Day&Night
Życie nie istnieje tylko w dzień, lecz noc również przynosi nam niespodzianki
niedziela, 17 sierpnia 2014
Uwaga!
Drodzy czytelnicy, z powodu zbyt długiego urlopu( wakacje plus szpital) zgubiłam się w fabule jaką stworzyłam. Pomysły i postacie zaczęły mi się mieszać, dlatego postanowiłam zrobić chwilową przerwę. W zapasie mam drugiego bloga... Pisałam to wcześniej i po drobnych poprawkach chyba nie jest taki zły. Zapraszam na razie na mojego drugiego bloga jestemkwiatek.blogspot.com. Blog o królu szamanów z dziwnym adresem, ale cóż podobno Kwiatkowski jest na topie.
piątek, 1 sierpnia 2014
Przepraszam!!
Uwaga!!!
Wyjeżdżam na 8 dni, dlatego nie będę zamieszczała nowych postów przez ten czas, ale kiedy wrócę postaram się szybko coś umieścić. Życzę ciepłego i słonecznego sierpnia i dużo wypoczynku, oraz dziękuję Ayane, że komentowałaś moje wypociny. Mam nadzieje, że twój blog będzie miał wiele odwiedzin i mnóstwo dobrych komentarzy. Pozdrawiam wszystkich ;-)
Wyjeżdżam na 8 dni, dlatego nie będę zamieszczała nowych postów przez ten czas, ale kiedy wrócę postaram się szybko coś umieścić. Życzę ciepłego i słonecznego sierpnia i dużo wypoczynku, oraz dziękuję Ayane, że komentowałaś moje wypociny. Mam nadzieje, że twój blog będzie miał wiele odwiedzin i mnóstwo dobrych komentarzy. Pozdrawiam wszystkich ;-)
środa, 16 lipca 2014
16. Początek kłopotów cz.2
*Len*
Siedziałem w wannie
w kąpielówkach... to są chyba jakieś żarty!!! W głupiej łazience nie mogę się
wykąpać, bo co rusz mi ktoś włazi mimo ciągle zamkniętych, a raczej zamykanych
drzwi! Usłyszałem znów pukanie do drzwi, po czym weszła Megami z nerwowym uśmiechem.
-
Ja przyszłam po ubrania... Rose nie chce nosić nowej sukienki.- Powiedziała
podnosząc stertę uprasowanych ubrań i szmatę, którą myłem samochód.
- To była
sukienka?- Spytałem o dziwo bojąc się o moje życie.
- Była...?- Wydawała się
zmylona, ale kiedy zobaczyła smar, błoto i no cóż przeciętą sukienkę na pół w
stanie krytycznym uogólniając to co z niej zostało. Myślałem, że mnie rozerwie.
Nigdy nie myślałem, że zna tak ostre słowa.
- Czy ty myślisz?!- Wydarła się na
koniec, nie zdziwię się jak cały hotel ją słyszał, ale przecież musiałem umyć
moje cudo! Nikt głupi własnych ubrań do tego nie wykorzysta, a skąd mogłem
wiedzieć, że to jej sukienka była. Jasnowidzem nie jestem, do tego leżała na
podłodze.
- Jak śmiałeś moją ulubioną sukienkę tak zniweczyć?!! Czy ja nic dla
ciebie nie znaczę?! Pewnie, że nie! Widzisz mnie tylko jak zabawkę, którą
odkładasz kiedy się znudzisz!- Wrzeszczała wymachując mi tą szmatą przed
twarzą.
- Nie jesteśmy małżeństwem.- Powiedziałem cicho i w sam raz uchyliłem
się przed jej pięścią.
- Grr!!! Palant! Moja matka miała rację!- Wskazała na
mnie oskarżycielsko.
- Co?! Kobieto weź się opanuj! Nie jesteśmy małżeństwem, a
ta szmata jest do wyrzucenia, więc przestań ubolewać nad jej losem i zrób nam
wszystkim przysługę i ją wyrzuć!- Wskazałem na drzwi, dzięki Bogu miałem te
kąpielówki, a swoją drogę, to gdzie jej bluzka się podziała?
- Co?! Ty idioto!
To była moja pidżama!... I przestań się na mnie gapić zboczeńcu!- Wychodząc
wpadła na Layserga, który był czerwony jak pomidor. Zapomniałem wspomnieć,
jesteśmy w tych naszych starszych formach i powiedzmy nasze ciało jest
powierzchownie starsze. Dzieciak wpadł w jej biust, odbił się i zaczął się jąkać
patrząc na jej kolana.
- Jakbyś nigdy kobiety nie widział.- Zadrwiłem i to w
złym momencie. Z całej siły zostałem wgnieciony w wannę. Po pierwsze ała, po
drugie cała łazienka jest po kostki w wodzie i oczywiście ja będę musiał to
posprzątać.
- Nie wymądrzaj się Tao.- Syknęła trzaskając za sobą drzwiami.
- O
nie! Kobieta nie będzie mną dyrygować! Megami!! Wracaj tu i Jezu Chryste nie
pokazuj się tak ludziom!- Wrzasnąłem wybiegając cały czerwony z sypialni, w
której przebierała się ta moja niby żona.
- Zboczeniec!!- Ryknęła za mną, nie
wiem, które z nas było bardziej czerwone, ale widok jej zszokowanej twarzy był
bezcenny.
- Co to znaczy zboczeniec?- Spytała słodko Rose odrywając się od
swoich kolorowanek.
- Ludzie, którzy się kochają lubią się tak nazywać.-
Powiedział Layserg z workiem lodu na głowie wciąż trzymając kolor piwonii na
twarzy.
- Ale co to znaczy??- Jęknęła różowowłosa, patrząc na mnie z szczenięcymi
oczami.
- Znaczy kochany.- Powiedziałem z krzywym uśmiechem. Gdybym dostawał
dolara za każdym razem, gdy słyszę to z ust tej smoczycy, byłbym milionerem(
ignorując na chwilę moją pozycję i dochody rzecz jasna, bo tak to jestem nawet
młodym miliarderem).
- To mama musi cię bardzo kochać.- Fioletooka uśmiechnęła się
radośnie wracając do swoich kolorowanek.
- A co znaczy wiedźma?- Spytała, tym
razem zakrztusiłem się mlekiem, nienawidzę bycia ojcem!! Megami Dragneel jesteś
martwa! To ty mnie w to wpakowałaś!
- Wiedźma??- Spytałęm dla upewnienia. Przytaknęła szybko.
- To słowo ma wiele znaczeń, a
wywodzi się z starożytnego języka, którego nikt obecnie nie pamięta…-
Dziewczynka wróciła do kolorowania nie słuchając mojej głupiej paplaniny. Cóż
szkoła jednak czegoś uczy. Jak zanudzić własne dziecko by cię nie dręczyło.
Złote rady z okresu nauki.
- Len!!- Wrzasnęła Meg i jak zwykle muszę iść i udać,
ze nic nie widziałem… Swoją drogą to nawet nie pamiętam kiedy się ubrałem.
Kiedy wszedłem do sypialni blondynka rzuciła mi pierścień i wyskoczyła przez
okno z piątego piętra. Pamiętajmy jednak, że jest smokiem wiatru i taki skok to
dla niej drobnostka. Zaczepiłem nasze pierścienie o breloczek przyczepiony do
moich jeansów i ruszyłem za nią.
*Rose*
Layserg siedział po drugiej stronie naprzeciw pustego
miejsca i patrzył na butelkę mleka, którą zostawił mój tata. Nie wiem, w czym
miał problem, ale wzięłam ją i dokończyłam. W końcu nie może się zmarnować.
- Kochasz
mamę i tatę?- Spytałam z wesołym uśmiechem, nie wiem czemu on jest taki spięty,
ale to zabawne oglądać jak się rumieni kiedy wpada na mamę w jej większej
formie.
- Co?- Spytał skołowany, jakby nie wierzył w co usłyszał, albo nie
rozumiał co mówię.
- Czy kochasz rodziców?- Powtórzyłam lekko zirytowana, ze
mnie nie słucha.
- Taa.- Mruknął odwracając ode mnie głowę próbując ukryć wyraz
swojej twarzy, który był zgaduje, że nie miły dla mojego oka.(Lays.- żebyś
wiedziała zarazo!!) Dałam mu spokój, w końcu jeśli nie chce mówić, to niech nie
mówi ja mam ważniejsze rzeczy do roboty niż martwienie się o zielonookiego. Już
dawno zjedliśmy śniadanie, pomogłam tacie umyć samochód, bo wczoraj był tak
wściekły, że mama zemdlała żeby mieć cicho i musieliśmy być blisko.( Lays.-
Głupia! Ludzie nie mdleją dla spokoju!) Dlatego teraz czekam aż rodzice się
dogadają i wreszcie pójdziemy popływać. Nagle usłyszeliśmy hałas, pobiegliśmy
szybko do salonu rodziców.
- Gracie w berka?!- Krzyknęłam podniecona zdobywając
trzy dziwne spojrzenia, jakby myśleli, że jestem głupia, albo coś.
- To na pewno
nie berek!- Oświadczył Layserg z czerwoną twarzą. Spojrzałam na mamę, która
leżała na tacie. Oboje mieli potargane włosy i byli spoceni, co innego mogli
robić??( Len- Nie wiem! Może ratowaliśmy wam tyłek od wampira?!!)
- To co?-
Spytałam ignorując wciąż pełne szoku miny rodziców.
- Może chcieli dać ci
siostrę!- Krzyknął odwracając się do nich plecami. Moje oczy się rozszerzyły.
-
Ja nie chcę siostry!! Ani brata!! Nawet tego nie lubię!- Wskazałam na
zielonowłosego, który całkowicie miał mnie w nosie( nie żeby to była nowość).
-
Wyjazd z mojego pokoju!!!- Wrzasnął Tao. Pewnie chciał jeszcze na ans na krzyczeć
ale mama zasłoniła mu usta swoimi. Nie rozumiem, czemu dorośli to robią,
przecież to jest ohydne!
