niedziela, 17 sierpnia 2014

Uwaga!

Drodzy czytelnicy, z powodu zbyt długiego urlopu( wakacje plus szpital) zgubiłam się w fabule jaką stworzyłam. Pomysły i postacie zaczęły mi się mieszać, dlatego postanowiłam zrobić chwilową przerwę. W zapasie mam drugiego bloga... Pisałam to  wcześniej i po drobnych poprawkach chyba nie jest taki zły. Zapraszam na razie na mojego drugiego bloga jestemkwiatek.blogspot.com. Blog o królu szamanów z dziwnym adresem, ale cóż podobno Kwiatkowski jest na topie.

piątek, 1 sierpnia 2014

Przepraszam!!

 Uwaga!!!
  Wyjeżdżam na 8 dni, dlatego nie będę zamieszczała nowych postów przez ten czas, ale kiedy wrócę postaram się szybko coś umieścić. Życzę ciepłego i słonecznego sierpnia i dużo wypoczynku, oraz dziękuję Ayane, że komentowałaś moje wypociny. Mam nadzieje, że twój blog będzie miał wiele odwiedzin i mnóstwo dobrych komentarzy. Pozdrawiam wszystkich ;-)

środa, 16 lipca 2014

16. Początek kłopotów cz.2

                                     www.youtube.com/watch?v=r50JFfofHes
*Len*
   Siedziałem w wannie w kąpielówkach... to są chyba jakieś żarty!!! W głupiej łazience nie mogę się wykąpać, bo co rusz mi ktoś włazi mimo ciągle zamkniętych, a raczej zamykanych drzwi! Usłyszałem znów pukanie do drzwi, po czym weszła Megami z nerwowym uśmiechem.
- Ja przyszłam po ubrania... Rose nie chce nosić nowej sukienki.- Powiedziała podnosząc stertę uprasowanych ubrań i szmatę, którą myłem samochód.
- To była sukienka?- Spytałem o dziwo bojąc się o moje życie.
- Była...?- Wydawała się zmylona, ale kiedy zobaczyła smar, błoto i no cóż przeciętą sukienkę na pół w stanie krytycznym uogólniając to co z niej zostało. Myślałem, że mnie rozerwie. Nigdy nie myślałem, że zna tak ostre słowa.
- Czy ty myślisz?!- Wydarła się na koniec, nie zdziwię się jak cały hotel ją słyszał, ale przecież musiałem umyć moje cudo! Nikt głupi własnych ubrań do tego nie wykorzysta, a skąd mogłem wiedzieć, że to jej sukienka była. Jasnowidzem nie jestem, do tego leżała na podłodze.
- Jak śmiałeś moją ulubioną sukienkę tak zniweczyć?!! Czy ja nic dla ciebie nie znaczę?! Pewnie, że nie! Widzisz mnie tylko jak zabawkę, którą odkładasz kiedy się znudzisz!- Wrzeszczała wymachując mi tą szmatą przed twarzą.
- Nie jesteśmy małżeństwem.- Powiedziałem cicho i w sam raz uchyliłem się przed jej pięścią.
- Grr!!! Palant! Moja matka miała rację!- Wskazała na mnie oskarżycielsko.
- Co?! Kobieto weź się opanuj! Nie jesteśmy małżeństwem, a ta szmata jest do wyrzucenia, więc przestań ubolewać nad jej losem i zrób nam wszystkim przysługę i ją wyrzuć!- Wskazałem na drzwi, dzięki Bogu miałem te kąpielówki, a swoją drogę, to gdzie jej bluzka się podziała?
- Co?! Ty idioto! To była moja pidżama!... I przestań się na mnie gapić zboczeńcu!- Wychodząc wpadła na Layserga, który był czerwony jak pomidor. Zapomniałem wspomnieć, jesteśmy w tych naszych starszych formach i powiedzmy nasze ciało jest powierzchownie starsze. Dzieciak wpadł w jej biust, odbił się i zaczął się jąkać patrząc na jej kolana.
- Jakbyś nigdy kobiety nie widział.- Zadrwiłem i to w złym momencie. Z całej siły zostałem wgnieciony w wannę. Po pierwsze ała, po drugie cała łazienka jest po kostki w wodzie i oczywiście ja będę musiał to posprzątać.
- Nie wymądrzaj się Tao.- Syknęła trzaskając za sobą drzwiami.
- O nie! Kobieta nie będzie mną dyrygować! Megami!! Wracaj tu i Jezu Chryste nie pokazuj się tak ludziom!- Wrzasnąłem wybiegając cały czerwony z sypialni, w której przebierała się ta moja niby żona.
- Zboczeniec!!- Ryknęła za mną, nie wiem, które z nas było bardziej czerwone, ale widok jej zszokowanej twarzy był bezcenny.
- Co to znaczy zboczeniec?- Spytała słodko Rose odrywając się od swoich kolorowanek.
- Ludzie, którzy się kochają lubią się tak nazywać.- Powiedział Layserg z workiem lodu na głowie wciąż trzymając kolor piwonii na twarzy.
- Ale co to znaczy??- Jęknęła różowowłosa, patrząc na mnie z szczenięcymi oczami.
- Znaczy kochany.- Powiedziałem z krzywym uśmiechem. Gdybym dostawał dolara za każdym razem, gdy słyszę to z ust tej smoczycy, byłbym milionerem( ignorując na chwilę moją pozycję i dochody rzecz jasna, bo tak to jestem nawet młodym miliarderem).
- To mama musi cię bardzo kochać.- Fioletooka uśmiechnęła się radośnie wracając do swoich kolorowanek.
- A co znaczy wiedźma?- Spytała, tym razem zakrztusiłem się mlekiem, nienawidzę bycia ojcem!! Megami Dragneel jesteś martwa! To ty mnie w to wpakowałaś!
- Wiedźma??- Spytałęm dla upewnienia. Przytaknęła szybko.
- To słowo ma wiele znaczeń, a wywodzi się z starożytnego języka, którego nikt obecnie nie pamięta…- Dziewczynka wróciła do kolorowania nie słuchając mojej głupiej paplaniny. Cóż szkoła jednak czegoś uczy. Jak zanudzić własne dziecko by cię nie dręczyło. Złote rady z okresu nauki.
- Len!!- Wrzasnęła Meg i jak zwykle muszę iść i udać, ze nic nie widziałem… Swoją drogą to nawet nie pamiętam kiedy się ubrałem. Kiedy wszedłem do sypialni blondynka rzuciła mi pierścień i wyskoczyła przez okno z piątego piętra. Pamiętajmy jednak, że jest smokiem wiatru i taki skok to dla niej drobnostka. Zaczepiłem nasze pierścienie o breloczek przyczepiony do moich jeansów i ruszyłem za nią.
*Rose*
Layserg siedział po drugiej stronie naprzeciw pustego miejsca i patrzył na butelkę mleka, którą zostawił mój tata. Nie wiem, w czym miał problem, ale wzięłam ją i dokończyłam. W końcu nie może się zmarnować.
- Kochasz mamę i tatę?- Spytałam z wesołym uśmiechem, nie wiem czemu on jest taki spięty, ale to zabawne oglądać jak się rumieni kiedy wpada na mamę w jej większej formie.
- Co?- Spytał skołowany, jakby nie wierzył w co usłyszał, albo nie rozumiał co mówię.
- Czy kochasz rodziców?- Powtórzyłam lekko zirytowana, ze mnie nie słucha.
- Taa.- Mruknął odwracając ode mnie głowę próbując ukryć wyraz swojej twarzy, który był zgaduje, że nie miły dla mojego oka.(Lays.- żebyś wiedziała zarazo!!) Dałam mu spokój, w końcu jeśli nie chce mówić, to niech nie mówi ja mam ważniejsze rzeczy do roboty niż martwienie się o zielonookiego. Już dawno zjedliśmy śniadanie, pomogłam tacie umyć samochód, bo wczoraj był tak wściekły, że mama zemdlała żeby mieć cicho i musieliśmy być blisko.( Lays.- Głupia! Ludzie nie mdleją dla spokoju!) Dlatego teraz czekam aż rodzice się dogadają i wreszcie pójdziemy popływać. Nagle usłyszeliśmy hałas, pobiegliśmy szybko do salonu rodziców.
- Gracie w berka?!- Krzyknęłam podniecona zdobywając trzy dziwne spojrzenia, jakby myśleli, że jestem głupia, albo coś.
- To na pewno nie berek!- Oświadczył Layserg z czerwoną twarzą. Spojrzałam na mamę, która leżała na tacie. Oboje mieli potargane włosy i byli spoceni, co innego mogli robić??( Len- Nie wiem! Może ratowaliśmy wam tyłek od wampira?!!)
- To co?- Spytałam ignorując wciąż pełne szoku miny rodziców.
- Może chcieli dać ci siostrę!- Krzyknął odwracając się do nich plecami. Moje oczy się rozszerzyły.
- Ja nie chcę siostry!! Ani brata!! Nawet tego nie lubię!- Wskazałam na zielonowłosego, który całkowicie miał mnie w nosie( nie żeby to była nowość).
- Wyjazd z mojego pokoju!!!- Wrzasnął Tao. Pewnie chciał jeszcze na ans na krzyczeć ale mama zasłoniła mu usta swoimi. Nie rozumiem, czemu dorośli to robią, przecież to jest ohydne!
- Ble!! Dzieci tu są!- Pisnęłam wybiegając z krzykiem. Ja pamiętam tą rozmowę z tatą. Musze znaleźć ten list i go zniszczyć! Albo znaleźć te całe ziarenka od tego głupiego bociana.

- Rose! Pohamuj się, bo cały dom rozwalisz!!- Krzyknął Diethel po godzinie szukania listu i ziarenek.
- Nie będę miała młodszego rodzeństwa! Może i tata dostał mercedesa, ale ja nie chcę rodzeństwa!! To ZŁO!- Powiedziałam z demoniczną aurą szukając wszędzie tych głupich ziarenek. Nawet w lodówce ich nie było!
- Rosalin? Co na siedem światów ty tutaj wyrabiasz?- Spytał tata wyraźnie zły, że z salonu zrobiłam śmietnik.
- Nie będę miała rodzeństwa! Znajdę te nasiona i je wyrzucę!- Powiedziałam uparcie. Złotooki spojrzał na mnie najpierw nie pewny, tego co usłyszał, a później zaczął się tak mocno śmiać, że łzy spływały mu po policzkach.
- ROSE!! Dlaczego tu jest taki śmietnik?? Nie mogę was zostawić nawet na pięć minut… Layserg dlaczego jej nie powstrzymałeś?? A ten się śmieje jak wariat! To cud, że ja jestem jeszcze zdrowa psychicznie!... Nie będę mieć dzieci nikomu nie dam się nawet tknąć palcem! Słyszysz Tao! To się tyczy głownie ciebie!- Mama wyszła z salonu i prawdopodobnie po jakiś wór na śmieci, a tata z demonicznym uśmiechem poszedł za nią.
- Oni są jak stare małżeństwo, które nie wyhasało się za młodu.- Skomentował różdżkarz i rozłożył się na kanapie. Z łazienki dobiegały jakieś piski mamy i maniakalny śmiech taty. Lays aż się podniósł i patrzył przerażony na korytarz, a ja uśmiechałam się wesoło. W końcu rodzice wrócili do normy.
- Wy to nie normalni jesteście.- Ogłosił zielonowłosy z paniką wymalowaną na swej bladej twarzy.
- Witam w rodzinie!- Klasnęłam w ręce radośnie ignorując jego dziwne spojrzenie.

