechając się pogodnie ignorując warczenie złotookiego.
- Mamo!- Krzyknęła za nim Len miał szanse otworzyć usta.
- Napiszesz list do Pana Bociana?- Spytała podnosząc kanapkę do ust, którą przed chwilą jej podstawiłam pod nosem wraz z kubkiem kakao.
- W jakiej sprawie?- Spytałam zdziwiona.
- Chce siostrzyczkę.- Odpowiedziała radośnie, szkoda tylko, że ona była jako jedyna radosna.
- Ale, ale... To tak nie działa!- Krzyknęłam, a raczej pisnęłam. Tego było za dużo! Ja jestem jeszcze młoda! Mam szesnaście lat! Nie dam się skazić jakiemuś zboczeńcowi, bo ona chce bachora! Po moim trupie!
- Mamy i tak za dużo problemów z tobą, a co dopiero z kolejnym dzieciakiem.- Przemówił fioletowłosy i chwała mu za to.
- JA chcę!- Trafiła się kosa na kamień.
- Chcesz? W takim razie ja chcę czerwonego mercedesa i prawo jazdy, ale bez osiemnastki tego nie osiągnę, więc witaj w naszym świecie. Brutalna rzeczywistość puka do twych drzwi.- Ostre, ale proste. Tak, to sposób w jaki radzi sobie mag elektryczności.
- Phi. Rodzice chcą dzieci, dlaczego nie chcecie dać mi siostry?- Dopytywała się uparcie różowowłosa. Dałam Tao ostre spojrzenie, aby coś zrobił nie mieszając mnie w to.
- Dobrze. W takim razie nie będziemy mogli chodzić z tobą na wycieczki, ani nie będziesz mogła z nami spać, jako starsza siostra będziesz musiała pomagać mamie, nieprzespane noce...nadal chcesz siostrę?- Spytał z uroczym uśmiechem.
- Nie będzie wycieczek? Będę musiała sprzątać???... Nie lubię dzieci.- Oświadczyła wracając do kanapki.
- Geniusz. Najgenialniejszy w świecie geniusz.- Powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Chcę kotka!- I znowu to samo.
- Masz ojca.- Powiedziałam bez zastanowienia.
- Tata to nie kotek.- Stwierdziła nadymając policzki.
- Jak to nie?- Spytałam ze złośliwym uśmiechem.
- Skoro ja jestem smokiem to tatuś jest kotkiem widzisz?- Spytałam uderzając go łokciem w brzuch, biedak wydał odgłos jak dławiący się kot.
- Tylko uszy i ogon mu dorobić.- Stwierdziłam dumna ze swych poczynań. Wszyscy byli zadowoleni no z wyjątkiem pana pseudo kota i nie przekonanej choć rozbawionej fioletookiej.
- Rozchmurz się przecież żartuje.- Powiedziałam ledwo słyszalnie nad uchem maga, który siedział sztywno na krześle.
- Dobra ludzie wracamy do Yoh!- Zarządziłam wychodząc z kuchni ignorując narzekanie dziewczynki, o dziwo złotooki milczał.
    Kiedy wróciliśmy do Asakury zastała nas cała chmara domowników na czele z dziewczynami, co mnie najbardziej zdziwiło Anna urządziła mi przesłuchanie!
- Co on ci zrobił?! Dlaczego jesteś taka blada?? Czemu Rose mówi o dzieciach?! Jesteś w ciąży?!!- Blondynka prawie mnie pobiła nie dając mi nawet dojść do słowa. Len się gdzieś ulotnił, a Pilika wypytywała o wszystko młodszą różowowłosą, która jak każde dziecko opowiedziała wszystko inaczej. Do tego wakacje dobiegały końca!!
- Anno daj spokój. Nic się nie stało... Powinnaś wiedzieć, że nie będę z pierwszym lepszym. Rose idziemy.- Kończąc krzyki poszłyśmy do łazienki z ubraniami na zmianę i przebrałyśmy się, a raczej siedmiolatka brała kąpiel podczas gdy ja doprowadzałam się do porządku dając Coloracie zadanie pilnowanie dzieciaka w wannie.
     Reszta dnia minęła spokojnie, Tao trenował i unikał swoich przyjaciół, a ja zamknęłam się w pokoju i czytałam książkę, a fioletooka malowała. Feniks spał, co było rzadkością i bardzo dobrze wszystkim się nam odpoczywało. Chciałabym, żeby taki spokój był już zawsze.

2 komentarze:

  1. Wybaczcie, że tak krótko, ale byłam w szpitalu i tak jakoś wyszło. Mam nadzieje, że nie jest zły teraz się postaram pisać częściej, aby nadrobić te dwa zaległe rozdziały. Chyba was nie zawiodę tym lekkim opóźnieniem. Przy okazji, ci którzy to czytają życzę wam ciepłych i słonecznych wakacji! Oraz dobrych świadectw na koniec roku.
    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam bez bicia, że to rewelacyjny rozdział...
    Kto by przypuszczał, że małe dziecko zażyczy sobie młodszego rodzeństwa. A Ren... jak to Ren. Twardy i stanowczy jak zawsze. Nie ma co. Chodź jest "Tatusiem" to co się dziwić... Megami też niezła z tym bocianem. Wykapana mamusia. Ale wracając do Ren'a. Tekst z mercedesem mnie totalnie rozbroił. Myślałam, że posikam się ze śmiechu, ale wywołałaś u mnie śmiech. Tu masz u mnie wielki plus. Tak samo moment z Anną był dobry... Martwiła się o to czy nie Megami nie spsociła czegoś na boku. A ja myślałam, że jest zimna jak lód. Trudno się mówi.
    Ten rozdział bardzo fajny, słodki i miał w sobie tyle ciepła, że nie wiem.
    A w poprzednich rozdziałach Ren się martwił, że będzie beznadziejnym ojcem, a g... prawda.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz miła rzecz, ucieszy mnie jeśli chcesz.
Proszę komentujcie, chciałabym poznać opinie na temat mojego bloga.