- Ble!! Dzieci tu są!- Pisnęłam wybiegając z krzykiem.
Ja pamiętam tą rozmowę z tatą. Musze znaleźć ten list i go zniszczyć! Albo
znaleźć te całe ziarenka od tego głupiego bociana.
- Rose! Pohamuj się, bo cały dom rozwalisz!!- Krzyknął
Diethel po godzinie szukania listu i ziarenek.
- Nie będę miała młodszego
rodzeństwa! Może i tata dostał mercedesa, ale ja nie chcę rodzeństwa!! To ZŁO!-
Powiedziałam z demoniczną aurą szukając wszędzie tych głupich ziarenek. Nawet w
lodówce ich nie było!
- Rosalin? Co na siedem światów ty tutaj wyrabiasz?-
Spytał tata wyraźnie zły, że z salonu zrobiłam śmietnik.
- Nie będę miała
rodzeństwa! Znajdę te nasiona i je wyrzucę!- Powiedziałam uparcie. Złotooki spojrzał
na mnie najpierw nie pewny, tego co usłyszał, a później zaczął się tak mocno
śmiać, że łzy spływały mu po policzkach.
- ROSE!! Dlaczego tu jest taki
śmietnik?? Nie mogę was zostawić nawet na pięć minut… Layserg dlaczego jej nie
powstrzymałeś?? A ten się śmieje jak wariat! To cud, że ja jestem jeszcze zdrowa
psychicznie!... Nie będę mieć dzieci nikomu nie dam się nawet tknąć palcem!
Słyszysz Tao! To się tyczy głownie ciebie!- Mama wyszła z salonu i prawdopodobnie
po jakiś wór na śmieci, a tata z demonicznym uśmiechem poszedł za nią.
- Oni są
jak stare małżeństwo, które nie wyhasało się za młodu.- Skomentował różdżkarz i
rozłożył się na kanapie. Z łazienki dobiegały jakieś piski mamy i maniakalny
śmiech taty. Lays aż się podniósł i patrzył przerażony na korytarz, a ja
uśmiechałam się wesoło. W końcu rodzice wrócili do normy.
- Wy to nie normalni
jesteście.- Ogłosił zielonowłosy z paniką wymalowaną na swej bladej twarzy.
-
Witam w rodzinie!- Klasnęłam w ręce radośnie ignorując jego dziwne spojrzenie.
Uwaga!!!
Trochę krótki, ale mam nadzieje, że na tą chwilę starczy. ;-)
wtorek, 15 lipca 2014
15. Początek kłopotów cz.1
*Layserg*
Nastał długi
weekend i wreszcie dowiedziałam się czemu moi niby rodzice nagle wyglądają na
starszych. Jest tradycja, że małżeństwo podczas ceremonii zaślubin lub ślubu
mówiąc potocznie wymienia się obrączkami. Len i Meg mieli właśnie takie obrączki.
Sprytne i dziwne… Czy oni już planuje razem być do końca życia??? Choć sądząc
po ich kłótniach to się nie zdziwię jak skończą razem. Ci dziwacy naprawdę do
siebie pasują. Jednak wracając do mojej wycieczki. Okazało się, że to bilety do
hotelu żony dyrektora mojego gimnazjum( wspominałem, że nienawidzę tej
szkoły?). Kocham naukę i jestem z materiałem o wiele do przodu w razie nagłego
ogłoszenia rozpoczęcia turnieju na króla szamanów, ale ta szkoła to jest jeszcze
gorsza niż Tao kiedy tłumaczy fizykę Yoh!( Istne piekło, Asakura ledwo wychodzi
z tego żywy.) W każdym bądź razie te cztery dni, które miały być wycieczką, aby
klasa się zapoznała ze sobą zmieniły się w rodzinne wakacje. W sumie to mi na
rękę, nie lubię nikogo z mojej klasy, nawet Rose jest lepsza od nich, a wszyscy
wiedzą, że ta zaraz tylko mi zawadza. Złotooki powiedział, że przeniesie mnie
do prywatnego gimnazjum do którego on sam chodził jeszcze rok temu. Szczerze
mówiąc nie mogę się doczekać kiedy mnie przeniesie. Będę mógł zając się nauką i
nikt nie będzie mi przeszkadzał… A właśnie! Po tej czterodniowej wycieczce integracyjnej
dla klas pierwszych Dragneel i Tao złożyli swoje kieszonkowe i kupili dom, a
raczej dwa mieszkania w strzeżonym, ogrodzonym i monitorowanym osiedlu.( Nie
wiem ile ich kieszonkowe wynoszą, ale ich rodziny muszą być chyba bogaczami
wśród bogaczy.) Składa się ono z około
10 bloków czteropiętrowych na długość
około dwóch powiększonych klatek. Jest tam park, a także basen z siłownią, spa,
fryzjer, sauna. Podobno jest tam również restauracja i kilka sklepów
spożywczych, obuwniczych i odzieżowych. Lucy( mama Meg) zna się na tych wszystkich
prawniczych zmianach dlatego, aby uniknąć policji oraz przemocy ja z Rose mamy
mieszkać tam z „naszymi” rodzicami, a Len i Megami będę wpisywali w swoje dane
adresy swoich mieszkań. Tao ma apartament, w którym ciągle siedzi jego siostra,
a Meg będzie wpisywała adres domu Yoh u którego się zatrzymała. Cóż plan bez
pudła, ale jest mała luka w ich planie… Jak oni mają zamiar być tam codziennie,
aby nie dać się złapać?!
- Layserg!! Spakowałeś się?!- Moje rozmyślenia
przerwała blondynka pukając do drzwi.
- Zaraz skończę!- Odpowiedziałem wracając
do pakowania. Jutro wyjeżdżamy, więc panuje ogólny chaos. Tamara się wścieka,
że po powrocie się przeprowadzamy, Anna urządza imprezę ogłaszając, że dni
tyranii znów zagoszczą w jej domu, chłopaki płaczą, Rio lamentuje najbardziej
nie dając mi żyć, ale fioletowłosy skutecznie go ogłuszył i dziwnym, trafem od
dwóch dni pseudo Elvisa nie widuje już nikt. Pilika ogłosiła bunt i sama się
buntuje, jednak nikt nie zwraca na nią uwagi, a Jun jak to Jun traktuje swego
brata jak pięcioletnie dziecko.
- Skończyłem!- Krzyknęłam z tryumfalnym uśmiechem
zamykając walizkę pełną książek.
- Spakuj też ubrania.- Powiedział mag błyskawic
opierając się plecami o ścianę w moim pokoju. Pisnęłam i odskoczyłem w szoku od
łóżka patrząc jak mój przyjaciel podaje mi inną walizkę… nie była moja, ale
miała ładny zielony kolor. Spojrzałem na niego tępo, najpierw zakrada się jak
ninja, później czyta mi w myślach, a teraz wyciąga walizkę, której wcześniej przy
sobie nie miał! On jest jakimś magikiem, czy co?!
- Ręcznik, szczoteczka do
zębów, pasta, ręcznik na basen, ubrania na zmianę, pidżama i kąpielówki.-
Powiedział wciąż nie opuszczając mojego sanktuarium tylko przypatrując mi się
znudzonym wzrokiem… ostał zmuszony. Kropla potu spadła mi w stylu anime z tyłu
głowy, a ja głupi myślałem, że to sam od siebie tak się o mnie troszczy. Naprawdę
jestem naiwny.
- Pośpiesz się, nie mam całego dnia.- Powiedział szorstko, szybko
włożyłem co kazał, wziął ode mnie walizkę i wyszedł. Odetchnąłem kiedy zamknął za
sobą drzwi i osunęłam się po ścianie czując nie bywałą ulgę, że wyszedł. Niby
nikt się go nie boi, ale samym wzrokiem potrafi mnie przestraszyć. Właśnie czas
na obiad, pakowałem się od rana i mój brzuch domaga się jedzenia. Zszedłem
ostrożnie unikając śmiertelnych pułapek zastawionych przez Tamure jak na
przykład, woda na podłodze, kula do kręgi na środku korytarza, lub mokra poręcz
od schodów albo najlepsze olej na pierwszym stopniu… Myślałem, że stać ją na
więcej.
- Layserg! Zobacz! To nasz nowy dom.- Ledwo usiadłem do stołu, a widok
zasłoniły mi jakieś kolorowe plamy!
- Rose ja nic nie widzę.- Powiedziałem
zirytowany, a to dziecko nawet się nie obraziło na ton mojego głosu!
- Nie
wymachuj tymi zdjęciami ludziom przed nosami, bo im krzywdę zrobisz.- Surowy i
zirytowany głos Tao rozległ się po kuchni… Tak wszystko jasne, moją niechęć
myli z dobrocią ponieważ złotooki traktuje ją podobnie. Z deszczu pod rynnę jak
to mówią.
- Tak tato.- Jakim cudem ona nie odczuwa przed nim żadnego respektu,
strachu lub szacunku?!
- W końcu to dziecko.- Powiedział z demonicznym uśmiechem
myślałem, że ducha wyzionę.
- Len! Przestań straszyć dzieci i nałóż do stołu.-
Megami stanęła nade mną i patrzyła na maga opartego o framugę drzwi. Skrzywił
się i burknął kilka słów, których nie powinien używać w obecności dzieci, ale
wykonał „prośbę”.
- Skończyłeś trening?- Spytała Dragneel jakby go przesłuchiwała,
skinął głową na potwierdzenie i usiadł obok różowowłosej z naburmuszoną miną.
-
Ben coś mówił?- Znów zapytała, nie wiem czemu, ale jestem pewny, że coś
ukrywają.
- Nie wie.- Odpowiedział wojownik z Chin z poważnym wyrazem twarzy.
Blondynka zaklęła pod nosem i zaczęła nakładać do stołu z grymasem
niezadowolenia.