                                               Uwaga!!!
  Trochę krótki, ale mam nadzieje, że na tą chwilę starczy. ;-)

wtorek, 15 lipca 2014

15. Początek kłopotów cz.1


*Layserg*
    Nastał długi weekend i wreszcie dowiedziałam się czemu moi niby rodzice nagle wyglądają na starszych. Jest tradycja, że małżeństwo podczas ceremonii zaślubin lub ślubu mówiąc potocznie wymienia się obrączkami. Len i Meg mieli właśnie takie obrączki. Sprytne i dziwne… Czy oni już planuje razem być do końca życia??? Choć sądząc po ich kłótniach to się nie zdziwię jak skończą razem. Ci dziwacy naprawdę do siebie pasują. Jednak wracając do mojej wycieczki. Okazało się, że to bilety do hotelu żony dyrektora mojego gimnazjum( wspominałem, że nienawidzę tej szkoły?). Kocham naukę i jestem z materiałem o wiele do przodu w razie nagłego ogłoszenia rozpoczęcia turnieju na króla szamanów, ale ta szkoła to jest jeszcze gorsza niż Tao kiedy tłumaczy fizykę Yoh!( Istne piekło, Asakura ledwo wychodzi z tego żywy.) W każdym bądź razie te cztery dni, które miały być wycieczką, aby klasa się zapoznała ze sobą zmieniły się w rodzinne wakacje. W sumie to mi na rękę, nie lubię nikogo z mojej klasy, nawet Rose jest lepsza od nich, a wszyscy wiedzą, że ta zaraz tylko mi zawadza. Złotooki powiedział, że przeniesie mnie do prywatnego gimnazjum do którego on sam chodził jeszcze rok temu. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać kiedy mnie przeniesie. Będę mógł zając się nauką i nikt nie będzie mi przeszkadzał… A właśnie! Po tej czterodniowej wycieczce integracyjnej dla klas pierwszych Dragneel i Tao złożyli swoje kieszonkowe i kupili dom, a raczej dwa mieszkania w strzeżonym, ogrodzonym i monitorowanym osiedlu.( Nie wiem ile ich kieszonkowe wynoszą, ale ich rodziny muszą być chyba bogaczami wśród bogaczy.)  Składa się ono z około 10 bloków czteropiętrowych  na długość około dwóch powiększonych klatek. Jest tam park, a także basen z siłownią, spa, fryzjer, sauna. Podobno jest tam również restauracja i kilka sklepów spożywczych, obuwniczych i odzieżowych. Lucy( mama Meg) zna się na tych wszystkich prawniczych zmianach dlatego, aby uniknąć policji oraz przemocy ja z Rose mamy mieszkać tam z „naszymi” rodzicami, a Len i Megami będę wpisywali w swoje dane adresy swoich mieszkań. Tao ma apartament, w którym ciągle siedzi jego siostra, a Meg będzie wpisywała adres domu Yoh u którego się zatrzymała. Cóż plan bez pudła, ale jest mała luka w ich planie… Jak oni mają zamiar być tam codziennie, aby nie dać się złapać?!
- Layserg!! Spakowałeś się?!- Moje rozmyślenia przerwała blondynka pukając do drzwi.
- Zaraz skończę!- Odpowiedziałem wracając do pakowania. Jutro wyjeżdżamy, więc panuje ogólny chaos. Tamara się wścieka, że po powrocie się przeprowadzamy, Anna urządza imprezę ogłaszając, że dni tyranii znów zagoszczą w jej domu, chłopaki płaczą, Rio lamentuje najbardziej nie dając mi żyć, ale fioletowłosy skutecznie go ogłuszył i dziwnym, trafem od dwóch dni pseudo Elvisa nie widuje już nikt. Pilika ogłosiła bunt i sama się buntuje, jednak nikt nie zwraca na nią uwagi, a Jun jak to Jun traktuje swego brata jak pięcioletnie dziecko.
- Skończyłem!- Krzyknęłam z tryumfalnym uśmiechem zamykając walizkę pełną książek.
- Spakuj też ubrania.- Powiedział mag błyskawic opierając się plecami o ścianę w moim pokoju. Pisnęłam i odskoczyłem w szoku od łóżka patrząc jak mój przyjaciel podaje mi inną walizkę… nie była moja, ale miała ładny zielony kolor. Spojrzałem na niego tępo, najpierw zakrada się jak ninja, później czyta mi w myślach, a teraz wyciąga walizkę, której wcześniej przy sobie nie miał! On jest jakimś magikiem, czy co?!
- Ręcznik, szczoteczka do zębów, pasta, ręcznik na basen, ubrania na zmianę, pidżama i kąpielówki.- Powiedział wciąż nie opuszczając mojego sanktuarium tylko przypatrując mi się znudzonym wzrokiem… ostał zmuszony. Kropla potu spadła mi w stylu anime z tyłu głowy, a ja głupi myślałem, że to sam od siebie tak się o mnie troszczy. Naprawdę jestem naiwny.
- Pośpiesz się, nie mam całego dnia.- Powiedział szorstko, szybko włożyłem co kazał, wziął ode mnie walizkę i wyszedł. Odetchnąłem kiedy zamknął za sobą drzwi i osunęłam się po ścianie czując nie bywałą ulgę, że wyszedł. Niby nikt się go nie boi, ale samym wzrokiem potrafi mnie przestraszyć. Właśnie czas na obiad, pakowałem się od rana i mój brzuch domaga się jedzenia. Zszedłem ostrożnie unikając śmiertelnych pułapek zastawionych przez Tamure jak na przykład, woda na podłodze, kula do kręgi na środku korytarza, lub mokra poręcz od schodów albo najlepsze olej na pierwszym stopniu… Myślałem, że stać ją na więcej.
- Layserg! Zobacz! To nasz nowy dom.- Ledwo usiadłem do stołu, a widok zasłoniły mi jakieś kolorowe plamy!
- Rose ja nic nie widzę.- Powiedziałem zirytowany, a to dziecko nawet się nie obraziło na ton mojego głosu!
- Nie wymachuj tymi zdjęciami ludziom przed nosami, bo im krzywdę zrobisz.- Surowy i zirytowany głos Tao rozległ się po kuchni… Tak wszystko jasne, moją niechęć myli z dobrocią ponieważ złotooki traktuje ją podobnie. Z deszczu pod rynnę jak to mówią.
- Tak tato.- Jakim cudem ona nie odczuwa przed nim żadnego respektu, strachu lub szacunku?!
- W końcu to dziecko.- Powiedział z demonicznym uśmiechem myślałem, że ducha wyzionę.
- Len! Przestań straszyć dzieci i nałóż do stołu.- Megami stanęła nade mną i patrzyła na maga opartego o framugę drzwi. Skrzywił się i burknął kilka słów, których nie powinien używać w obecności dzieci, ale wykonał „prośbę”.
- Skończyłeś trening?- Spytała Dragneel jakby go przesłuchiwała, skinął głową na potwierdzenie i usiadł obok różowowłosej z naburmuszoną miną.
- Ben coś mówił?- Znów zapytała, nie wiem czemu, ale jestem pewny, że coś ukrywają.
- Nie wie.- Odpowiedział wojownik z Chin z poważnym wyrazem twarzy. Blondynka zaklęła pod nosem i zaczęła nakładać do stołu z grymasem niezadowolenia.
- Tam jej nie dostaną… Nie wiem czego chcą, ale jestem prawie pewna, że przeprowadzka dobrze nam zrobi. Anna pozakładała z Tamarą kilka pieczęci, z naszymi barierami wystarczy na utrzymanie porządku… Macie to nosić.- Ogłosiła z poważnym wyrazem twarzy podając nam, a raczej mi spinkę do włosów, a małej zarazie bransoletkę. Spojrzałem na nią jakby była niepoważna. Ta cała spinka to była zwyczajna czarna wsuwka do włosów.
- Macie to nosić.- Powtórzyła patrząc na nas z czerwonymi oczami.
- Tak!- Pisnęliśmy jednocześnie zakładając nasze prezenty. Chciałem skomentować, że nic się nie stało, ale uznałem, że lepiej nic nie mówić skoro Megami jest w stanie łatwo mnie uciszyć używając siły fizycznej. Szybko zjadłem i wróciłem do siebie nie chcąc być ofiarą gniewu nastolatki, której szaleją hormony. Cudem nie wpadłem w żadną „pułapkę” Tamary, dlatego zabarykadowałem drzwi w swoim pokoju i próbowałem wszystko zrozumieć, ale kiedy położyłem się na łóżku ogarnęła mnie ciemność.
Obudziły mnie krzyki Dragneel, dzieciaka i Tao. Była piąta rano i czas naszego wyjazdu i… zaraz! Wczoraj nie zjadłem kolacji!! Nie wiem dlaczego, ale nie pamiętam nic oprócz jedzenie obiadu… Meg i Len o czymś mówili, ale nie pamiętam o czym… Pewnie o tej przeprowadzce. Zaraz…
- Kto mnie zabarykadował od środka?!- Krzyknęłam. Cleo usiadła na moim ramieniu i wzruszyła ramionami.
- Pewnie Jocko i Trey znów sobie żarty ze mnie robią.- Burknąłem zirytowany odblokowując przejście. Mój stróż cały czas siedział na moim lewym ramieniu i uśmiechał się pocieszająco.
- Chociaż ty mnie rozumiesz.- Powiedziałem wyczerpany wychodząc z pokoju i kierując się do łazienki, aby się umyć i zmienić ubranie. Złotooki i niebieskooka wyglądali znów jak dorośli i w sumie zachowywali się jak  dorośli. Szukali Rose, która siedziała na schodach i kolorowała. Kiedy schodziłem pociągnęła mnie za nogawkę i na jej szczęście się nie przewróciłem. Chcąc czy nie spojrzałem na nią z odblaskami śmierci, ale osłupiałem kiedy podała mi pudełko ze śniadaniem i termos z herbatą.
- Mama zrobiła nam śniadanie do samochodu, ale tata każe zjeść teraz. To twoje.- Powiedziała, kiedy niepewnie wyciągnąłem ręce po zielone pudełko i biały termos.
- Dzięki.- Mruknęłam siadając obok i jedząc podziwiając cyrk przede mną. Obaj magowie biegali po całym domu w poszukiwaniu kluczyków lub komórek albo biegali za Treyem obiecując mu szybką i bolesną śmierć. Koło siódmej Len zarządził zbiórkę przy samochodzie, a kilka minut później byliśmy w drodze do hotelu, który znajdował się gdzieś w lesie za Tokio. O dziwo nie było korków, ale to dlatego, że jechaliśmy skrótami przez las… Dotarliśmy tam wieczorem! Ponieważ obie panie musiały się zatrzymać w lesie i zgubić, a raczej zaraz musiała nam uciec, więc Colorata jej szukała. To była męczarnia! Len był na granicy wybuchu i na nasze szczęście oberwało niewinne drzewo, które blokowało nam drogę…
- Jesteśmy!!- Krzyknęłam radośnie, fioletooka również podskakiwała i chichotała w swoim foteliku.
- Pamiętajcie, Lian i Megan Diethel, wasze imiona to Rose i Layserg Diethel.- Powiedział oschle fioletowłosy kierując swoje spojrzenie na radosną dziewczynkę, która go zapewne w ogóle nie słuchała. W końcu ja wiem jak się nazywam.
- Bierzcie walizki i idźcie do środka.- Powiedział, chcąc odstawić samochód. Musi być wściekły, że jego cudo jest całe w błocie. 
       Szybko zabraliśmy wszystkie walizki i zrobiliśmy co kazał. Pomijając, że Megami ma nadludzką siłę i bez problemu niosła trzy czwarte naszego bagażu  apartament jaki dostaliśmy był niesamowity! Salon, wielka łazienka, garderoba, sypialnia i pokój dla dwóch dzieciaków… Tak było prawie super.