- Tam jej nie dostaną… Nie wiem czego chcą, ale jestem prawie
pewna, że przeprowadzka dobrze nam zrobi. Anna pozakładała z Tamarą kilka
pieczęci, z naszymi barierami wystarczy na utrzymanie porządku… Macie to
nosić.- Ogłosiła z poważnym wyrazem twarzy podając nam, a raczej mi spinkę do
włosów, a małej zarazie bransoletkę. Spojrzałem na nią jakby była niepoważna.
Ta cała spinka to była zwyczajna czarna wsuwka do włosów.
- Macie to nosić.- Powtórzyła patrząc na nas z czerwonymi oczami.
- Tak!- Pisnęliśmy jednocześnie zakładając
nasze prezenty. Chciałem skomentować, że nic się nie stało, ale uznałem, że
lepiej nic nie mówić skoro Megami jest w stanie łatwo mnie uciszyć używając
siły fizycznej. Szybko zjadłem i wróciłem do siebie nie chcąc być ofiarą gniewu
nastolatki, której szaleją hormony. Cudem nie wpadłem w żadną „pułapkę” Tamary,
dlatego zabarykadowałem drzwi w swoim pokoju i próbowałem wszystko zrozumieć,
ale kiedy położyłem się na łóżku ogarnęła mnie ciemność.
Obudziły mnie krzyki Dragneel, dzieciaka i Tao. Była piąta
rano i czas naszego wyjazdu i… zaraz! Wczoraj nie zjadłem kolacji!! Nie wiem
dlaczego, ale nie pamiętam nic oprócz jedzenie obiadu… Meg i Len o czymś
mówili, ale nie pamiętam o czym… Pewnie o tej przeprowadzce. Zaraz…
- Kto mnie
zabarykadował od środka?!- Krzyknęłam. Cleo usiadła na moim ramieniu i
wzruszyła ramionami.
- Pewnie Jocko i Trey znów sobie żarty ze mnie robią.-
Burknąłem zirytowany odblokowując przejście. Mój stróż cały czas siedział na
moim lewym ramieniu i uśmiechał się pocieszająco.
- Chociaż ty mnie rozumiesz.-
Powiedziałem wyczerpany wychodząc z pokoju i kierując się do łazienki, aby się
umyć i zmienić ubranie. Złotooki i niebieskooka wyglądali znów jak dorośli i w
sumie zachowywali się jak dorośli.
Szukali Rose, która siedziała na schodach i kolorowała. Kiedy schodziłem
pociągnęła mnie za nogawkę i na jej szczęście się nie przewróciłem. Chcąc czy
nie spojrzałem na nią z odblaskami śmierci, ale osłupiałem kiedy podała mi
pudełko ze śniadaniem i termos z herbatą.
- Mama zrobiła nam śniadanie do
samochodu, ale tata każe zjeść teraz. To twoje.- Powiedziała, kiedy niepewnie
wyciągnąłem ręce po zielone pudełko i biały termos.
- Dzięki.- Mruknęłam
siadając obok i jedząc podziwiając cyrk przede mną. Obaj magowie biegali po
całym domu w poszukiwaniu kluczyków lub komórek albo biegali za Treyem
obiecując mu szybką i bolesną śmierć. Koło siódmej Len zarządził zbiórkę przy
samochodzie, a kilka minut później byliśmy w drodze do hotelu, który znajdował się
gdzieś w lesie za Tokio. O dziwo nie było korków, ale to dlatego, że jechaliśmy
skrótami przez las… Dotarliśmy tam wieczorem! Ponieważ obie panie musiały się zatrzymać
w lesie i zgubić, a raczej zaraz musiała nam uciec, więc Colorata jej szukała.
To była męczarnia! Len był na granicy wybuchu i na nasze szczęście oberwało
niewinne drzewo, które blokowało nam drogę…
- Jesteśmy!!- Krzyknęłam radośnie,
fioletooka również podskakiwała i chichotała w swoim foteliku.
- Pamiętajcie,
Lian i Megan Diethel, wasze imiona to Rose i Layserg Diethel.- Powiedział
oschle fioletowłosy kierując swoje spojrzenie na radosną dziewczynkę, która go
zapewne w ogóle nie słuchała. W końcu ja wiem jak się nazywam.
- Bierzcie
walizki i idźcie do środka.- Powiedział, chcąc odstawić samochód. Musi być wściekły,
że jego cudo jest całe w błocie.
Szybko zabraliśmy wszystkie walizki i
zrobiliśmy co kazał. Pomijając, że Megami ma nadludzką siłę i bez problemu
niosła trzy czwarte naszego bagażu apartament
jaki dostaliśmy był niesamowity! Salon, wielka łazienka, garderoba, sypialnia i
pokój dla dwóch dzieciaków… Tak było prawie super.
- Tak zrobiliśmy
sobie piknik w lesie.- Powiedziała z sztucznym uśmiechem blondynka.
- Od ilu lat
są państwo małżeństwem?- Spytała zielonooka. Zakrztusiłem się własną śliną, czy
ta kobieta pcha się z butami do mojego… znaczy ich życia?!
- Czternastu.-
Powiedziała z wesołym uśmiechem niebieskooka widząc szok na twarzy mojej nauczycielki.(
Oboje mają niby 32 lata, więc wiecie…)
- Ja mam nie długo czternaście… W drugim
semestrze w marcu.- Powiedziałem próbując dać szanse Megami do zmiany tematu.
-
Tak na wiosnę, miałam dać ci imię Haru, ale twój ojciec uparł się przy tym, a
właśnie gdzie on jest miał tu być pięć minut temu.- Moja niby mama zagryzła
dolna wargę dając znać, że idzie na żywca i nie wie co ma mówić.
- Jakiś
problem?- Spytał chłodno nasz wybawca patrząc na rudą kobietę jakby miał ją
zabić wzrokiem. Ta pisnęła i usunęła mu się z drogi. Oczywiście jak przystało
na naszego Lena trzasnął za sobą drzwiami i zamknął je na klucz.
- Ja tu
przyjechałem odpoczywać, a nie gadać o twoich ocenach.- Syknął wyraźnie
wściekły opierając się plecami o drzwi.
- Pani przyszła pytać się jak nam minęła
podróż.- Powiedziałem podnosząc pytająco brew na przyjaciela.
- To już moja
sprawa jak nam minęła.- Syknął wyraźnie wściekły, chyba wciąż mu nie przeszło.
-
Jutro myjemy samochód.- Ogłosił chłodno i aby nie słyszeć żadnych sprzeciwów poszedł do
łazienki.
- Dlaczego mnie to spotyka?- Spytałem patrząc na sufit jakby miał mi
odpowiedzieć.
- Będzie zabawnie.- Powiedział Meg i z ciepłym uśmiechem pomogła
się nam rozpakować. Potem zagoniła mnie do łazienki i kiedy ja oglądałem jakiś
film dokumentalny o wampirach przyłączył się do mnie Tao przełączając na film o
wampirach. Dziewczyny dołączyły do nas w środku. Złotooki siedział w środku i
patrzył znudzony na lejąca się krew, ja ziewałem co kilka minut nie będąc w
ogóle wzruszony. Rose spała, a Meg skakała na każdy krzyk, a pod koniec
praktycznie leżała na magu, który uśmiechał złośliwie. Jestem pewny, że albo
wykorzysta to jako szantaż, albo specjalnie puścił taki film, żeby bezkarnie
tulić swoją niby żonę… Dziwaki. Z tym zasnąłem i nawet nie zobaczyłem
zakończenia!
*Len*
Nie wiem
dlaczego zawsze ja muszę wszystkich nosić. Layserg i Rose wziąłem jak worki
kartofli. Mieli tak mocne sny, że nawet nie drgnęli, kiedy położyłem ich na
jednym łóżku.
- Oboje jesteście zarazami.- Powiedziałem okrywając każdego z
osobna kocem. To drogi hotel, a nie stać ich na klimatyzację?! Do tego ta jego
nauczycielka. Chyba do końca życia będę miał urazę do starszych kobiet. Megami
nie miała lepiej niż tamta dwójka, tylko w jej przypadku rzuciłem ją na łóżko,
okryłem kołdrą, a sam wziąłem koc barykadując się poduszkami, których była tu
cała sterta. Pewnie poduszek mają tu w bród, a głupiej klimatyzacji to nie mogą
załatwić?! Obudziłem się wcześnie rano, nade mną stała Rose mamrocząc coś o
koszmarze.
- Idź spać.- Burknęłam wskazując za swoje plecy. Nigdy nie miałem
ochoty spać do południa, ale to dziecko w przeszło miesiąc spać mi nie daje i zniszczyło
mi budzić biologiczny, którego wyrobienie zajęło mi osiem lat! Chwilę później
obudził mnie Layserg przerzuciłem go za plecy, gdzie był trzymany zapewne przez
Meg i spałem dalej. Było koło 11, kiedy obudziłem się wyspany. Po raz pierwszy
od miesiąca! Co prawda ciężko mi się oddychało, ale sen miałem piękny. Przetarłem oczy i spojrzałem na rozmazaną
różową plamę na mojej klatce piersiowej…
- Uwielbiasz mi utrudniać oddychanie.-
Powiedziałem do Rose, która była w głębokim śnie. Ten dzieciak mnie zadziwia.
Layserg spał wtulony, a raczej przy miażdżony w moje prawe ramię przez Megami,
którą dziwnym trafem obejmowałem prawą ręką podczas gdy lewą trzymałem dzieciaka,
który przeturlał się na moją lewą stronę.
- Za jakie grzechy?- Spytałem patrząc
w sufit i błagając o cud. Nie lubię leżeć długo w łóżku otoczony ze wszystkich
stron, więc wstałem położyłem niby córkę na prawy bok niby żony i poszedłem się
umyć chwytając pierwszy zestaw ubrań jaki naszykowałem. Zdjąłem pierścień i
spokojnie zażywałem relaksacji podczas gdy trzy istoty, które strasznie
działały mi na nerwy spały i nie sprawiały mi problemów.
Koło dwunastej byłem odprężony
i zrelaksowany. Tylko umyć moje cudo i będę w pełni szczęśliwy. Śniadanie
mieliśmy w salonie na dwóch srebrnych wózkach. Ledwo usiadłem na kanapie, a
dobiegł mnie krzyk Layserga. Po chwili przybiegł do mnie cały czerwony
wskazując na niby mój pokój i mówiąc jakieś niezrozumiałe dla nikogo słowa.
-
Przyzwyczajaj się.- Powiedziałem ze stoickim spokojem ignorując jego piski i
jeszcze bardziej czerwone policzki.
- Tato! Dlaczego Layserg z nami spał?-
Spytała Rose z wesołym uśmieszkiem na twarzy. Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po
filiżankę z kawą. Dlaczego ja mam dzieci?? A no tak, bo moja dziewczyna kocha
dzieci i zaadoptowała by nawet Yoh, gdybym dosłownie nie wybił jej tego pomysłu
z tej pustej głowy!!
- Rzuciłeś mną nawet nie dając dojść do słowa!!!- Wydarł
się strasznie wysokim głosem zielonowłosy jeszcze przed mutacją. Spojrzałem na
niego chłodno, wzdrygnął się i marudząc pod nosem usiadł i zajął się swoim śniadaniem.
-
Idzie tu.- Powiedziała chłodno Megami patrząc na drzwi od salonu. Jej oczy
migały na czerwono, ale zignorowałem to. W najlepszym wypadku klasa wróci bez
wychowawcy, a ja będę wolny od tego jej dziwacznego spojrzenia. Ledwo
przyzwyczaiłem się do tej hiper blondynki… Swoją drogą muszę być więcej przy
tej dziewczynie smoku, czy jej się to podoba czy nie. Może wtedy ta ruda się wreszcie
odczepi! Wszyscy drgnęliśmy gdy dobiegł nas odgłos pukania i jej irytujący głos
napotkał nas z samego rana. Jak na zawołanie Rose siedziała ze swoim talerzem
na moich kolanach, a dziwnym trafem Layserg i Meg wepchnęli mnie na środek
kanapy i otoczyli z obu stron. Przynajmniej mam trzech ochroniarzy wbrew sobie uśmiechnęłam
się i schowałem twarz w włosy różowowłosej, aby ta głupia kobieta sobie nie
ubzdurała, że ma u mnie jakąkolwiek szanse.
- Dzień dobry!- Zaświergotała wchodząc
do salonu z tym swoich szerokim uśmiechem, aż mnie zemdliło.
- Był dobry.- Burknął
Layserg patrząc chłodno na swoją nauczycielkę.
- Dzisiaj organizujemy wycieczkę
do lasu. Zbiórkę mamy za godzinę.- Powiedziała tym swoim radosnym głosikiem.
-
Niestety dzisiaj Layserg zostaje z nami. Moja żona ma imieniny i jedziemy do
restauracji na obiad.- Spojrzałem ostro na zielonooką, która wydawała się
zaskoczona, że jej odmówiłem.
- Ale klasa miała się lepiej poznać…- Powiedziała
patrząc na nas skołowana.
- Może pani nie wie, ale mój syn będzie szedł do innej
szkoły, jesteśmy tu bo musimy, co nie znaczy, że będę się pani słuchaj. Robię
co mi się podoba i na pewno nie idę do lasu z bandą smarkaczy, która nawet
minuty nie usiedzi w spokoju i ciszy.- Wstałem z Rose trzymając ją na lewym
boku i patrząc na kobietę z góry. (Dosłownie.)
- To w końcu dzieci panie
Diethel.- Powiedziała cicho unikając mojego wzroku. Chyba zrozumiała kto tu
rozdaje karty.
- Za moich czasów tak nie było, więc mało mnie obchodzi, że to
dzieci. Skoro dwunastolatki zachodzą w ciąże, to te smarkacze powinny być
posłuszne, a nie rozwydrzone.- Syknęłam ignorując lekko przestraszoną Rose.
-
Co? Nie może pan wymagać ode mnie, że wszyscy będą chodzić jak z zegarku!-
Powiedziała oburzona.
- Nie mój problem.- Spojrzałem na nią jak na najgorszego
wroga. Biedulka aż zbladła ze strachu.
- Może pani już wyjść.- Wtrąciła się
blondynka stając obok mnie i głaszcząc różowowłosą po ramieniu, aby się uspokoiła.
-
Niech pan się postawi na moim miejscu. Na pewno byś nie podołał Lian.- Warknęła
wyzywająco.
- Nie pamiętam bym przeszedł z panią na „ty”.- Powiedziałem jadowicie
gotów rozszarpać ją na strzępy moimi piorunami.
- Zachowujesz się jak
nastolatek.- Odparowała wciąż unikając bezpośrednie kontaktu wzrokowego, ale
nim zdążyłem odpowiedzieć jakąś dobrą ripostą Megami miała przypiętą do ściany trzymając
ją z gardło jedną ręką.
- Posłuchaj panno Sakura. Mój brat jest prawnikiem, moja
siostra policjantką, zbliż się do mojego męża jeszcze raz a przysięgam, że nikt
nie znajdzie twojego ciała. Teraz wynoś się póki jeszcze możesz.- Niebieskooka mówiła
niczym demon, jej kły i paznokcie znacznie się wydłużyły na szczęście panna
Hime miała szczelnie zamknięte oczy, więc nic nie widziała, ale uciekła jeszcze
bardziej przerażona niż po naszej pierwszej wizycie.
- To co robimy?- Spytał
Layserg trochę zdziwiony, że zrobiliśmy taką aferę z powodu głupiego wyjścia do
lasu. Niestety, ta cała Sakura Hime to zwykły demon, podrzędnej klasy i mało
niebezpieczny, ale w lesie na pewno miała silnych sprzymierzeńców, którzy
zaczęli od jakiegoś czasu na nas polować. Megami chodzi jak na szpilkach
wszędzie wyczuwa jakiś wrogów, jednak najgorsi są cienie. Przychodzą w nocy i
są wstanie po przez sen odebrać życie. Prawda nic cię nie boli po śpisz tak
zwana bezbolesna śmierć, ale są też przypadki, gdzie opętuje ciało i wiąże się
z nim i jedynym rozwiązaniem jest zabić taką osobą wtedy ginie również i ten
drugi typ cienia. Wymazałem zielonookiemu pamięć, a raczej stłumiłem usłyszaną
przez niego rozmowę jaką miałem z Megi przedwczoraj przy obiedzie. Ta spinka to
zwykła spinka, która była naładowana prądem, żeby zasnął bardzo głęboko.
Stłumiłem mu pamięć i dzięki lekcją Bena nałożyłem na niego pieczęć ochronną.
Jest tak jakby nie widoczny dla demonów i tym podobnych stworów, coś jak duch.
Z Rose z drugiej strony mamy problem zdaje się, że zależy im szczególnie na
naszej trójce, ale z tego co mówił Igneel i mój dziadek te potwory poszukują
również ciała dziecka, którym łatwo manipulować, a takim kimś jest Layserg.
Musimy się ukrywać i wstrzymać od ataku tak długo jak tylko się da, bo jeśli
zaczniemy to już do końca będziemy tkwić w tej wojnie, a smoki będę zagrożone.
Spojrzałem na Dragneel, która patrzyła pustym wzrokiem na swoją rękę.
Postawiłem fioletooką, która pobiegła do różdżkarza, który mruczał o
niesprawiedliwości i, że świat go nienawidzi zapewne zrozumiał, że jestem zbyt zajęty myślami, żeby mu odpowiedzieć, a na dokładkę dostał dzieciaka w opiekę.
- Będzie dobrze.- Zapewniłem
blondynkę, której oczy znów zaczęły migać na czerwono.
- Jest ich więcej.-
Syknęła ściągając pierścień . Jej tęczówki przybrały czerwoną barwę, włosy
miała zwinięte w koński ogon, jej skóra wydawała się porastać łuskami, zęby i
pazury wydłużyły się. Mocno ją objąłem prosząc by się uspokoiła.
- Przemienisz
się i narazisz te dzieciaki. Musimy czekać… Błagam uspokój się.- Nienawidzę
tego robić.
- Nie dajesz mi wyboru.- Syknęłam i żeby was zmartwić uderzyłem jej
w kark z lewej strony. Zemdlała i wróciła do normy. Zaniosłem ją do tej
znienawidzonej prze zemnie sypialni i położyłem na tym wielgaśnym łóżku.
- Czuje
się jakbym był na miesiącu miodowym z dziećmi… Moje życie jest do kitu.- Z tym
jakże optymistycznym nastrojem poszedłem dokończyć śniadanie.
- Jeszcze trzy
dni.- Powiedział Diethel z kwaśnym wyrazem twarzy.
- To koszmar.- Opadłem na
kanapę, a Rose śmiała się z naszej rozpaczy.
- Będziesz następna.- Ogłosiłem
mało przekonany co do tego. Oczywiście to ją bardziej rozweseliło, ale Lays
włączył jakąś bajkę, więc się na niej skupiła. Swoją drogą jakim cudem te
dzieciaki nie zauważyły drastycznej zmiany u Megami??
UWAGA!!!
I jak się podobało? Chyba trochę namieszałam i ogółem mi raczej nie wyszedł ale postaram się następnym razem napisać lepiej. A Ayane, dziękuje za twoje komentarze i mam nadzieje, że cię nie zanudziłam, również chciałabym pochwalić twojego bloga. Fanom Hao serdecznie polecam. Sama nie przepadam za Asakurom, ale Ayane pokazała go naprawdę pod niesamowitym kątem. Komentujcie!! Pozdrawiam ;-)
środa, 9 lipca 2014
14. Rozpoczęcie roku
Uwaga!!!!
Z góry przepraszam za błędy, wybaczcie, ale napadła mnie wena, więc napisałam, a i naprawdę będę starała się pisać chociaż raz na tydzień, ale nic nie obiecuje. Mam kilka wizyt w szpitalu i pisze w wolnym czasie, więc... Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;-)
*Layserg*
Ostatnio Len i Megami się do siebie zbliżyli. Nie jestem zazdrosny, a
raczej… nie widzę Meg w ten sposób, co Tao. Jest jak siostra, a nawet matka.