     Sakura Hime

- Widzę, ze wreszcie państwo dojechali.- W drzwiach zawitała nas moja wychowawczyni. Myślałem, że Meg na zawał padnie lub ją zabije. ( Osobiście wlałbym drugą wersję.)
- Tak zrobiliśmy sobie piknik w lesie.- Powiedziała z sztucznym uśmiechem blondynka.
- Od ilu lat są państwo małżeństwem?- Spytała zielonooka. Zakrztusiłem się własną śliną, czy ta kobieta pcha się z butami do mojego… znaczy ich życia?!
- Czternastu.- Powiedziała z wesołym uśmiechem niebieskooka widząc szok na twarzy mojej nauczycielki.( Oboje mają niby 32 lata, więc wiecie…)
- Ja mam nie długo czternaście… W drugim semestrze w marcu.- Powiedziałem próbując dać szanse Megami do zmiany tematu.
- Tak na wiosnę, miałam dać ci imię Haru, ale twój ojciec uparł się przy tym, a właśnie gdzie on jest miał tu być pięć minut temu.- Moja niby mama zagryzła dolna wargę dając znać, że idzie na żywca i nie wie co ma mówić.
- Jakiś problem?- Spytał chłodno nasz wybawca patrząc na rudą kobietę jakby miał ją zabić wzrokiem. Ta pisnęła i usunęła mu się z drogi. Oczywiście jak przystało na naszego Lena trzasnął za sobą drzwiami i zamknął je na klucz.
- Ja tu przyjechałem odpoczywać, a nie gadać o twoich ocenach.- Syknął wyraźnie wściekły opierając się plecami o drzwi.
- Pani przyszła pytać się jak nam minęła podróż.- Powiedziałem podnosząc pytająco brew na przyjaciela.
- To już moja sprawa jak nam minęła.- Syknął wyraźnie wściekły, chyba wciąż mu nie przeszło.
- Jutro myjemy samochód.- Ogłosił chłodno i aby nie  słyszeć żadnych sprzeciwów poszedł do łazienki.
- Dlaczego mnie to spotyka?- Spytałem patrząc na sufit jakby miał mi odpowiedzieć.
- Będzie zabawnie.- Powiedział Meg i z ciepłym uśmiechem pomogła się nam rozpakować. Potem zagoniła mnie do łazienki i kiedy ja oglądałem jakiś film dokumentalny o wampirach przyłączył się do mnie Tao przełączając na film o wampirach. Dziewczyny dołączyły do nas w środku. Złotooki siedział w środku i patrzył znudzony na lejąca się krew, ja ziewałem co kilka minut nie będąc w ogóle wzruszony. Rose spała, a Meg skakała na każdy krzyk, a pod koniec praktycznie leżała na magu, który uśmiechał złośliwie. Jestem pewny, że albo wykorzysta to jako szantaż, albo specjalnie puścił taki film, żeby bezkarnie tulić swoją niby żonę… Dziwaki. Z tym zasnąłem i nawet nie zobaczyłem zakończenia!
*Len*

      Nie wiem dlaczego zawsze ja muszę wszystkich nosić. Layserg i Rose wziąłem jak worki kartofli. Mieli tak mocne sny, że nawet nie drgnęli, kiedy położyłem ich na jednym łóżku.
- Oboje jesteście zarazami.- Powiedziałem okrywając każdego z osobna kocem. To drogi hotel, a nie stać ich na klimatyzację?! Do tego ta jego nauczycielka. Chyba do końca życia będę miał urazę do starszych kobiet. Megami nie miała lepiej niż tamta dwójka, tylko w jej przypadku rzuciłem ją na łóżko, okryłem kołdrą, a sam wziąłem koc barykadując się poduszkami, których była tu cała sterta. Pewnie poduszek mają tu w bród, a głupiej klimatyzacji to nie mogą załatwić?! Obudziłem się wcześnie rano, nade mną stała Rose mamrocząc coś o koszmarze.
- Idź spać.- Burknęłam wskazując za swoje plecy. Nigdy nie miałem ochoty spać do południa, ale to dziecko w przeszło miesiąc spać mi nie daje i zniszczyło mi budzić biologiczny, którego wyrobienie zajęło mi osiem lat! Chwilę później obudził mnie Layserg przerzuciłem go za plecy, gdzie był trzymany zapewne przez Meg i spałem dalej. Było koło 11, kiedy obudziłem się wyspany. Po raz pierwszy od miesiąca! Co prawda ciężko mi się oddychało, ale sen miałem piękny.  Przetarłem oczy i spojrzałem na rozmazaną różową plamę na mojej klatce piersiowej…
- Uwielbiasz mi utrudniać oddychanie.- Powiedziałem do Rose, która była w głębokim śnie. Ten dzieciak mnie zadziwia. Layserg spał wtulony, a raczej przy miażdżony w moje prawe ramię przez Megami, którą dziwnym trafem obejmowałem prawą ręką podczas gdy lewą trzymałem dzieciaka, który przeturlał się na moją lewą stronę.
- Za jakie grzechy?- Spytałem patrząc w sufit i błagając o cud. Nie lubię leżeć długo w łóżku otoczony ze wszystkich stron, więc wstałem położyłem niby córkę na prawy bok niby żony i poszedłem się umyć chwytając pierwszy zestaw ubrań jaki naszykowałem. Zdjąłem pierścień i spokojnie zażywałem relaksacji podczas gdy trzy istoty, które strasznie działały mi na nerwy spały i nie sprawiały mi problemów.
        Koło dwunastej byłem odprężony i zrelaksowany. Tylko umyć moje cudo i będę w pełni szczęśliwy. Śniadanie mieliśmy w salonie na dwóch srebrnych wózkach. Ledwo usiadłem na kanapie, a dobiegł mnie krzyk Layserga. Po chwili przybiegł do mnie cały czerwony wskazując na niby mój pokój i mówiąc jakieś niezrozumiałe dla nikogo słowa.
- Przyzwyczajaj się.- Powiedziałem ze stoickim spokojem ignorując jego piski i jeszcze bardziej czerwone policzki. 
- Tato! Dlaczego Layserg z nami spał?- Spytała Rose z wesołym uśmieszkiem na twarzy. Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po filiżankę z kawą. Dlaczego ja mam dzieci?? A no tak, bo moja dziewczyna kocha dzieci i zaadoptowała by nawet Yoh, gdybym dosłownie nie wybił jej tego pomysłu z tej pustej głowy!!
- Rzuciłeś mną nawet nie dając dojść do słowa!!!- Wydarł się strasznie wysokim głosem zielonowłosy jeszcze przed mutacją. Spojrzałem na niego chłodno, wzdrygnął się i marudząc pod nosem usiadł i zajął się swoim śniadaniem.
- Idzie tu.- Powiedziała chłodno Megami patrząc na drzwi od salonu. Jej oczy migały na czerwono, ale zignorowałem to. W najlepszym wypadku klasa wróci bez wychowawcy, a ja będę wolny od tego jej dziwacznego spojrzenia. Ledwo przyzwyczaiłem się do tej hiper blondynki… Swoją drogą muszę być więcej przy tej dziewczynie smoku, czy jej się to podoba czy nie. Może wtedy ta ruda się wreszcie odczepi! Wszyscy drgnęliśmy gdy dobiegł nas odgłos pukania i jej irytujący głos napotkał nas z samego rana. Jak na zawołanie Rose siedziała ze swoim talerzem na moich kolanach, a dziwnym trafem Layserg i Meg wepchnęli mnie na środek kanapy i otoczyli z obu stron. Przynajmniej mam trzech ochroniarzy wbrew sobie uśmiechnęłam się i schowałem twarz w włosy różowowłosej, aby ta głupia kobieta sobie nie ubzdurała, że ma u mnie jakąkolwiek szanse.
- Dzień dobry!- Zaświergotała wchodząc do salonu z tym swoich szerokim uśmiechem, aż mnie zemdliło.
- Był dobry.- Burknął Layserg patrząc chłodno na swoją nauczycielkę.
- Dzisiaj organizujemy wycieczkę do lasu. Zbiórkę mamy za godzinę.- Powiedziała tym swoim radosnym głosikiem.
- Niestety dzisiaj Layserg zostaje z nami. Moja żona ma imieniny i jedziemy do restauracji na obiad.- Spojrzałem ostro na zielonooką, która wydawała się zaskoczona, że jej odmówiłem.
- Ale klasa miała się lepiej poznać…- Powiedziała patrząc na nas skołowana.
- Może pani nie wie, ale mój syn będzie szedł do innej szkoły, jesteśmy tu bo musimy, co nie znaczy, że będę się pani słuchaj. Robię co mi się podoba i na pewno nie idę do lasu z bandą smarkaczy, która nawet minuty nie usiedzi w spokoju i ciszy.- Wstałem z Rose trzymając ją na lewym boku i patrząc na kobietę z góry. (Dosłownie.) 
- To w końcu dzieci panie Diethel.- Powiedziała cicho unikając mojego wzroku. Chyba zrozumiała kto tu rozdaje karty.
- Za moich czasów tak nie było, więc mało mnie obchodzi, że to dzieci. Skoro dwunastolatki zachodzą w ciąże, to te smarkacze powinny być posłuszne, a nie rozwydrzone.- Syknęłam ignorując lekko przestraszoną Rose.
- Co? Nie może pan wymagać ode mnie, że wszyscy będą chodzić jak z zegarku!- Powiedziała oburzona.
- Nie mój problem.- Spojrzałem na nią jak na najgorszego wroga. Biedulka aż zbladła ze strachu.
- Może pani już wyjść.- Wtrąciła się blondynka stając obok mnie i głaszcząc różowowłosą po ramieniu, aby się uspokoiła.
- Niech pan się postawi na moim miejscu. Na pewno byś nie podołał Lian.- Warknęła wyzywająco.
- Nie pamiętam bym przeszedł z panią na „ty”.- Powiedziałem jadowicie gotów rozszarpać ją na strzępy moimi piorunami.
- Zachowujesz się jak nastolatek.- Odparowała wciąż unikając bezpośrednie kontaktu wzrokowego, ale nim zdążyłem odpowiedzieć jakąś dobrą ripostą Megami miała przypiętą do ściany trzymając ją z gardło jedną ręką.
- Posłuchaj panno Sakura. Mój brat jest prawnikiem, moja siostra policjantką, zbliż się do mojego męża jeszcze raz a przysięgam, że nikt nie znajdzie twojego ciała. Teraz wynoś się póki jeszcze możesz.- Niebieskooka mówiła niczym demon, jej kły i paznokcie znacznie się wydłużyły na szczęście panna Hime miała szczelnie zamknięte oczy, więc nic nie widziała, ale uciekła jeszcze bardziej przerażona niż po naszej pierwszej wizycie.
- To co robimy?- Spytał Layserg trochę zdziwiony, że zrobiliśmy taką aferę z powodu głupiego wyjścia do lasu. Niestety, ta cała Sakura Hime to zwykły demon, podrzędnej klasy i mało niebezpieczny, ale w lesie na pewno miała silnych sprzymierzeńców, którzy zaczęli od jakiegoś czasu na nas polować.               Megami chodzi jak na szpilkach wszędzie wyczuwa jakiś wrogów, jednak najgorsi są cienie. Przychodzą w nocy i są wstanie po przez sen odebrać życie. Prawda nic cię nie boli po śpisz tak zwana bezbolesna śmierć, ale są też przypadki, gdzie opętuje ciało i wiąże się z nim i jedynym rozwiązaniem jest zabić taką osobą wtedy ginie również i ten drugi typ cienia. Wymazałem zielonookiemu pamięć, a raczej stłumiłem usłyszaną przez niego rozmowę jaką miałem z Megi przedwczoraj przy obiedzie. Ta spinka to zwykła spinka, która była naładowana prądem, żeby zasnął bardzo głęboko. Stłumiłem mu pamięć i dzięki lekcją Bena nałożyłem na niego pieczęć ochronną. Jest tak jakby nie widoczny dla demonów i tym podobnych stworów, coś jak duch. Z Rose z drugiej strony mamy problem zdaje się, że zależy im szczególnie na naszej trójce, ale z tego co mówił Igneel i mój dziadek te potwory poszukują również ciała dziecka, którym łatwo manipulować, a takim kimś jest Layserg. Musimy się ukrywać i wstrzymać od ataku tak długo jak tylko się da, bo jeśli zaczniemy to już do końca będziemy tkwić w tej wojnie, a smoki będę zagrożone. Spojrzałem na Dragneel, która patrzyła pustym wzrokiem na swoją rękę. Postawiłem fioletooką, która pobiegła do różdżkarza, który mruczał o niesprawiedliwości i, że świat go nienawidzi zapewne zrozumiał, że jestem zbyt zajęty myślami, żeby mu odpowiedzieć, a na dokładkę dostał dzieciaka w opiekę.
- Będzie dobrze.- Zapewniłem blondynkę, której oczy znów zaczęły migać na czerwono.
- Jest ich więcej.- Syknęła ściągając pierścień . Jej tęczówki przybrały czerwoną barwę, włosy miała zwinięte w koński ogon, jej skóra wydawała się porastać łuskami, zęby i pazury wydłużyły się. Mocno ją objąłem prosząc by się uspokoiła.
- Przemienisz się i narazisz te dzieciaki. Musimy czekać… Błagam uspokój się.- Nienawidzę tego robić.
- Nie dajesz mi wyboru.- Syknęłam i żeby was zmartwić uderzyłem jej w kark z lewej strony. Zemdlała i wróciła do normy. Zaniosłem ją do tej znienawidzonej prze zemnie sypialni i położyłem na tym wielgaśnym łóżku.
- Czuje się jakbym był na miesiącu miodowym z dziećmi… Moje życie jest do kitu.- Z tym jakże optymistycznym nastrojem poszedłem dokończyć śniadanie.
- Jeszcze trzy dni.- Powiedział Diethel z kwaśnym wyrazem twarzy.
- To koszmar.- Opadłem na kanapę, a Rose śmiała się z naszej rozpaczy.
- Będziesz następna.- Ogłosiłem mało przekonany co do tego. Oczywiście to ją bardziej rozweseliło, ale Lays włączył jakąś bajkę, więc się na niej skupiła. Swoją drogą jakim cudem te dzieciaki nie zauważyły drastycznej zmiany u Megami??