Nie wiem dlaczego! Irytuje mnie fakt, że jest jakieś dwa lata starsza od Yoh, z
początku wręcz identyczna z zachowania jak on, ale… Z czasem stała się
poważniejsza i ten no… bardziej czuła? Nie umiem tego opisać, jednego dnia jest
beztroska i wesoła zaś drugiego ciepła i opiekuńcza. Chyba naprawdę ma w sobie
krew smoka i ten ich instynkt, ale nie o tym teraz chce mówić. Jak wszyscy już
wiedzą jutro zaczyna się rok szkolny, a ja jestem najmłodszy z naszej rodzinki.
Mam trzynaście lat i nigdy jeszcze nie miałem rodziców na moich… na niczym. W końcu
od siedmiu lat jestem sierotą! Nie wiem, a raczej nie pamiętam miłości
rodziców. Dlatego chcę, aby Dragneel przyszła na moje rozpoczęcie roku jako
moja siostra. Niestety ciągle jest gdzieś ciągnięta przez tą małą zarazę! Jest
jeszcze gorsza niż Tao gdy zobaczy swe ulubione mleko!( Mleko to mleko no
ludzie, co za różnica w jakim opakowaniu?!==”).
- Co chcesz?- Spytał złotooki
wyrywając mnie z transu. Spojrzałem na niego ze strachem. Jeszcze tego mi
brakuje, umrzeć z porażenia prądem.
- Meg szybko nie będzie wolna, chcesz coś?-
Spytał obojętnie jak zwykle z resztą, ale tym razem nie chciał zabić mnie
wzrokiem.(Lays.- Mamy postęp, brawa dla pana zimnokrwistego!-Len- Siedź cicho
bo zostanie z ciebie proch!-Meg.- Nie słuchaj go! On tylko chce być groźny
hehe.- Lays.- On zawsze jest groźny! ><”)
- Nie! Znaczy tak, znaczy…-
Przerwał moje nerwowe gadanie uciszając mnie ruchem ręki.
- Wykrztuś to z
siebie.- Rozkazał zirytowany moim niezdecydowaniem.
- Jutro mam rozpoczęcie roku
i…- Znów mi przerwał, tym razem mierzwiąc włosy. Czułem się dziwnie, był ode
mnie wyższy o jakieś dwie głowy i nie zapowiadało się, żeby przestał rosnąć(
Chyba warto pić mleko;-) ).
- Nie da rady Meg idzie z Rose, ale… Zobaczę, co da
się zrobić. W każdym bądź razie będzie.- Powiedział z tajemniczym uśmiechem i
wyszedł z kuchni z butelką mleka… Tą litrową. Nie wiedziałem co powiedzieć,
więc spędziłem mój dzień, a raczej połowę tak jak zwykle, uczyłem się z książek
do gimnazjum do obiadu, później trenowałem do kolacji unikając Anny jak ognia,
a po kolacji i prysznicu wróciłem do czytania kolejnego tomu powieści detektywistycznej przy której jak zwykłe zasnąłem.
Obudziłem się koło siódmej, zjadłem śniadanie, zaliczyłem szybki trening
na rozbudzenie, a później poszedłem się umyć i ubrać w strój galowy. Biała
koszula, bordowy krawat, czarna kamizelka i czarne spodnie z czarnymi butami.
Wyszedłem przed czasem, aby na pewno się nie spóźnić( nawyk od Tao). Musiałem
jechać autobusem, tramwajem i znów autobusem! Oświadczam wszystkim wszem i
wobec, że nienawidzę mojego gimnazjum!
Dotarłem do szkoły półgodziny przed rozpoczęciem uroczystości
i zająłem wyznaczone miejsce w rzędzie krzeseł dla mojej klasy. Za dziesięć dziesiąta
byli chyba wszyscy, siedziałem na wylocie i obserwowałem jak dzieciaki
przychodzą ze swoimi rodzinami i jak na złość na salę gimnastycznej wpadła ta
mała zaraza!... Chwila moment, co ona tu robi? Za nią weszła… przysiągłbym, że
starsza wersja Megami. Obok niej był… LEN?!!! Co tu się wyrabia?!
- Layserg!-
Blondynka podeszła do mnie szybko wstałem odruchowo i bardzo tego żałowałem.
Myślałem, że mnie udusi.
- To ja młody. Mam specjalny pierścień na takie okazje,
więc się o nic nie martw.- Powiedziała cicho, tak że nikt jej nie usłyszał.
-
Powodzenia synku! Nawet tata urwał się ze spotkania dla ciebie.- Powiedziała
radośnie… Trochę mnie to przytłacza… Może dlatego, że wciąż mnie trzymała w
morderczym uścisku. Jak nie Rio to Meg, ciekawe kto następny w kolejce.
- Mamo…
Powietrza…- Wystękałem. Szybko mnie puściła, ale poprawiła mi włosy i krawat…
oraz kołnierz i kamizelkę po czym( dzięki Bogu) zawołał ją „mój tata” i mogłem
odetchnąć. Ceremonia zakończyła się dość szybko, więc wszyscy rozeszli się do swoich klas wraz z osobami towarzyszącymi. Moja nauczycielka Hime Sakura
uczyła historii, więc zaczęła opowiadać o wszystkim według godzin i dat. Co
jakiś czas poprawiała przy tym swoje duże okulary z czarnymi oprawkami
ukrywającymi jej ciemne zielone oczy. Rude włosy związane miała w kok, a jej
strój przypominał stewardesę. Niewysoka w czarnych szpilkach wyglądała na
młodą, choć ględziła jak stara babcia. Wszyscy zaczęli przysypiać, ale wtrącił
się Len.
- Wybaczy pani, ale jak pani wie, jest to dzień pracy i tak się składa,
że za chwilę mam spotkanie, więc jeśli byłaby pani tak miła i pominęła lata
siedemdziesiąte byłbym bardzo wdzięczny.- Może i brzmiał miło, choć trochę
niegrzecznie się zachował, to jego ostre spojrzenie było dalekie od jego miłych
słówek.
- Oczywiście panie…- Ruda kobieta jakby ignorowała jego niegrzeczne
zachowanie… Błagam nie mówcie mi, że zakochała się w moim starym!... Albo
starszym przyjacielu, w obu przypadkach jest źle.
- Lian Diethel.- Powiedział
surowo… Jak tak mu się przyjrzę, to miał bordową koszulę srebrny krawat i
czarne spodnie z dopasowanymi butami. Złote oczy znajdowały się za okularami z
ciemnymi fioletowymi oprawkami, a włosy miał krótkie i ciemno fioletowe w odróżnieniu
od jego nastoletnich, które miał jasne. Jednak oczy miał tego samego koloru.
Moja „mama” miała krótkie jasne blond włosy do ramion mocno pofalowane, delikatny makijaż podkreślający
jej niebieskie oczy. Ubrana w biała koszulę z krótkim rękawkiem i obcisłe
jeansowe spodnie z czerwonymi szpilkami. Sięgała Tao do ramienia, a on był na
pewno wysoki. Zielonooka nauczycielka dość szybko podała nam nasze plany i
najbliższe propozycje wycieczek, a z tym się rozeszliśmy.
- Adoptowali państwo
syna?- Spytała nagle pani Sakura zatrzymując nas przy drzwiach. Stanąłem
wmurowany. Już się wydało?
- A nawet jeśli? Może to mój brat, kuzyn, albo
ktokolwiek. Nie twój interes panienko, ale na pewno jest MOIM dzieckiem i jedna
skarga, a nie ręczę za siebie. Czy to jasne?- Złotooki położył mi rękę na
ramieniu i spojrzał z mordem w oczach na moja wychowawczynię, która zbladła i wróciła
szybko do klasy płacząc przerażona ciche pożegnanie.
- To było trochę za ostre
kochanie.- Powiedziała Megami trzymając Rose na prawym biodrze.
- Nie mój
problem! A co jeśli by miał amnezje albo by nie wiedział, że został adoptowany?
Ta cała nauczycielka ma niewyparzony język i dopilnuje, żeby został przepisany
do szkoły prywatnej.- Tao naprawdę wczuł się w rolę, do tego cały czas trzymał
rękę na moim ramieniu… Przez chwilę poczułem się jak dawniej.
- Kotku, wiesz, że
ja nie żałuje pieniędzy, ale czy nie będą mu tam bardziej dokuczać? Lays ma
delikatny charakter…- Dragneel również wczuła się w rolę… Ciekawe, czy wiedzą,
że to tylko na niby, ale… Nie chcę, żeby to się skończyło. Chce mieć takich rodziców
już na zawsze… mimo, że to trochę dziwne.
- Jini raz nim zamotała i już go skreślasz,
chłopak ma się nauczyć odpowiedzialności i stanowczości, a tutaj… ciamajda z
niego wyrośnie.- Nawet Lian Diethel był surowy i gburowaty jak Len Tao eh.
- Rób
jak uważasz skarbie.- Niebieskooka celowo ignorowała imię fioletowłosego i nie
wiem, czy zdają sobie z tego sprawę, ale nie są moimi…
- Właśnie młody, od teraz
jesteś naszym synem, znaczy tych nas.- Złotooki wskazał na siebie i swoją am
żonę?... czytać w myślach umie czy jak?!!
- Tak! Załatwiłam wszystkie papiery, o
nic nie musisz się martwić, tylko musisz zapamiętać nasze imiona… dostaniesz
też nasze wszelkie dane rodzicielskie, więc nie martw się… A i jeszcze jedno
poznaj swoja siostrę!- Radosna Megami właśnie zniszczyła mi całe życie.
- Nie
załamuj się, też mi nie na rękę, że mam żonę i dwójkę dzieci.- Len po raz
pierwszy dał mi słaby uśmiech, a jego oczy błyszczały z natłoku różnym miłych i
ciepłych uczuć.
- To jedziemy na jednym wózku?- Spytałem retorycznie, on tylko
zaśmiał się głośno klepiąc mnie po plecach kierując się do czarnego mercedesa z
gwiazdami w oczach.