                                            UWAGA!!!
I jak się podobało? Chyba trochę namieszałam i ogółem mi raczej nie wyszedł ale postaram się następnym razem napisać lepiej. A Ayane, dziękuje za twoje komentarze i mam nadzieje, że cię nie zanudziłam, również chciałabym pochwalić twojego bloga. Fanom Hao serdecznie polecam. Sama nie przepadam za Asakurom, ale Ayane pokazała go naprawdę pod niesamowitym kątem. Komentujcie!! Pozdrawiam ;-)       

środa, 9 lipca 2014

14. Rozpoczęcie roku

                                     Uwaga!!!!

 Z góry przepraszam za błędy, wybaczcie, ale napadła mnie wena, więc napisałam, a i naprawdę będę starała się pisać chociaż raz na tydzień, ale nic nie obiecuje. Mam kilka wizyt w szpitalu i pisze w wolnym czasie, więc... Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;-)



*Layserg*

      Ostatnio Len i Megami się do siebie zbliżyli. Nie jestem zazdrosny, a raczej… nie widzę Meg w ten sposób, co Tao. Jest jak siostra, a nawet matka. Nie wiem dlaczego! Irytuje mnie fakt, że jest jakieś dwa lata starsza od Yoh, z początku wręcz identyczna z zachowania jak on, ale… Z czasem stała się poważniejsza i ten no… bardziej czuła? Nie umiem tego opisać, jednego dnia jest beztroska i wesoła zaś drugiego ciepła i opiekuńcza. Chyba naprawdę ma w sobie krew smoka i ten ich instynkt, ale nie o tym teraz chce mówić. Jak wszyscy już wiedzą jutro zaczyna się rok szkolny, a ja jestem najmłodszy z naszej rodzinki. Mam trzynaście lat i nigdy jeszcze nie miałem rodziców na moich… na niczym. W końcu od siedmiu lat jestem sierotą! Nie wiem, a raczej nie pamiętam miłości rodziców. Dlatego chcę, aby Dragneel przyszła na moje rozpoczęcie roku jako moja siostra. Niestety ciągle jest gdzieś ciągnięta przez tą małą zarazę! Jest jeszcze gorsza niż Tao gdy zobaczy swe ulubione mleko!( Mleko to mleko no ludzie, co za różnica w jakim opakowaniu?!==”).
- Co chcesz?- Spytał złotooki wyrywając mnie z transu. Spojrzałem na niego ze strachem. Jeszcze tego mi brakuje, umrzeć z porażenia prądem.
- Meg szybko nie będzie wolna, chcesz coś?- Spytał obojętnie jak zwykle z resztą, ale tym razem nie chciał zabić mnie wzrokiem.(Lays.- Mamy postęp, brawa dla pana zimnokrwistego!-Len- Siedź cicho bo zostanie z ciebie proch!-Meg.- Nie słuchaj go! On tylko chce być groźny hehe.- Lays.- On zawsze jest groźny! ><”)
- Nie! Znaczy tak, znaczy…- Przerwał moje nerwowe gadanie uciszając mnie ruchem ręki.
- Wykrztuś to z siebie.- Rozkazał zirytowany moim niezdecydowaniem.
- Jutro mam rozpoczęcie roku i…- Znów mi przerwał, tym razem mierzwiąc włosy. Czułem się dziwnie, był ode mnie wyższy o jakieś dwie głowy i nie zapowiadało się, żeby przestał rosnąć( Chyba warto pić mleko;-) ).
- Nie da rady Meg idzie z Rose, ale… Zobaczę, co da się zrobić. W każdym bądź razie będzie.- Powiedział z tajemniczym uśmiechem i wyszedł z kuchni z butelką mleka… Tą litrową. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc spędziłem mój dzień, a raczej połowę tak jak zwykle, uczyłem się z książek do gimnazjum do obiadu, później trenowałem do kolacji unikając Anny jak ognia, a po kolacji i prysznicu wróciłem do czytania kolejnego tomu powieści detektywistycznej przy której jak zwykłe zasnąłem.
     Obudziłem się koło siódmej, zjadłem śniadanie, zaliczyłem szybki trening na rozbudzenie, a później poszedłem się umyć i ubrać w strój galowy. Biała koszula, bordowy krawat, czarna kamizelka i czarne spodnie z czarnymi butami. Wyszedłem przed czasem, aby na pewno się nie spóźnić( nawyk od Tao). Musiałem jechać autobusem, tramwajem i znów autobusem! Oświadczam wszystkim wszem i wobec, że nienawidzę mojego gimnazjum!


      Dotarłem do szkoły półgodziny przed rozpoczęciem uroczystości i zająłem wyznaczone miejsce w rzędzie krzeseł dla mojej klasy. Za dziesięć dziesiąta byli chyba wszyscy, siedziałem na wylocie i obserwowałem jak dzieciaki przychodzą ze swoimi rodzinami i jak na złość na salę gimnastycznej wpadła ta mała zaraza!... Chwila moment, co ona tu robi? Za nią weszła… przysiągłbym, że starsza wersja Megami. Obok niej był… LEN?!!! Co tu się wyrabia?!
- Layserg!- Blondynka podeszła do mnie szybko wstałem odruchowo i bardzo tego żałowałem. Myślałem, że mnie udusi.
- To ja młody. Mam specjalny pierścień na takie okazje, więc się o nic nie martw.- Powiedziała cicho, tak że nikt jej nie usłyszał.
- Powodzenia synku! Nawet tata urwał się ze spotkania dla ciebie.- Powiedziała radośnie… Trochę mnie to przytłacza… Może dlatego, że wciąż mnie trzymała w morderczym uścisku. Jak nie Rio to Meg, ciekawe kto następny w kolejce.
- Mamo… Powietrza…- Wystękałem. Szybko mnie puściła, ale poprawiła mi włosy i krawat… oraz kołnierz i kamizelkę po czym( dzięki Bogu) zawołał ją „mój tata” i mogłem odetchnąć. Ceremonia zakończyła się dość szybko, więc wszyscy rozeszli się do swoich klas wraz z osobami towarzyszącymi. Moja nauczycielka Hime Sakura uczyła historii, więc zaczęła opowiadać o wszystkim według godzin i dat. Co jakiś czas poprawiała przy tym swoje duże okulary z czarnymi oprawkami ukrywającymi jej ciemne zielone oczy. Rude włosy związane miała w kok, a jej strój przypominał stewardesę. Niewysoka w czarnych szpilkach wyglądała na młodą, choć ględziła jak stara babcia. Wszyscy zaczęli przysypiać, ale wtrącił się Len.
- Wybaczy pani, ale jak pani wie, jest to dzień pracy i tak się składa, że za chwilę mam spotkanie, więc jeśli byłaby pani tak miła i pominęła lata siedemdziesiąte byłbym bardzo wdzięczny.- Może i brzmiał miło, choć trochę niegrzecznie się zachował, to jego ostre spojrzenie było dalekie od jego miłych słówek.
- Oczywiście panie…- Ruda kobieta jakby ignorowała jego niegrzeczne zachowanie… Błagam nie mówcie mi, że zakochała się w moim starym!... Albo starszym przyjacielu, w obu przypadkach jest źle.
- Lian Diethel.- Powiedział surowo… Jak tak mu się przyjrzę, to miał bordową koszulę srebrny krawat i czarne spodnie z dopasowanymi butami. Złote oczy znajdowały się za okularami z ciemnymi fioletowymi oprawkami, a włosy miał krótkie i ciemno fioletowe w odróżnieniu od jego nastoletnich, które miał jasne. Jednak oczy miał tego samego koloru. Moja „mama” miała krótkie jasne blond włosy do ramion mocno pofalowane, delikatny makijaż podkreślający jej niebieskie oczy. Ubrana w biała koszulę z krótkim rękawkiem i obcisłe jeansowe spodnie z czerwonymi szpilkami. Sięgała Tao do ramienia, a on był na pewno wysoki. Zielonooka nauczycielka dość szybko podała nam nasze plany i najbliższe propozycje wycieczek, a z tym się rozeszliśmy.
- Adoptowali państwo syna?- Spytała nagle pani Sakura zatrzymując nas przy drzwiach. Stanąłem wmurowany. Już się wydało?
- A nawet jeśli? Może to mój brat, kuzyn, albo ktokolwiek. Nie twój interes panienko, ale na pewno jest MOIM dzieckiem i jedna skarga, a nie ręczę za siebie. Czy to jasne?- Złotooki położył mi rękę na ramieniu i spojrzał z mordem w oczach na moja wychowawczynię, która zbladła i wróciła szybko do klasy płacząc przerażona ciche pożegnanie.
- To było trochę za ostre kochanie.- Powiedziała Megami trzymając Rose na prawym biodrze.
- Nie mój problem! A co jeśli by miał amnezje albo by nie wiedział, że został adoptowany? Ta cała nauczycielka ma niewyparzony język i dopilnuje, żeby został przepisany do szkoły prywatnej.- Tao naprawdę wczuł się w rolę, do tego cały czas trzymał rękę na moim ramieniu… Przez chwilę poczułem się jak dawniej.
- Kotku, wiesz, że ja nie żałuje pieniędzy, ale czy nie będą mu tam bardziej dokuczać? Lays ma delikatny charakter…- Dragneel również wczuła się w rolę… Ciekawe, czy wiedzą, że to tylko na niby, ale… Nie chcę, żeby to się skończyło. Chce mieć takich rodziców już na zawsze… mimo, że to trochę dziwne.
- Jini raz nim zamotała i już go skreślasz, chłopak ma się nauczyć odpowiedzialności i stanowczości, a tutaj… ciamajda z niego wyrośnie.- Nawet Lian Diethel był surowy i gburowaty jak Len Tao eh.
- Rób jak uważasz skarbie.- Niebieskooka celowo ignorowała imię fioletowłosego i nie wiem, czy zdają sobie z tego sprawę, ale nie są moimi…
- Właśnie młody, od teraz jesteś naszym synem, znaczy tych nas.- Złotooki wskazał na siebie i swoją am żonę?... czytać w myślach umie czy jak?!!
- Tak! Załatwiłam wszystkie papiery, o nic nie musisz się martwić, tylko musisz zapamiętać nasze imiona… dostaniesz też nasze wszelkie dane rodzicielskie, więc nie martw się… A i jeszcze jedno poznaj swoja siostrę!- Radosna Megami właśnie zniszczyła mi całe życie.
- Nie załamuj się, też mi nie na rękę, że mam żonę i dwójkę dzieci.- Len po raz pierwszy dał mi słaby uśmiech, a jego oczy błyszczały z natłoku różnym miłych i ciepłych uczuć.
- To jedziemy na jednym wózku?- Spytałem retorycznie, on tylko zaśmiał się głośno klepiąc mnie po plecach kierując się do czarnego mercedesa z gwiazdami w oczach.
- Wsiadać… na reszcie poprowadzę moje cudo.- Mówił z rozmarzonym uśmiechem.
- Na mnie tak nie reaguje.- Burknęła blondynka zapinając różowowłosą w jej foteliku i siadając z przodu.
- Am Len, Meg… Za trzy dni jest długi weekend i nie macie planów prawda?- Spytałem z nerwowym uśmiechem widząc, co jest napisane na tych całych kartkach z datami i planem lekcji. Mag elektryczności spojrzał na mnie przez lusterko kierowcy z pytającym wzrokiem.
- Widzicie… Każda klasa ma cztery dni integracji ze sobą i… dla nas to wypada w ten weekend i… mamy jechać z najbliższą rodziną.- Powiedziałem upewniając się w między czasie, czy dobrze czytam.
- Cztery dni… z wami… pod jednym dachem?- Spytał Tao czując, że zaraz wpadnie w depresję.
- JEJ!! Wycieczka!!- Piszczała fioletooka
.- Jej cztery dni z zarazą! Nie mogę się doczekać!- Powiedziałem z ironiczną wesołością. Dzieciak chyba mnie zignorował bo zaczął chichotać, a Meg uśmiechała się jak dzika.
- Błagam niech ten koszmar się wreszcie skończy.- Len i ja powiedzieliśmy to jednocześnie powodując u czarodziejki powietrza napad śmiechu. Cóż moje życzenie się spełni… Chyba już nigdy nic sobie nie zażyczę!


                                              

sobota, 5 lipca 2014

Uwaga!!

 Przepraszam, ale przez kilka następnych dni nie będę zamieszczała nowych rozdziałów z powodów szukania liceum... Byłam chora, i tam porobiły mi się problemy z testami. W każdym bądź razie od połowy lipca zacznę pisać regularnie, co mniej więcej dwa razy na tydzień. Pozdrawiam i życzę miłych wakacji ;-)

wtorek, 1 lipca 2014

13. Wizytacja

   

     Od dzisiaj mam tydzień wakacji, a na dostawkę przyjeżdżają moi rodzice. Tata właściwie ma tu jakieś spotkanie, a w drodze powrotnej mnie odwiedzi, a moja mama przyjeżdża dzisiaj.
- Megami?? Coś się stało?- Spytała Tamara, kiedy weszła do mojego pokoju widząc mnie białą jak śnieg.
- Skąd to pytanie?- Zachichotałam nerwowo pocierając prawą ręką kark.
- Jesteś biała.- Odpowiedziała za nią chłodno Anna obrażona i zła za zapewne złamany ołówek(, który pewnie sama złamała).
- Hehe wiesz taka nowa moda.- Powiedziałam nerwowo, kiedy słyszałam radosny głosik mojej matki z odległości kilku kilometrów.
- Macie siedzieć na piętrze! Nie schodzić na dół choćby się paliło i waliło!- Krzyczałam w panice ciągnąc za sobą chłopców kończących śniadanie. Kiedy zapukała do drzwi ja dałam ostatnie spojrzenie śmierci lokatorom i zeszłam przywitać moją matkę.
- MAMO!- Krzyknęłam widząc ją i jakąś kobietą obok. Była dość wysoka, miała fioletowe włosy ułożone w chiński kok, grzywkę łożoną na lewy bok i granatowe oczy. Ubrana w czerwoną kurtkę, białą koszulę granatowe obcisłe jeansy i czarne szpilki. Wyglądała dość znajomo, ale dałabym głowę sobie uciąć, ze nigdy jej na żywo nie widziałam. Moja matka jest blondynką o brązowych oczach. Średni wzrost duże piersi i biodra. Szczupła ubrana w letnia białą sukienkę i brązowe skórzane koturny z różową torebką przewieszoną przez ramię. Dla odmiany miała rozpuszczone włosy, które sięgały jej do łopatek.
- Megi!!- Pisnęła łapiąc mnie w ciasnym uścisku( naprawdę nie wiem jak mój ojciec jeszcze nie ogłuchł od jej głosu i nie umarł od tej czułości ==’’).
- Ran to moja córeczka Megami, Megi to moja przyjaciółka Ran.- Skinęłam na nią lekko głową z powodu  braku możliwości oddychania.
- Słodziutka! Ile masz lat?- Spytała ratując mnie od silnych ramion rodzicielki.
- 16.- Odpowiedziałam lekko kaszląc i wprowadzając obie panie do kuchni. Była miła, naprawdę sympatyczna. Dowiedziałam się, że ma syna w moim wieku i córkę o jakieś dwa lata starszą. Nie mogłam na nią nic złego powiedzieć, ale… Dlaczego jej nie wyczułam, przecież była cały czas z moją matką. Z rozmyślenia wyrwał mnie wrzask Lena.
- Mamo?!! Co ty tu robisz?! Miałaś przyjechać na święta!- Chyba Tao się zdenerwował, bo podniósł głos, a jego twarz stała się pusta, a oczy strzelały piorunami próbując ukryć szok…. Chwila moment! To jego matka?!
- To stąd to podobieństwo.- Powiedziałam na głos swoje myśli. Złotooki tylko posłał mi jedno z tych swojej spojrzeń „ milcz, a jeśli nie to cię zmuszę” i pozostało mi jedynie odpowiadać na zadane pytania modląc się żeby już sobie poszły.
- Więc jesteście przyjaciółmi?- Lucy spojrzała na mnie z radosnym uśmiechem i słodkim wyrazem twarzy.
- Eeee, no tak jakby.- Zaśmiałam się nerwowo, Ran nagle wstała i podeszła do mnie prosząc, abym również wstała.
- Pokaż mi swoją rękę.- Poprosiła z delikatnym uśmiechem. Nie czułam od niej zagrożenia, więc spełniłam jej prośbę i szybko tego pożałowałam.
- Taka delikatna, ale silna…te rysy twarzy, figura… Len masz gust na pewno będzie idealną żoną.- Fioletowłosy zaczął krztusić się herbatą moja matka nuciła marsz weselny pozostawiając mnie w kompletnym stanie szoku. Ojciec nas zabije. Tylko to miałam w głowie.
     Obie przygotowały nam obiad i w między czasie przyjechał szef spółki Dragneel. Z początku oboje Tao patrzyli niepewnie na hiper zachowanie mego tatulka, ale po oswojeniu się z jego głupimi tekstami normalnie zaczęli ze sobą rozmawiać. Dopóki pewna blondynka nie palnęła czegoś o przyszłym małżeństwie( -Oj nie gniewaj się córuś! Jesteście tacy słodcy razem!-Lucy, - Mamo! To moja historia nie przerywaj!- Ja,- Hai, hai.)
-Że niby co?! Moje maleństwo?!! Chyba straciłaś rozum kobieto!- Krzyczał w połowie wściekły w połowie spanikowany.
- Nie tym tonem głupcze!- Jak stare małżeństwo, naprawdę.
- Ona ma szesnaście lat! Najpierw studia, później praca dopiero na koniec małżeństwo!- Mówił zły i tym razem naburmuszony z powody morderczej aury brązowookiej. A właśnie mój ojciec jak wszystkim wiadomo ma różowe kolczaste włosy i orzechowe oczy. Zwykle chodzi ubrany w czarny garnitur ze złotym krawatem, ale teraz miał jasne brązowe spodnie i ciemną zieloną koszulę i jakieś ciemne trampki. Wracając do opowieści…
- Kto powiedział, że ja w ogóle chce mieć JĄ za żonę?- Spytał zirytowany nastolatek i wcale nie podobał się ton jakim mówił. Zirytowany, rozbawiony, wywyższony…
- Sugerujesz, że się nie nadaje?- Spytałam podrażniona patrząc na niego ze sztyletami.
- Sugeruje, że za kilka lat może mi się zmienić.- Odpowiedział chłodno.
- Żeby mi się nie zmieniło! Ty mały…- Syknęłam w ostatniej chwili gryząc się w język. Lucy posłała mi surowe spojrzenie po czym wróciła do karcenia ojca.
- Len! Nie bądź nie miły.- Skarciła go fioletowłosa, nastolatek tylko prychnął i odwrócił od niej głowę. Cały Tao, ciekawe czy jego ojciec był takim samym idiotą w jego wieku.
- Dlaczego na górze jest tak wielu chłopców?- Spytał Natsu patrząc na mnie podejrzliwie.
- Ach tak, to no ten tego… Przyjaciele Yoh, wiesz tego małego chłopca… Często tu siedzą.- Zaśmiałam się nerwowo. Czułam jak serce zaczyna mi bić co raz szybciej, mój tatulek potrafił być straszny gdy jego instynkt ochronny dominował nad jego charakterem.
- Mamo. Nie macie przypadkiem samolotu do domu za trzy godziny? W Japonii trzeba być przed czasem wiesz te kolejki…- Powiedziałam wzrokiem wskazując na drzwi. Blondynka tylko spojrzała na mnie uśmiechając się ciepło, po czym podeszła do Lena, który z nie chęcią się podniósł przewyższając ją wzrostem, a moja matka była „wysoką” kobietą (zwłaszcza w koturnach ==”).
- Wiem, że nie przywykłeś do rodzinnych kłótni i rozlewu uczuć, ale wiem, że jesteś wspaniałym chłopcem… znaczy młodzieńcem. Zaopiekuj się moją córeczką, wbrew pozorom czeka ją nie jedno wyzwanie, z którym sama się nie upora.- Powiedziała to ledwie słyszalnie nawet jak dla mojego smoczego słuchu. Pan Dragneel pożegnał się z panią Ran i mocno mnie przytulił. W efekcie byłam kilka centymetrów nad ziemią i dusiłam się w jego ramionach.
- Kocham cię Megami. Jesteś moją ukochaną córeczką, moją gwiazdką na niebie… ale nie jedz tyle. Przytyłaś od ostatniego uścisku.- Powiedział z szerokim uśmiechem i dając mi całusa w czubek głowy zabrał moją wrzeszczącą rodzicielkę do samochodu.
- TATO!!!!- Wydarłam się biegnąc za tym wyrodnym rodzicem, gdy złapał oddech.
- Powiedz mu mamo!- Dało się słyszeć mój głos chyba w całym Tokio, gdy zobaczyłam jak mama krzyczy na tego głupiego smoka.

     Kiedy pojechali szamani zeszli do nas na dół witając się z radosną panią Tao, która zupełnie zignorowała mój wybuch, a do tego upominała złotookiego, że powinien mnie wspierać w trudnych chwilach. Nie wiem, o co jej chodziło, ale dla mnie może być. Rose była pełna energii ponieważ miała długą drzemkę( ci głupcy nawet siedmiolatką zając się nie potrafią!).  Nasz dom wracał do życia z panią Ran na karku do końca dnia… Po długich i dokładnych przemyśleniach doszłam do wniosku, że nie chcę szybko się wychodzić za mąż.