- Wsiadać… na reszcie poprowadzę moje cudo.- Mówił z rozmarzonym
uśmiechem.
- Na mnie tak nie reaguje.- Burknęła blondynka zapinając różowowłosą w
jej foteliku i siadając z przodu.
- Am Len, Meg… Za trzy dni jest długi weekend
i nie macie planów prawda?- Spytałem z nerwowym uśmiechem widząc, co jest
napisane na tych całych kartkach z datami i planem lekcji. Mag elektryczności
spojrzał na mnie przez lusterko kierowcy z pytającym wzrokiem.
- Widzicie… Każda
klasa ma cztery dni integracji ze sobą i… dla nas to wypada w ten weekend i…
mamy jechać z najbliższą rodziną.- Powiedziałem upewniając się w między czasie,
czy dobrze czytam.
- Cztery dni… z wami… pod jednym dachem?- Spytał Tao czując, że zaraz wpadnie w depresję.
- JEJ!! Wycieczka!!- Piszczała fioletooka
.- Jej
cztery dni z zarazą! Nie mogę się doczekać!- Powiedziałem z ironiczną
wesołością. Dzieciak chyba mnie zignorował bo zaczął chichotać, a Meg
uśmiechała się jak dzika.
- Błagam niech ten koszmar się wreszcie skończy.- Len
i ja powiedzieliśmy to jednocześnie powodując u czarodziejki powietrza napad
śmiechu. Cóż moje życzenie się spełni… Chyba już nigdy nic sobie nie zażyczę!
sobota, 5 lipca 2014
Uwaga!!
Przepraszam, ale przez kilka następnych dni nie będę zamieszczała nowych rozdziałów z powodów szukania liceum... Byłam chora, i tam porobiły mi się problemy z testami. W każdym bądź razie od połowy lipca zacznę pisać regularnie, co mniej więcej dwa razy na tydzień. Pozdrawiam i życzę miłych wakacji ;-)
wtorek, 1 lipca 2014
13. Wizytacja
- Megami?? Coś
się stało?- Spytała Tamara, kiedy weszła do mojego pokoju widząc mnie białą jak
śnieg.
- Skąd to pytanie?- Zachichotałam nerwowo pocierając prawą ręką kark.
-
Jesteś biała.- Odpowiedziała za nią chłodno Anna obrażona i zła za zapewne
złamany ołówek(, który pewnie sama złamała).
- Hehe wiesz taka nowa moda.-
Powiedziałam nerwowo, kiedy słyszałam radosny głosik mojej matki z odległości
kilku kilometrów.
- Macie siedzieć na piętrze! Nie schodzić na dół choćby się
paliło i waliło!- Krzyczałam w panice ciągnąc za sobą chłopców kończących
śniadanie. Kiedy zapukała do drzwi ja dałam ostatnie spojrzenie śmierci
lokatorom i zeszłam przywitać moją matkę.
- MAMO!- Krzyknęłam widząc ją i jakąś
kobietą obok. Była dość wysoka, miała fioletowe włosy ułożone w chiński kok,
grzywkę łożoną na lewy bok i granatowe oczy. Ubrana w czerwoną kurtkę,
białą koszulę granatowe obcisłe jeansy i czarne szpilki. Wyglądała dość
znajomo, ale dałabym głowę sobie uciąć, ze nigdy jej na żywo nie widziałam.
Moja matka jest blondynką o brązowych oczach. Średni wzrost duże piersi i
biodra. Szczupła ubrana w letnia białą sukienkę i brązowe skórzane koturny z
różową torebką przewieszoną przez ramię. Dla odmiany miała rozpuszczone włosy,
które sięgały jej do łopatek.
- Megi!!- Pisnęła łapiąc mnie w ciasnym uścisku(
naprawdę nie wiem jak mój ojciec jeszcze nie ogłuchł od jej głosu i nie umarł
od tej czułości ==’’).
- Ran to moja córeczka Megami, Megi to moja przyjaciółka
Ran.- Skinęłam na nią lekko głową z powodu
braku możliwości oddychania.
- Słodziutka! Ile masz lat?- Spytała ratując
mnie od silnych ramion rodzicielki.
- 16.- Odpowiedziałam lekko kaszląc i
wprowadzając obie panie do kuchni. Była miła, naprawdę sympatyczna.
Dowiedziałam się, że ma syna w moim wieku i córkę o jakieś dwa lata starszą.
Nie mogłam na nią nic złego powiedzieć, ale… Dlaczego jej nie wyczułam,
przecież była cały czas z moją matką. Z rozmyślenia wyrwał mnie wrzask Lena.
-
Mamo?!! Co ty tu robisz?! Miałaś przyjechać na święta!- Chyba Tao się
zdenerwował, bo podniósł głos, a jego twarz stała się pusta, a oczy strzelały
piorunami próbując ukryć szok…. Chwila moment! To jego matka?!
- To stąd to
podobieństwo.- Powiedziałam na głos swoje myśli. Złotooki tylko posłał mi jedno
z tych swojej spojrzeń „ milcz, a jeśli nie to cię zmuszę” i pozostało mi
jedynie odpowiadać na zadane pytania modląc się żeby już sobie poszły.
- Więc
jesteście przyjaciółmi?- Lucy spojrzała na mnie z radosnym uśmiechem i słodkim
wyrazem twarzy.
- Eeee, no tak jakby.- Zaśmiałam się nerwowo, Ran nagle wstała i
podeszła do mnie prosząc, abym również wstała.
- Pokaż mi swoją rękę.- Poprosiła
z delikatnym uśmiechem. Nie czułam od niej zagrożenia, więc spełniłam jej
prośbę i szybko tego pożałowałam.
- Taka delikatna, ale silna…te rysy twarzy,
figura… Len masz gust na pewno będzie idealną żoną.- Fioletowłosy zaczął
krztusić się herbatą moja matka nuciła marsz weselny pozostawiając mnie w
kompletnym stanie szoku. Ojciec nas zabije. Tylko to miałam w głowie.
Obie przygotowały
nam obiad i w między czasie przyjechał szef spółki Dragneel. Z początku oboje
Tao patrzyli niepewnie na hiper zachowanie mego tatulka, ale po oswojeniu się z
jego głupimi tekstami normalnie zaczęli ze sobą rozmawiać. Dopóki pewna
blondynka nie palnęła czegoś o przyszłym małżeństwie( -Oj nie gniewaj się
córuś! Jesteście tacy słodcy razem!-Lucy, - Mamo! To moja historia nie
przerywaj!- Ja,- Hai, hai.)
-Że niby co?! Moje maleństwo?!! Chyba straciłaś
rozum kobieto!- Krzyczał w połowie wściekły w połowie spanikowany.
- Nie tym
tonem głupcze!- Jak stare małżeństwo, naprawdę.
- Ona ma szesnaście lat!
Najpierw studia, później praca dopiero na koniec małżeństwo!- Mówił zły i tym
razem naburmuszony z powody morderczej aury brązowookiej. A właśnie mój ojciec
jak wszystkim wiadomo ma różowe kolczaste włosy i orzechowe oczy. Zwykle chodzi
ubrany w czarny garnitur ze złotym krawatem, ale teraz miał jasne brązowe
spodnie i ciemną zieloną koszulę i jakieś ciemne trampki. Wracając do
opowieści…
- Kto powiedział, że ja w ogóle chce mieć JĄ za żonę?- Spytał
zirytowany nastolatek i wcale nie podobał się ton jakim mówił. Zirytowany,
rozbawiony, wywyższony…
- Sugerujesz, że się nie nadaje?- Spytałam podrażniona
patrząc na niego ze sztyletami.
- Sugeruje, że za kilka lat może mi się
zmienić.- Odpowiedział chłodno.
- Żeby mi się nie zmieniło! Ty mały…- Syknęłam w
ostatniej chwili gryząc się w język. Lucy posłała mi surowe spojrzenie po czym
wróciła do karcenia ojca.
- Len! Nie bądź nie miły.- Skarciła go fioletowłosa,
nastolatek tylko prychnął i odwrócił od niej głowę. Cały Tao, ciekawe czy jego
ojciec był takim samym idiotą w jego wieku.
- Dlaczego na górze jest tak wielu
chłopców?- Spytał Natsu patrząc na mnie podejrzliwie.
- Ach tak, to no ten tego…
Przyjaciele Yoh, wiesz tego małego chłopca… Często tu siedzą.- Zaśmiałam się nerwowo.
Czułam jak serce zaczyna mi bić co raz szybciej, mój tatulek potrafił być
straszny gdy jego instynkt ochronny dominował nad jego charakterem.
- Mamo. Nie
macie przypadkiem samolotu do domu za trzy godziny? W Japonii trzeba być przed
czasem wiesz te kolejki…- Powiedziałam wzrokiem wskazując na drzwi. Blondynka
tylko spojrzała na mnie uśmiechając się ciepło, po czym podeszła do Lena, który
z nie chęcią się podniósł przewyższając ją wzrostem, a moja matka była „wysoką”
kobietą (zwłaszcza w koturnach ==”).
- Wiem, że nie przywykłeś do rodzinnych
kłótni i rozlewu uczuć, ale wiem, że jesteś wspaniałym chłopcem… znaczy
młodzieńcem. Zaopiekuj się moją córeczką, wbrew pozorom czeka ją nie jedno
wyzwanie, z którym sama się nie upora.- Powiedziała to ledwie słyszalnie nawet
jak dla mojego smoczego słuchu. Pan Dragneel pożegnał się z panią Ran i mocno
mnie przytulił. W efekcie byłam kilka centymetrów nad ziemią i dusiłam się w
jego ramionach.
- Kocham cię Megami. Jesteś moją ukochaną córeczką, moją gwiazdką
na niebie… ale nie jedz tyle. Przytyłaś od ostatniego uścisku.- Powiedział z
szerokim uśmiechem i dając mi całusa w czubek głowy zabrał moją wrzeszczącą
rodzicielkę do samochodu.
- TATO!!!!- Wydarłam się biegnąc za tym wyrodnym
rodzicem, gdy złapał oddech.