12. Historia dwóch smoków

*Tamara*
    Siedziałam na ganku i obserwowałam jak Megami gra z Rose i Lenem w berka. Odkąd się pojawiło to dziecko Meg w ogóle nie ma dla mnie czasu, do tego jeszcze Tao oświadczył, że jest jego dziewczyną i zabiera ją na randki. Wiem, że Dragneel ma własne życie i nie musi się mną zajmować, ale brakuje mi jej postawy matki. Moi rodzice zginęli kiedy miałam jakieś trzy lata, wtedy poznałam ją. Trenowała i uczyła się, ale mimo młodego wieku zastąpiła mi rodziców… Nie wiem, czy jestem zazdrosna, ale czuje się zagrożono przez tą dziewczynkę, dlatego nie mam dla niej wiele ciepłych uczuć.
- Tami?- Poderwałam głowę na znajomy głos. Blondynka usiadła obok mnie i uśmiechnęła się ciepło. Odkąd zaczęła chodzić z tym gburem znacznie mniej się uśmiecha, ale jest znacznie bardziej poważna i ma postawę prawdziwej matki i żony, mimo ich ciągłych sprzeczek.
- Megami, co za miła niespodzianka.- Uśmiechnęłam się sztucznie próbując zatuszować mój smutek.
- Chyba cię ostatnio zaniedbałam… Bardzo cię za to przepraszam.- Powiedziała pocierając mi lekko plecy. Biło od niej takie miłe ciepło czułam się bezpiecznie jak pod skrzydłami matki.
- To nie twoja wina.- Powiedziałam utrzymując mój wzrok na kolanach.
- Owszem moja! Jaka ze mnie matka jak zaniedbuje wszystkie swoje dzieci?- Spytała naburmuszona, miała nadęte policzki i głowę skierowaną w innym kierunku niż ja siedziałam. Zaśmiałam się cicho na jej wybryki, kiedy spojrzała na mnie uśmiechała się szeroko pokazując swoje białe zęby i smocze kły.
- Opowiedz mi historie o dwóch smokach.- Poprosiłam patrząc na nią poważnie, ale jednocześnie miałam maślane oczy.
- Hai, hai. Mimo, ze słyszałaś ją miliony razy opowiem ci ja jeszcze raz…. 
     Dawno temu, w odległej krainie, kiedy światem rządzili królowie na ziemi mieszkały smoki. Żyła pewna królowa o wielkim i przepełnionym dobrocią sercu. Jej mąż był zapracowany i zakochany w pieniądzach, miał bardzo trudny charakter i z powodu ciężkiego dzieciństwa nie okazywał zbyt wiele uczuć, a raczej tych miłych. Jednak pewnego dnia królowa Layla urodziła następczynię tronu, która podobnie jak ona miała w swoich żyłach magię. Było to wówczas bardzo rzadkie i wręcz niespotykane. Księżniczka Lucy dorastała w pałacu pod okiem służby i swej matki w ukryciu od ojca, który nienawidził magii jeszcze bardziej niż smoków. Wraz z wiekiem jej moce rosły i bardzo trudno było jej nad nimi zapanować, ale było coś jeszczeLucy była pierwszym dzieckiem smoka i człowieka. Podobnie jak jej babcia urodziła córkę dzięki pomocy smoka, taka Layla urodziła swe dziecko będąc ze smokiem. Nie kochała swego małżonka i dlatego nie chciała z nim być. Jej córka dowiedziała się tego w dniu jej śmierci rodzicielki. Miała siedem lat. Ojciec pogrążony w całkowitej rozpaczy robił z dziewczynki idealną damę dworu, przygotowywał ją na przejęcie tronu do czasu
    Lucy szła korytarzami zamku, aż po żmudnych poszukiwaniach natrafiła na gabinet ojca. Dzisiejszego dnia skończyła 18 lat i była pewna, że król ma dla niej niespodziankę. Miała rację, jednak nie był to prezent, który by chciała.- Jesteś dorosła, a moje królestwo potrzebuje więcej ziem, dlatego wyjdziesz za księcia z ognistych ziem. Są to ziemie zamieszkane przez smoki, ale mają tam wiele kopalń i bogactw…- Stary król spojrzał lodowato na zdenerwowaną córkę, która zacisnęła pięści po obu stronach ciała i spojrzała wyzywająco na mężczyznę.
- Sama zdecyduję za kogo wyjdę, nie możesz mnie zmusić.- Powiedziała chłodno, blondyn spojrzał na nią rozbawiony po czym ryknął wzywając straż.
- Zamknijcie księżniczkę w jej komnacie i nie wypuszczajcie, dopóki książę się tu nie zjawi… Do tej pory ma być na samym chlebie i wodzie.- Powiedział wściekły. Rycerze ze strachem zaprowadzili swą przyszłą królową do jej komnaty.
- Przepraszamy wasza wysokość. Proszę nam wybaczyć.- Powiedział generał nie chcąc spojrzeć swej pani w oczy. Blondynka tylko wypuściła głośno powietrze i trzasnęła za sobą drzwiami. Kiedy doszła do swego łóżka usiadła na brzegu wzięła poduszkę, położyła na niej głowę i krzyknęła ze wszystkich sił. Przypominał to co prawda ryk smoka, który wszczął alarm w całym pałacu. Lucy uśmiechnęła się maniakalnie i szybko ściągając z siebie suknię pokazała brązowe spodnie i białą koszulę, które były nie do pomyślenia dla dam w tej erze. Spakowała kilka ubrań na zmianę, przywiązała do bioder pas z pochwą i mieczem oraz kilka sztyletów. Do torby wepchnęła podarowane przez ojca kamienie szlachetne i wyruszyła na wieczną wyprawę. Zeszła z wierzy po winoroślach i w czarnym płaszczu zniknęła na koniu w tłumie spanikowanych ludzi. Jechała długi okres czasu, aż jej koń spłoszył się w środku lasu i zrzucił ją. Księżniczka straciła przytomność, a brązowa klacz zniknęła w głębi lasu.
   Brązowooka obudziła się w grocie, było w niej ciepło, a grunt był miękki. Zapach był silny, ale nie drażnił… Przypominał mieszankę lasu i wody źródlanej. Jaskinia jak jaskinia była duża i ciągnęła się daleko w głąb. Księżniczka podniosła się i usiadła próbując zrozumieć na czym leży.
- Natsu! Obudziła się!- Krzyczał jakiś mężczyzna z czerwonym tatuażem pod prawym okiem stojąc kilka metrów od młodej kobiety, która w mgnieniu oka stała z  wyciągniętym mieczem w jego kierunku. Miał krótkie proste granatowe włosy i brązowe oczy. Ubrany w czarne spodnie i białą koszulę z doczepioną brązową peleryną z kapturem. Nagle ziemia się za trzęsła, a do jaskini wszedł wielki czerwony smok. Cóż przynajmniej wyjaśniło się, czemu leży w smoczym gnieździe i dlaczego grota jest tak wielka. Spojrzała na młodego mężczyznę, który wyszedł tak jakby nic się nie stało. Podniosła wzrok na czerwonego giganta, który zmniejszył się o niecałą połowę, by zmieścić się do swego leża podobnie jak inne silne smoki umiał panować nad swoim rozmiarem. Smok zwany Natsu obniżył łeb i przyjrzał się nowemu przybyszowi milcząc przez cały czas.
- Dziękuje za pomoc.- Przemówiła blondynka lekko kłaniając się w stronę wybawcy.
- Nie boisz się mnie?- Spytał mocnym i chłodnym głosem chcąc zatuszować swoje zdziwienie. Księżniczka schowała miecz i spojrzała tak samo zdezorientowana na smoka.
- Dlaczego mam się ciebie bać? Ten człowiek żyje, więc nie możesz być zły… To prosta logika… Panie Natsu?- Poprosiła nie pewnie. Gigant zaśmiał się ciepło i radośnie pokazując w efekcie rzędy białych kłów.
- Natsu wystarczy, blondyneczko.- Zaśmiała się smok zauważając jej nadymające się policzki.
Lucy. Nazywam się Lucy.- Powiedziała oburzona brązowooka posyłając gadowi pełne sztyletów spojrzenie.
- Dobrze Luce. Co robisz na moich ziemiach?- Spytał z powagą zmieszaną z ciekawością.
- Ojciec chciał żebym została żoną pewnego księcia… Słyszałam o nim wiele rzeczy czasem złe czasem dobre, ale nie chodzi mi o plotki… Powiedzmy, że problem nie tkwi w moim niby narzeczonym, którego nawet imienia nie znam, ale we mnie.- Odpowiedziała utrzymując swój wzrok na łapach stwora.
- Jesteś księżniczką?- Spytał zdziwiony, kobieta tylko skinęła twierdząco głową.
- Myślałem, że księżniczki są chude i nie groźne… Czemu masz na sobie taki strój? To nawet damie nie wypada.- Mówił z zaintrygowaniem Natsu obserwując swego nowego towarzysza zabaw.
- Nie twój interes.- Odpowiedziała sucho niszcząc tym nadzieje gada na odpowiedzi do jego jakże ważnych pytań.
- Nie musisz być taka ostra.- Odparł ponuro urażony brązowooki udając obrażonego.
- A ty taki ciekawski. To nie grzeczne pytać kobietę o jej prywatne sprawy.- Pouczyła go delikatnie księżniczka, a w zasadzie była księżniczka.
- Nie widzę tu żadnej kobiety.- Zażartował samiec lekko trącając blondynkę swoim silnym i długim ogonem.
- Natsu! Natsu!!... Tu jesteś ty wielki leniu!- Do leża wkroczyła młoda kobieta o brązowych oczach, rozpuszczonych czerwonych włosach za łopatki w srebrnej zbroi i przyczepionym mieczem do pasa.
- Czego chcesz Erza?- Spytał zmęczony smok racząc spojrzeć na kobietę, która kipiała ze złości.
- Nie porywaj kobiet z lasu! Co by było, gdyby ktoś cię widział?! Do tego to mieszaniec!- Czerwonowłosa nie zauważyła blondynki, która zamarła w miejscu na jej słowa.
- Chyba wiem. Gdybyś zapomniała sam to powiedziałem i dlatego ona zostaje zemną!! Pamiętaj, że zawdzięczasz mi życie i to nie jedno… Jeżeli włos jej z głowy spadnie nie ręczę za siebie zrozumiałaś?!- Ryknął napinając mięśnie, jego skrzydła lekko odstawały, a ogon drgał w zdenerwowaniu. Pokazał wojowniczce groźnie kły na dowód swej dominacji.( W końcu to smok,)
- Tak wasza wysokość.- Brązowooka pokłoniła się i odeszła równie szybko jak się pojawiła.
- A ty dokąd blondyneczko? Twoje miejsce jest tutaj… Chyba, ze wolisz natknąć się na tę wariatkę z mieczem.- Czerwony gad ziewnął szeroko nie robiąc sobie nic z kobiety, która mogłaby go z łatwością zabić podczas snu. Przynajmniej Lucy tak myślała. Spojrzała podejrzliwie na czerwonego stwora, co ponoć żyje tylko w bajkach i oparła się o jego bok w pobliży łap. Milczała, nie wiedziała co ma powiedzieć i czy w ogóle powinna mówić. W końcu jej problem został rozwiązany Natsu zbliżył do niej swój wielki łeb i zachichotał głęboko.
- Luce? Myślisz, że możesz mnie oszukać? Jesteś pół smokiem to chyba tylko plus, nie?- Spytał nie otwierając nawet oczu, ale wyraźnie czuł jej zapach i jak zdenerwowanie ją opuszcza.
- Tylko ty tak uważasz… Nawet dla mojej matki byłam ciężarem.- Powiedziała opierając czoło o podkulone nogi.
- Wiedziała, w co się pakuje będąc ze smokiem. Sama jest sobie winna, teraz idź spać chyba miałaś dzisiaj za dużo atrakcji.- Z tym zasnął otaczając kobietę gorącym oddechem zapewniając jej pewne ciepły. 
-Po raz pierwszy… czuję się bezpieczna.- Uśmiechnęła się ciepło Lucy mówiąc szeptem słowa po których błyskawicznie zasnęła nie zauważając lekkiego uśmiechu smoka.
         Minęło wiele nocy i  jeszcze więcej dni odkąd „zaginiona” księżniczka dołączyła do smoka, który okazał się synem króla wszystkich smoków tak zwany alfa. Z biegiem czasu blondynka zaczęła dogadywać się z tak zwanymi magami, którzy był do niej bardzo podobni. Niestety jej smocze cechy zaczęły się budzić odróżniając ją znacznie od ludzi i czarodziei. Nie była również tak silna, czy szybka jak smoki, więc przez niektórych mieszkańców wioski była odrzucana za połowę bycia smokiem zaś w pobliżu Królestwa Smoków przez młode i aroganckie smoki była odrzucana z powodu bycia połowie człowiekiem. Natsu jednak spędzał z nią wiele czasu głównie w swej smoczej i zarazem oryginalnej postaci. Uczył ją jak być jedną z nich, ona zaś dotrzymywała mu towarzystwa. W ten sposób mijał czas nim się obejrzeli zaczęła się jesień, a chwilę później nastała zima. Miłość kwitła i mimo nie wypowiedzianych słów małe czyny bardzo wyraźnie ją pokazywały. Wraz z mocniejszym uczuciem nastała wiosna i znienawidzony przez smoki sezon godowy.
        Była to pierwsza wiosenna noc, jak również pierwsza transformacja Lucy, która była do tego przygotowywana przez odnalezionego ojca, który był zupełnym przeciwieństwem króla, który był tak zapatrzony w swe papiery i pieniądze, że całkowicie zapomniał o swym dziecku. Hoshi gwiezdny smok pomógł córce zapanować nad swym gniewem i pokazał jej świat pełen ciepła zapewniając jej ochronę i dom pod postacią ojca.
- Gotowa młoda?- Spytał granatowy smok z srebrnym brzuchem i złotymi oczami.
- Jak nigdy.- Odpowiedziała podekscytowana zamykając oczy i podnosząc twarz tak, aby księżyc na nią padał.
- Skup się…. Tak doskonale…. Nie rozpraszaj się…- Mówił cicho smok obserwując jak blondynka przybiera postać smoka na jego oczach. Była srebrna, ale brzuch i skrzydła miała ciemno srebrne. Brązowe oczy, białe kły, długa szyja i ogon z ciemną końcówką. Rozciągnęła skrzydła i poleciała wysoko ponad chmury.
- Niesamowite.- Powiedziała podziwiając mały świat pod nią.
- Ścigamy się do tamtej góry?- Spytał Hoshi doganiając swą pierworodną.
- Kto ostatni łowi ryby!- Krzyknęła puszczając się do przodu z niesamowitą prędkością.
- Czekaj na mnie!- Krzyknął złotooki lecąc za córką, którą rozpierała energia nagromadzona przez osiemnaście lat. Gdy wreszcie dotarł na wierzchołek góry spojrzał obrażony na swą pociechę, która odleciała jak tylko wylądował.
- Natsu… Miej na nią oko.- Powiedział stary samiec kierując swe słowa w stronę gwiazd.
   - A ty dokąd?? Już zapomniałaś o mnie?- Spytał młody czerwony samiec pokazując białe kły w rozbawionym uśmiechu.
- Natsu! Wystraszyłeś mnie! Nie rób tak więcej.- Powiedziała lądując na polanie  patrząc na przyjaciela, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Rozluźnij się trochę.- Szturchnął ją i ruchem głowy zachęcił aby poszła za nim.
- Duży ten las.- Przemówiła Lucy łamiąc ciszę.
- Jeszcze nic nie widziałaś, ale dzisiaj pokaże ci moje ulubione miejsce.- Powiedział  ocierając się lekko o nią.
- Myślałam, że jest to twoje gniazdo.- Zachichotała brązowooka słysząc marudzenie samca, który prychnął w ramach obrazy, ale dalej szedł przed siebie. W końcu doszli do ogromnej polany przepełnionej kwiatami i świetlikami. Na skraju znajdowało się ogromne jezioro do którego wpływały pojedyncze strumienie.
- Pięknie.- Szepnęła podziwiając cały kraj obraz.
- Cieszę się, że ci się podoba.- Smok delikatnie otarł pyskiem szyję samicy, która odwzajemniła miły gest.

     Rano srebrna smocza samica obudziła się obok swego partnera. Słysząc znajome głosy wstała i skierowała się w stronę lasu skąd dobiegały ludzkie głosy. Szła szybko próbując przypomnieć sobie te znajome głosy. Kiedy usłyszała krzyk młodszej siostry Natsu zaczęła biec. Niszcząc drzewa na swej drodze wybiegła na plac powalonych drzew. Wendy związana sznurami przez rycerzy miała zostać zabita. Gniew urósł w brązowookiej do tego stopnia, że nie zawahała się zranić ludzi swoim niszczycielskim złotym ogniem, który normalnie nie służył do ranienia, lecz do leczenia. Liny zostały zniszczone, a jasny niebieski smok z białym czubkiem na ogonie ruszył zawiadomić smoki o ataku ludzi na smoki na ich terytorium. Jednak była to pułapka. Lucy została skuta łańcuchami, kiedy z za rycerzy wyszedł jej ojczym. Król postawił nogę na jej pysku i uśmiechnął się maniakalnie.
- Zabić smoka!- Krzyknął doskonale wiedząc, że brązowooka nie opanowała jeszcze panowania nad swym rozmiarem. W napadzie strachu  bezwiednie zmniejszała się w celu lepszego ataku, zaś w napadzie gniewu rosła. Z lasu wyszedł młody mężczyzna o różowych kolczastych włosach i orzechowych oczach ubrany w czarną koszulę z pomarańczowymi poletami na ramionach i białymi spodniami. W lewej ręce trzymał miecz, a na jego twarzy było widać jedynie gniew.
- Wynoście się z moich ziem!- Krzyknął władczo idąc pewnie na przód, w końcu stanął, przed smokiem który zaczął rosnąć niszcząc przy tym łańcuchy.
- To mój smok!- Krzyknął król, w jednej chwili leżał na ziemi, nad nim stał różowowłosy trzymając końcówkę miecza przy jego gardle.
- Wszystkie smoki z Ognistej Ziemi są na moje rozkazy. Należą też do mnie! Macie opuścić moje ziemię i więcej się tu nie zjawiać! Inaczej…- Miecz księcia był otoczony przez ogień. Żołnierze uciekli w popłochu, a Król z przysięgając zemstę ruszył za nimi. Natsu przybrał swoja oryginalną postać i podszedł do samicy, która mimo bycia w swej oryginalnej formie wciąż była niższa i mniejsza niż on.
- Mogłaś zginąć rozumiesz?- Spytał chłodno.
- Przepraszam! Po prostu… Usłyszałam znajome głosy, później poczułam krew i… coś we mnie pękło.- Lucy utrzymywała swój wzrok na lesie nie chcąc widzieć wściekłego wzroku partnera.
- Nie rób tak więcej. Nie uciekaj ode mnie już nigdy. Mów mi zawsze gdzie idziesz o każdej porze dnia i oceny… Mów mi o wszystkim, nie mogę cię stracić. Zrozum Luce, że jesteś moją partnerką, na zawsze i nie wiem co zrobię jeśli cię stracę.- Czerwony smok przytulił brązowooką,  ocierając łbem o jej.
    Historia ta zakończyła się szczęśliwie, Książę stał się wkrótce królem, a jego wieczna partnerka urodziła mu zdrowego i tak samo gęstego następcę oraz dwie córki, które były idealnymi mieszankami obu smoków. Od tego czasu ich dzieci kontynuowały naukę i tak powstali smoczy magowie.- Megami uśmiechnęła się ciepło mówiąc mi zakończenie, w połowie dosiadła się Rose słuchając z zapartym tchem opowieści od dwóch smokach, które nadały początek najsilniejszym magom na tym świecie, którzy przez ludzki strach muszą żyć w tajemnicy.
- Uwielbiam tą historię.- Powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- Tak! Ładna bajka!- Przytaknęła ochoczo różowowłosa.
- To nie bajka. To historia o smoczych magach.- Powiedziałam obojętnym głosem.
- Tamara. Ona jest tylko dzieckiem nie rozróżnia bajek od legend.- Powiedział Len podchodząc do nas broniąc tego dziecka.
- Lenny idźcie do domu, ja zaraz do was dojdę.- Powiedziała Dragneel, trzymając prawą rękę na moim lewym ramieniu. Dwójka zjadaczy czasu wykonała jej prośbę i weszła do środka.
- Przepraszam… Przepraszam, że nie spędzam z tobą tyle czasu, co wcześniej, ale jeśli będziesz chciała porozmawiać lub będziesz potrzebowała pomocy zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj, to między nami się nie zmieni. W końcu jesteś moją starszą córeczką.- Jej głos był taki ciepły i radosny. Zmierzwiła mi grzywkę i mocno przytuliła. Naprawdę potrzebowałam tego.
- Dziękuje… Megi.- Odwzajemniłam jej uścisk próbując powstrzymać napływające łzy.
- Płacz Tami, jestem tu.- Po tym rozpłakałam się na dobre, szukając w blondynce ciepła i bezpieczeństwa, które tylko ona przez te wszystkie lata mi dostarczyła. Czułam jak moje serce staje się lżejsze, a moja pewność siebie wzrasta jeszcze bardziej. Teraz jestem cieniem dawnej siebie i jestem dumna ze swej zmiany.
Konczi( lis) i Ponczi (szop/bóbr)

Powyżej są moje duchy stróże( nie wiem, czemu mnie na nie skazano=="), a to ja. Po treningach z Megami jestem silniejsza niż wcześniej. 



                                                             Uwaga!!!
Przepraszam wszystkich bardzo za tak duże opóźnienie, ale miałam kilka spraw na głowie. Mam nadzieje, że fanom Fairy Tail ten rozdział się spodoba. Ten zrobiłam jako Tamara ponieważ skupiłam się na Megami i jej życiu osobistym tworząc z reszty tło. Choć i taka mało napisałam postaram się dać więcej podobnych rozdziałów w przyszłości. Na dobranoc pragnę polecić tego bloga. Jest naprawdę ciekawy, jednak dla fanów SK polecam go najbardziej( wiecie znana fabuła itp., itd.) Pozdrawiam i czekam na komentarze ;-)
                        http://shaman-king-legend-of-dragon-master.blogspot.com/