- Powiedz mu mamo!- Dało się słyszeć mój głos chyba
w całym Tokio, gdy zobaczyłam jak mama krzyczy na tego głupiego smoka.
Kiedy pojechali
szamani zeszli do nas na dół witając się z radosną panią Tao, która zupełnie
zignorowała mój wybuch, a do tego upominała złotookiego, że powinien mnie
wspierać w trudnych chwilach. Nie wiem, o co jej chodziło, ale dla mnie może
być. Rose była pełna energii ponieważ miała długą drzemkę( ci głupcy nawet
siedmiolatką zając się nie potrafią!).
Nasz dom wracał do życia z panią Ran na karku do końca dnia… Po długich
i dokładnych przemyśleniach doszłam do wniosku, że nie chcę szybko się wychodzić
za mąż.
12. Historia dwóch smoków
*Tamara*
Siedziałam na
ganku i obserwowałam jak Megami gra z Rose i Lenem w berka. Odkąd się pojawiło
to dziecko Meg w ogóle nie ma dla mnie czasu, do tego jeszcze Tao oświadczył,
że jest jego dziewczyną i zabiera ją na randki. Wiem, że Dragneel ma własne
życie i nie musi się mną zajmować, ale brakuje mi jej postawy matki. Moi
rodzice zginęli kiedy miałam jakieś trzy lata, wtedy poznałam ją. Trenowała i
uczyła się, ale mimo młodego wieku zastąpiła mi rodziców… Nie wiem, czy jestem
zazdrosna, ale czuje się zagrożono przez tą dziewczynkę, dlatego nie mam dla
niej wiele ciepłych uczuć.
- Tami?- Poderwałam głowę na znajomy głos. Blondynka
usiadła obok mnie i uśmiechnęła się ciepło. Odkąd zaczęła chodzić z tym gburem
znacznie mniej się uśmiecha, ale jest znacznie bardziej poważna i ma postawę
prawdziwej matki i żony, mimo ich ciągłych sprzeczek.
- Megami, co za miła
niespodzianka.- Uśmiechnęłam się sztucznie próbując zatuszować mój smutek.
-
Chyba cię ostatnio zaniedbałam… Bardzo cię za to przepraszam.- Powiedziała pocierając
mi lekko plecy. Biło od niej takie miłe ciepło czułam się bezpiecznie jak pod
skrzydłami matki.
- To nie twoja wina.- Powiedziałam utrzymując mój wzrok na
kolanach.
- Owszem moja! Jaka ze mnie matka jak zaniedbuje wszystkie swoje
dzieci?- Spytała naburmuszona, miała nadęte policzki i głowę skierowaną w innym
kierunku niż ja siedziałam. Zaśmiałam się cicho na jej wybryki, kiedy spojrzała
na mnie uśmiechała się szeroko pokazując swoje białe zęby i smocze kły.
-
Opowiedz mi historie o dwóch smokach.- Poprosiłam patrząc na nią poważnie, ale
jednocześnie miałam maślane oczy.
- Hai, hai. Mimo, ze słyszałaś ją miliony razy
opowiem ci ja jeszcze raz….
Dawno temu, w odległej krainie, kiedy światem
rządzili królowie na ziemi mieszkały smoki. Żyła pewna królowa o wielkim i
przepełnionym dobrocią sercu. Jej mąż był zapracowany i zakochany w
pieniądzach, miał bardzo trudny charakter i z powodu ciężkiego dzieciństwa nie
okazywał zbyt wiele uczuć, a raczej tych miłych. Jednak pewnego dnia królowa
Layla urodziła następczynię tronu, która podobnie jak ona miała w swoich żyłach
magię. Było to wówczas bardzo rzadkie i wręcz niespotykane. Księżniczka Lucy
dorastała w pałacu pod okiem służby i swej matki w ukryciu od ojca, który
nienawidził magii jeszcze bardziej niż smoków. Wraz z wiekiem jej moce rosły i
bardzo trudno było jej nad nimi zapanować, ale było coś jeszcze… Lucy była
pierwszym dzieckiem smoka i człowieka. Podobnie jak jej babcia urodziła córkę
dzięki pomocy smoka, taka Layla urodziła swe dziecko będąc ze smokiem. Nie kochała
swego małżonka i dlatego nie chciała z nim być. Jej córka dowiedziała się tego
w dniu jej śmierci rodzicielki. Miała siedem lat. Ojciec pogrążony w całkowitej
rozpaczy robił z dziewczynki idealną damę dworu, przygotowywał ją na przejęcie
tronu do czasu…
Lucy szła
korytarzami zamku, aż po żmudnych poszukiwaniach natrafiła na gabinet ojca.
Dzisiejszego dnia skończyła 18 lat i była pewna, że król ma dla niej
niespodziankę. Miała rację, jednak nie był to prezent, który by chciała.-
Jesteś dorosła, a moje królestwo potrzebuje więcej ziem, dlatego wyjdziesz za
księcia z ognistych ziem. Są to ziemie zamieszkane przez smoki, ale mają tam
wiele kopalń i bogactw…- Stary król spojrzał lodowato na zdenerwowaną córkę,
która zacisnęła pięści po obu stronach ciała i spojrzała wyzywająco na
mężczyznę.
- Sama zdecyduję za kogo wyjdę, nie możesz mnie zmusić.- Powiedziała
chłodno, blondyn spojrzał na nią rozbawiony po czym ryknął wzywając straż.
-
Zamknijcie księżniczkę w jej komnacie i nie wypuszczajcie, dopóki książę się tu
nie zjawi… Do tej pory ma być na samym chlebie i wodzie.- Powiedział wściekły.
Rycerze ze strachem zaprowadzili swą przyszłą królową do jej komnaty.
-
Przepraszamy wasza wysokość. Proszę nam wybaczyć.- Powiedział generał nie chcąc
spojrzeć swej pani w oczy. Blondynka tylko wypuściła głośno powietrze i
trzasnęła za sobą drzwiami. Kiedy doszła do swego łóżka usiadła na brzegu
wzięła poduszkę, położyła na niej głowę i krzyknęła ze wszystkich sił.
Przypominał to co prawda ryk smoka, który wszczął alarm w całym pałacu. Lucy
uśmiechnęła się maniakalnie i szybko ściągając z siebie suknię pokazała brązowe
spodnie i białą koszulę, które były nie do pomyślenia dla dam w tej erze. Spakowała
kilka ubrań na zmianę, przywiązała do bioder pas z pochwą i mieczem oraz kilka
sztyletów. Do torby wepchnęła podarowane przez ojca kamienie szlachetne i
wyruszyła na wieczną wyprawę. Zeszła z wierzy po winoroślach i w czarnym
płaszczu zniknęła na koniu w tłumie spanikowanych ludzi. Jechała długi okres
czasu, aż jej koń spłoszył się w środku lasu i zrzucił ją. Księżniczka straciła
przytomność, a brązowa klacz zniknęła w głębi lasu.
Brązowooka obudziła
się w grocie, było w niej ciepło, a grunt był miękki. Zapach był silny, ale nie
drażnił… Przypominał mieszankę lasu i wody źródlanej. Jaskinia jak jaskinia
była duża i ciągnęła się daleko w głąb. Księżniczka podniosła się i usiadła
próbując zrozumieć na czym leży.
- Natsu! Obudziła się!- Krzyczał jakiś
mężczyzna z czerwonym tatuażem pod prawym okiem stojąc kilka metrów od młodej
kobiety, która w mgnieniu oka stała z
wyciągniętym mieczem w jego kierunku. Miał krótkie proste granatowe
włosy i brązowe oczy. Ubrany w czarne spodnie i białą koszulę z doczepioną
brązową peleryną z kapturem. Nagle ziemia się za trzęsła, a do jaskini wszedł
wielki czerwony smok. Cóż przynajmniej wyjaśniło się, czemu leży w smoczym
gnieździe i dlaczego grota jest tak wielka. Spojrzała na młodego mężczyznę,
który wyszedł tak jakby nic się nie stało. Podniosła wzrok na czerwonego
giganta, który zmniejszył się o niecałą połowę, by zmieścić się do swego leża
podobnie jak inne silne smoki umiał panować nad swoim rozmiarem. Smok zwany
Natsu obniżył łeb i przyjrzał się nowemu przybyszowi milcząc przez cały czas.
-
Dziękuje za pomoc.- Przemówiła blondynka lekko kłaniając się w stronę wybawcy.
-
Nie boisz się mnie?- Spytał mocnym i chłodnym głosem chcąc zatuszować swoje
zdziwienie. Księżniczka schowała miecz i spojrzała tak samo zdezorientowana na
smoka.
- Dlaczego mam się ciebie bać? Ten człowiek żyje, więc nie możesz być zły…
To prosta logika… Panie Natsu?- Poprosiła nie pewnie. Gigant zaśmiał się ciepło
i radośnie pokazując w efekcie rzędy białych kłów.
- Natsu wystarczy,
blondyneczko.- Zaśmiała się smok zauważając jej nadymające się policzki.
Lucy.
Nazywam się Lucy.- Powiedziała oburzona brązowooka posyłając gadowi pełne
sztyletów spojrzenie.
- Dobrze Luce. Co robisz na moich ziemiach?- Spytał z
powagą zmieszaną z ciekawością.
- Ojciec chciał żebym została żoną pewnego
księcia… Słyszałam o nim wiele rzeczy czasem złe czasem dobre, ale nie chodzi
mi o plotki… Powiedzmy, że problem nie tkwi w moim niby narzeczonym, którego
nawet imienia nie znam, ale we mnie.- Odpowiedziała utrzymując swój wzrok na
łapach stwora.
- Jesteś księżniczką?- Spytał zdziwiony, kobieta tylko skinęła
twierdząco głową.
- Myślałem, że księżniczki są chude i nie groźne… Czemu masz
na sobie taki strój? To nawet damie nie wypada.- Mówił z zaintrygowaniem Natsu
obserwując swego nowego towarzysza zabaw.