niedziela, 22 czerwca 2014

11. Dzień na plaży


    Mamy jeszcze jakiś tydzień wakacji, więc postanowiłam, że wybierzemy się na plaże. Anna, Pilika, Trey, Jocko, Layserg, Tamara, Rose, Len i ja. Reszta nie mogła lub miała plany, które dotyczyły dnia wolnego bez medium. Tak więc w dziewiątkę wybraliśmy się pociągiem później autobusem na plażę, gdzie jest multum ludzi w upalny dzień. Czego to się nie robi dla tych dzieci? Każdy z nas był spakowany do plecaków (chłopcy) i do toreb plażowych (dziewczyny). Rose przez całą drogę siedziała na kolanach lub na barkach Tao podziwiając widoki i nie plącząc mi się pod nogami tak jak w kuchni podczas robienia kanapek.
- Kiedy tam będziemy?- Spytała po jakiejś godzinie jazdy pociągiem.
- Jeszcze trochę.- Odpowiedziałam spokojnie dając znak, że wysiadamy. Po drodze na przystanek oczywiście ktoś musiał się zgubić i jak na ironię był to Yoh, który po zobaczeniu reklamy z hamburgerem musiał go koniecznie dostać. Miły i przyjemny wyjazd skończył się wrzaskiem i siniakami kiedy WRESZCIE dotarliśmy na tą głupią i już wkrótce byłą plaże. Szamani jak tylko zobaczyli wodę pognali prosto przed siebie nie patrząc, że zostawili kobiety z magiem i piszczącym dzieckiem na głowie.
- Weź ją do tej wody i utop.- Powiedziała zirytowana Kyoyama o dziwo dla wszystkich ja nawet nie zareagowałam. W tedy dopiero fioletooka zamilkła i czekała spokojnie aż rozłożymy koc, parawan, parasolkę i poukładamy nasze bagaże( reszta niech martwi się o siebie). Złotooki szukał kremu do opalania, a ja układałam ubrania różowowłosej, która jest mistrzynią w ekspresowym zrzucaniu swojej odzieży, gorzej żeby ją założyć. Wysmarowałam ją kremem po raz drugi z rzędu i pozwoliłam razem z fioletowłosym iść pływać. Sama zdjęłam bluzkę i spodenki włożyłam okulary przeciw słoneczne i spokojnie leżałam w cieniu czując zimny wiaterek. Tamara i Pilika grały w siatkę w wodzie, blondynka krzyczała na chłopców w wodzie i na biegające dzieci, Layserg gdzieś zniknął podczas zamieszania, a trójka głupców bawiła się w wodzie. Trey serfował i imponował panienkom z plaży, Yoh i Jocko szantażowali jego występy, a mag i siedmiolatka wciąż bawili się w wodzie.
- Życie jest piękne.- Powiedziałam na głos musiałam wykrakać! Już po chwili przybiegła Rose przytulając się do mnie.
- Zimno!- Pisnęłam w połowie płacząc, że mój relaks trwał tylko kilka minut.
- Fajnie jest! Chodź mamo!- Zachęcała mnie do pójścia w lodowatą głębie podczas gdy sama cała się trzęsła, i szczękała zębami.
- Tak, tak.- Mruknęłam okrywając ją ręcznikiem.
- Gdzie tata?- Spytałam używając drugiego ręcznika aby osuszyć jej włosy.
- Tata chciał popływać.- Powiedziała położyłam mokry ręcznik na parasolkę przykuwając go szpilkami do niej, aby nie odleciał( nie pytajcie skąd je miałam po prostu magia kina) i dałam małej cukierka, żeby się trochę nim zajęła.
- Ja chcę do wody!- Jęczała dziewczynka jak tylko Tao wszedł z zasięg wzroku i słuchu.
- A ja chcę lody.- Powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu i jak na złość patrzył na mnie
.- I co? Mam ci je wyczarować?- Spytałam sucho. Sama chciałam lody! >_< To nie fair!
- Masz nóżki. Ja od rana niańczę twoje dziecko, chyba coś mi za to należy?- To było pytanie retorycznie i wiedziałam doskonale, że ten uparty idiota nie da za wygraną. Z oburzoną miną poszłam po te głupie lody i przyniosłam trzy. Waniliowego dla pana kocham mleko, truskawkowe dla panienki z różowymi włosami, a dla mnie były czekoladowe.
- Mamo... Daj trochę.- Rose oczywiście musiała wybrzydzać, potem chciała dać mi swojego, ale nie zdążyłam złapać jej ręki, więc dostałam lodem prosto w usta i byłam na około twarzy umazana.
- To moja ostatnia wycieczka na plażę.- Powiedziałam poważnie wycierając całą twarz mokrymi chusteczkami przy okazji i fioletooką nimi umyłam bo sama miała buzię całą w czekoladzie( w końcu zjadła i mojego loda... mój biedny czekoladowy słodki przysmak!). Len pod przykrywką, że mam trochę czekolady na ustach pocałował mnie, na moje nieszczęście banda dowcipnisiów wyszła z wody i patrzyła na nas z opadniętymi szczękami do ziemi, podczas gdy Rose siedziała do nas plecami i była w swoim małym świecie.
- Megami!!- Krzyknęła zdezorientowana Anna, Tamara i Pilika dołączyły do chłopców całkowicie nie wiedząc jak zareagować. A co ja miałam powiedzieć?! To mój drugi pocałunek i nawet cieszyć się nim nie mogę, bo nade mną stoi chmara gapiów!
- Nie macie swoich spraw?- Len w końcu się odsunął z dość niezadowoloną miną, a jego włosy stanęły dęba z tyłu głowy. Jego wzrok musiał być przerażający, bo żaden z szamanów nie skomentował wydarzenia, a nastolatki gwiżdżąc pod nosem udały się na swoje miejsca.
- Czemu to robisz?- Spytałam w końcu.
- Przecież jesteś moja dziewczyną. To normalne dla par.- Odpowiedział znudzony patrząc na mnie jakby to było oczywiste.
- Jakoś sobie nie przypominam, żebym została twoją dziewczyną.- Powiedziałam chłodno, choć może wcale tak nie zabrzmiałam, bo był zbyt blisko, żebym mogła go zbesztać i nie bać się swojej racji.
- Od czegoś trzeba zacząć. Z resztą jakoś nie zgłaszałaś sprzeciwów kiedy cię pocałowałem w moim apartamencie.- Z tym swoim bez szczelnym uśmieszkiem wziął młodszą różowowłosą na poszukiwanie muszelek.
- Idiota.- Syknęłam. Czułam jak otacza mnie czarna aura, a ludzie przechodzący obok omijali mnie szerokim łukiem.
- Ale go kochasz.- Colorata nie zważając na mój nastrój dosiadła się.
- Wcale, że nie!- Krzyknęłam jak aura tylko wzrosła.
- Oczywiście, a ten rumienień na twarzy to z kosmosu?- Spytała ironicznie.
- Nie mów głupot ty chodzący indyku!- Warknęłam tracąc kontrolę nad kolorem mojej twarzy.
- Hahaha! Powiedz, kiedy się zorientujesz... Wiesz jesteś taka jak twój ojciec jeśli chodzi o miłość. Gęsta.- Z tym poleciała tam gdzie chciała zostawiając mnie samą z tą niezręczną sytuacją.
- Ja naprawdę nie wiem.- Powiedziałam ledwo słyszalnie obserwując jak Rose macha do mnie, żebym się przyłączyła.
    Wróciliśmy taksówką, a raczej ja, Tao i fioletooka, która nam zasnęła po wielu atrakcjach z jej wujkami. Cisza w samochodzie była niesamowita.
- To wasza... siostra?- Spytał kierowca w połowie drogi, byłam tak zamyślona, że bez myślenia odpowiedziałam.
- Córka.- Mężczyzna w średnim wieku zahamował gwałtownie na światłach i odwrócił się do nas z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Córka?- Powtórzył bezwiednie.
- Prawdziwi nie żyją.- Powiedział Tao na celu unikając słowa rodzice, jednak brunet nie załapał.
- To ile wy macie lat?- Spytał ruszając przed siebie.- Dwadzieścia pięć.- Powiedziała Rose, kierowca o mal na zawał z nami nie padł zwłaszcza, kiedy dotarliśmy na miejsce a dotąd chłodna "ja" wróciła do uśmiechniętej i radosnej, a pan gaduła stał się chłodny i oziębły.
- Wy na czas podróży zamieniacie się osobowościami?- Spytał na sam koniec.
- Taki urok rodziców.- Odparłam radośnie biorąc część bagaży do domu. Odjechał szybciej niż samochód wyścigowy.
- Pa,pa!- Machała energicznie dziewczynka za taksówką.
- Rose! Lenny! Kolacja!- Krzyknęłam wychodząc na ganek po dwójkę, która została żegnać pojazd. Dzień rzeczywiście był podobny do naszych innych wycieczek. Len nigdy nie skończy mnie zadziwiać. Z tą myślą zamknęłam za nimi drzwi i poszliśmy jeść kończąc ten dziwaczny dzień zimną kąpielom.

10. List do Pana Bociana

   


    Obudziłam się rano, na wpół zaspana poszłam do łazienki, umyłam się i zeszłam zrobić śniadanie. Kiedy trafiłam w ścianę ocknęłam się. Dotarła do mnie również jedna istotna rzecz. To nie był dom Yoh!! Trwało to chwilę za nim przypomniałam sobie, co ja tu robię i czemu jestem w tym apartamencie. Czując nowe siły ruszyłam zrobić śniadanie udając, że to co wczoraj miało miejsce w ogóle się nie wydarzyło. Czemu? Ależ to banalnie proste. Powód pierwszy skradł mój pierwszy pocałunek dla własnych celów. Powód drugi co on sobie myślał?! Nie skoczę mu w ramiona wyznając dozgonną miłość. To jego rola klękać przede mną i mówić miłosne wiersze, czy co tam teraz się mówi. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam jak Rose usiadła przy stole i zaczęła opowiadać, co jej się śniło. Jednak kiedy przyszedł pan wszystko mi wolno i podszedł do lodówki, aby wypić swój ukochany biały napój zastrzeliła nas pięknym pytaniem, które dzieci wręcz uwielbiają zadawać rodzicom( w tym przypadku nie było wyjątku).
- Skąd się biorą dzieci?- Len jak na komendę wypluł mleko i zaczął się krztusić, a ja się zacięłam sycząc wyzwiska po łacińsku dla dobra dziecka i swojego.
- Bocian je przynosi.- Odpowiedziałam wyręczając mojego towarzysza broni z trudnej sytuacji, jeszcze by jej prawdę powiedział.
- To dlaczego te panie mają takie wielkie brzuchy?- Kolejne piękne pytanie... A skąd ona ma ten magazyn??
- Am... Widzisz kochanie, kiedy bocian przynosi dziecko wkłada je do brzucha, a po pewnym czasie wyjmuje. Nie pytaj się jak bo do tej pory nie wiem.- Widząc jej pytające oczy szybko uniemożliwiłam jej dalsze drążenie tematu.
- Mama wie wszystko. Na pewno wiesz mamo, tylko nie chcesz mi powiedzieć.- Powiedziała oburzona.
- Spytaj się swego ukochanego tatusia. On zapewne wszystko ci wyjaśni jak encyklopedia.- Powiedziałam uśmiechając się pogodnie ignorując warczenie złotookiego.
- Mamo!- Krzyknęła za nim Len miał szanse otworzyć usta.
- Napiszesz list do Pana Bociana?- Spytała podnosząc kanapkę do ust, którą przed chwilą jej podstawiłam pod nosem wraz z kubkiem kakao.
- W jakiej sprawie?- Spytałam zdziwiona.
- Chce siostrzyczkę.- Odpowiedziała radośnie, szkoda tylko, że ona była jako jedyna radosna.
- Ale, ale... To tak nie działa!- Krzyknęłam, a raczej pisnęłam. Tego było za dużo! Ja jestem jeszcze młoda! Mam szesnaście lat! Nie dam się skazić jakiemuś zboczeńcowi, bo ona chce bachora! Po moim trupie!
- Mamy i tak za dużo problemów z tobą, a co dopiero z kolejnym dzieciakiem.- Przemówił fioletowłosy i chwała mu za to.
- JA chcę!- Trafiła się kosa na kamień.
- Chcesz? W takim razie ja chcę czerwonego mercedesa i prawo jazdy, ale bez osiemnastki tego nie osiągnę, więc witaj w naszym świecie. Brutalna rzeczywistość puka do twych drzwi.- Ostre, ale proste. Tak, to sposób w jaki radzi sobie mag elektryczności.
- Phi. Rodzice chcą dzieci, dlaczego nie chcecie dać mi siostry?- Dopytywała się uparcie różowowłosa. Dałam Tao ostre spojrzenie, aby coś zrobił nie mieszając mnie w to.
- Dobrze. W takim razie nie będziemy mogli chodzić z tobą na wycieczki, ani nie będziesz mogła z nami spać, jako starsza siostra będziesz musiała pomagać mamie, nieprzespane noce...nadal chcesz siostrę?- Spytał z uroczym uśmiechem.
- Nie będzie wycieczek? Będę musiała sprzątać???... Nie lubię dzieci.- Oświadczyła wracając do kanapki.
- Geniusz. Najgenialniejszy w świecie geniusz.- Powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Chcę kotka!- I znowu to samo.
- Masz ojca.- Powiedziałam bez zastanowienia.
- Tata to nie kotek.- Stwierdziła nadymając policzki.
- Jak to nie?- Spytałam ze złośliwym uśmiechem.
- Skoro ja jestem smokiem to tatuś jest kotkiem widzisz?- Spytałam uderzając go łokciem w brzuch, biedak wydał odgłos jak dławiący się kot.
- Tylko uszy i ogon mu dorobić.- Stwierdziłam dumna ze swych poczynań. Wszyscy byli zadowoleni no z wyjątkiem pana pseudo kota i nie przekonanej choć rozbawionej fioletookiej.
- Rozchmurz się przecież żartuje.- Powiedziałam ledwo słyszalnie nad uchem maga, który siedział sztywno na krześle.
- Dobra ludzie wracamy do Yoh!- Zarządziłam wychodząc z kuchni ignorując narzekanie dziewczynki, o dziwo złotooki milczał.
    Kiedy wróciliśmy do Asakury zastała nas cała chmara domowników na czele z dziewczynami, co mnie najbardziej zdziwiło Anna urządziła mi przesłuchanie!
- Co on ci zrobił?! Dlaczego jesteś taka blada?? Czemu Rose mówi o dzieciach?! Jesteś w ciąży?!!- Blondynka prawie mnie pobiła nie dając mi nawet dojść do słowa. Len się gdzieś ulotnił, a Pilika wypytywała o wszystko młodszą różowowłosą, która jak każde dziecko opowiedziała wszystko inaczej. Do tego wakacje dobiegały końca!!
- Anno daj spokój. Nic się nie stało... Powinnaś wiedzieć, że nie będę z pierwszym lepszym. Rose idziemy.- Kończąc krzyki poszłyśmy do łazienki z ubraniami na zmianę i przebrałyśmy się, a raczej siedmiolatka brała kąpiel podczas gdy ja doprowadzałam się do porządku dając Coloracie zadanie pilnowanie dzieciaka w wannie.
     Reszta dnia minęła spokojnie, Tao trenował i unikał swoich przyjaciół, a ja zamknęłam się w pokoju i czytałam książkę, a fioletooka malowała. Feniks spał, co było rzadkością i bardzo dobrze wszystkim się nam odpoczywało. Chciałabym, żeby taki spokój był już zawsze.