- Nie twój interes.- Odpowiedziała
sucho niszcząc tym nadzieje gada na odpowiedzi do jego jakże ważnych pytań.
-
Nie musisz być taka ostra.- Odparł ponuro urażony brązowooki udając
obrażonego.
- A ty taki ciekawski. To nie grzeczne pytać kobietę o jej prywatne
sprawy.- Pouczyła go delikatnie księżniczka, a w zasadzie była księżniczka.
-
Nie widzę tu żadnej kobiety.- Zażartował samiec lekko trącając blondynkę swoim
silnym i długim ogonem.
- Natsu! Natsu!!... Tu jesteś ty wielki leniu!- Do leża
wkroczyła młoda kobieta o brązowych oczach, rozpuszczonych czerwonych włosach
za łopatki w srebrnej zbroi i przyczepionym mieczem do pasa.
- Czego chcesz
Erza?- Spytał zmęczony smok racząc spojrzeć na kobietę, która kipiała ze
złości.
- Nie porywaj kobiet z lasu! Co by było, gdyby ktoś cię widział?! Do
tego to mieszaniec!- Czerwonowłosa nie zauważyła blondynki, która zamarła w
miejscu na jej słowa.
- Chyba wiem. Gdybyś zapomniała sam to powiedziałem i
dlatego ona zostaje zemną!! Pamiętaj, że zawdzięczasz mi życie i to nie jedno…
Jeżeli włos jej z głowy spadnie nie ręczę za siebie zrozumiałaś?!- Ryknął
napinając mięśnie, jego skrzydła lekko odstawały, a ogon drgał w zdenerwowaniu.
Pokazał wojowniczce groźnie kły na dowód swej dominacji.( W końcu to smok,)
- Tak wasza wysokość.-
Brązowooka pokłoniła się i odeszła równie szybko jak się pojawiła.
- A ty dokąd
blondyneczko? Twoje miejsce jest tutaj… Chyba, ze wolisz natknąć się na tę
wariatkę z mieczem.- Czerwony gad ziewnął szeroko nie robiąc sobie nic z
kobiety, która mogłaby go z łatwością zabić podczas snu. Przynajmniej Lucy tak
myślała. Spojrzała podejrzliwie na czerwonego stwora, co ponoć żyje tylko w
bajkach i oparła się o jego bok w pobliży łap. Milczała, nie wiedziała co ma
powiedzieć i czy w ogóle powinna mówić. W końcu jej problem został rozwiązany
Natsu zbliżył do niej swój wielki łeb i zachichotał głęboko.
- Luce? Myślisz, że
możesz mnie oszukać? Jesteś pół smokiem to chyba tylko plus, nie?- Spytał nie
otwierając nawet oczu, ale wyraźnie czuł jej zapach i jak zdenerwowanie ją
opuszcza.
- Tylko ty tak uważasz… Nawet dla mojej matki byłam ciężarem.-
Powiedziała opierając czoło o podkulone nogi.
- Wiedziała, w co się pakuje będąc
ze smokiem. Sama jest sobie winna, teraz idź spać chyba miałaś dzisiaj za dużo
atrakcji.- Z tym zasnął otaczając kobietę gorącym oddechem zapewniając jej
pewne ciepły.
-Po raz pierwszy… czuję się bezpieczna.- Uśmiechnęła się ciepło
Lucy mówiąc szeptem słowa po których błyskawicznie zasnęła nie zauważając
lekkiego uśmiechu smoka.
Minęło wiele nocy
i jeszcze więcej dni odkąd „zaginiona”
księżniczka dołączyła do smoka, który okazał się synem króla wszystkich smoków
tak zwany alfa. Z biegiem czasu blondynka zaczęła dogadywać się z tak zwanymi
magami, którzy był do niej bardzo podobni. Niestety jej smocze cechy zaczęły
się budzić odróżniając ją znacznie od ludzi i czarodziei. Nie była również tak
silna, czy szybka jak smoki, więc przez niektórych mieszkańców wioski była
odrzucana za połowę bycia smokiem zaś w pobliżu Królestwa Smoków przez młode i
aroganckie smoki była odrzucana z powodu bycia połowie człowiekiem. Natsu
jednak spędzał z nią wiele czasu głównie w swej smoczej i zarazem oryginalnej
postaci. Uczył ją jak być jedną z nich, ona zaś dotrzymywała mu towarzystwa. W
ten sposób mijał czas nim się obejrzeli zaczęła się jesień, a chwilę później
nastała zima. Miłość kwitła i mimo nie wypowiedzianych słów małe czyny bardzo
wyraźnie ją pokazywały. Wraz z mocniejszym uczuciem nastała wiosna i
znienawidzony przez smoki sezon godowy.
Była to pierwsza
wiosenna noc, jak również pierwsza transformacja Lucy, która była do tego
przygotowywana przez odnalezionego ojca, który był zupełnym przeciwieństwem
króla, który był tak zapatrzony w swe papiery i pieniądze, że całkowicie
zapomniał o swym dziecku. Hoshi gwiezdny smok pomógł córce zapanować nad swym
gniewem i pokazał jej świat pełen ciepła zapewniając jej ochronę i dom pod
postacią ojca.
- Gotowa młoda?- Spytał granatowy smok z srebrnym brzuchem i
złotymi oczami.
- Jak nigdy.- Odpowiedziała podekscytowana zamykając oczy i
podnosząc twarz tak, aby księżyc na nią padał.
- Skup się…. Tak doskonale…. Nie
rozpraszaj się…- Mówił cicho smok obserwując jak blondynka przybiera postać
smoka na jego oczach. Była srebrna, ale brzuch i skrzydła miała ciemno srebrne.
Brązowe oczy, białe kły, długa szyja i ogon z ciemną końcówką. Rozciągnęła
skrzydła i poleciała wysoko ponad chmury.
- Niesamowite.- Powiedziała
podziwiając mały świat pod nią.
- Ścigamy się do tamtej góry?- Spytał Hoshi
doganiając swą pierworodną.
- Kto ostatni łowi ryby!- Krzyknęła puszczając się
do przodu z niesamowitą prędkością.
- Czekaj na mnie!- Krzyknął złotooki lecąc
za córką, którą rozpierała energia nagromadzona przez osiemnaście lat. Gdy
wreszcie dotarł na wierzchołek góry spojrzał obrażony na swą pociechę, która odleciała
jak tylko wylądował.
- Natsu… Miej na nią oko.- Powiedział stary samiec kierując
swe słowa w stronę gwiazd.
- A ty dokąd?? Już zapomniałaś o mnie?- Spytał młody
czerwony samiec pokazując białe kły w rozbawionym uśmiechu.
- Natsu!
Wystraszyłeś mnie! Nie rób tak więcej.- Powiedziała lądując na polanie patrząc na przyjaciela, któremu uśmiech nie
schodził z twarzy.
- Rozluźnij się trochę.- Szturchnął ją i ruchem głowy
zachęcił aby poszła za nim.
- Duży ten las.- Przemówiła Lucy łamiąc ciszę.
-
Jeszcze nic nie widziałaś, ale dzisiaj pokaże ci moje ulubione miejsce.- Powiedział
ocierając się lekko o nią.
- Myślałam, że
jest to twoje gniazdo.- Zachichotała brązowooka słysząc marudzenie samca, który
prychnął w ramach obrazy, ale dalej szedł przed siebie. W końcu doszli do
ogromnej polany przepełnionej kwiatami i świetlikami. Na skraju znajdowało się ogromne
jezioro do którego wpływały pojedyncze strumienie.
- Pięknie.- Szepnęła
podziwiając cały kraj obraz.
- Cieszę się, że ci się podoba.- Smok delikatnie
otarł pyskiem szyję samicy, która odwzajemniła miły gest.
Rano srebrna smocza
samica obudziła się obok swego partnera. Słysząc znajome głosy wstała i
skierowała się w stronę lasu skąd dobiegały ludzkie głosy. Szła szybko próbując
przypomnieć sobie te znajome głosy. Kiedy usłyszała krzyk młodszej siostry
Natsu zaczęła biec. Niszcząc drzewa na swej drodze wybiegła na plac powalonych
drzew. Wendy związana sznurami przez rycerzy miała zostać zabita. Gniew urósł w
brązowookiej do tego stopnia, że nie zawahała się zranić ludzi swoim
niszczycielskim złotym ogniem, który normalnie nie służył do ranienia, lecz do
leczenia. Liny zostały zniszczone, a jasny niebieski smok z białym czubkiem na
ogonie ruszył zawiadomić smoki o ataku ludzi na smoki na ich terytorium. Jednak
była to pułapka. Lucy została skuta łańcuchami, kiedy z za rycerzy wyszedł jej
ojczym. Król postawił nogę na jej pysku i uśmiechnął się maniakalnie.
- Zabić
smoka!- Krzyknął doskonale wiedząc, że brązowooka nie opanowała jeszcze
panowania nad swym rozmiarem. W napadzie strachu bezwiednie zmniejszała się w celu lepszego
ataku, zaś w napadzie gniewu rosła. Z lasu wyszedł młody mężczyzna o różowych
kolczastych włosach i orzechowych oczach ubrany w czarną koszulę z
pomarańczowymi poletami na ramionach i białymi spodniami. W lewej ręce trzymał
miecz, a na jego twarzy było widać jedynie gniew.
- Wynoście się z moich ziem!-
Krzyknął władczo idąc pewnie na przód, w końcu stanął, przed smokiem który
zaczął rosnąć niszcząc przy tym łańcuchy.
- To mój smok!- Krzyknął król, w
jednej chwili leżał na ziemi, nad nim stał różowowłosy trzymając końcówkę
miecza przy jego gardle.
- Wszystkie smoki z Ognistej Ziemi są na moje rozkazy.
Należą też do mnie! Macie opuścić moje ziemię i więcej się tu nie zjawiać!
Inaczej…- Miecz księcia był otoczony przez ogień. Żołnierze uciekli w popłochu,
a Król z przysięgając zemstę ruszył za nimi. Natsu przybrał swoja oryginalną postać i podszedł do samicy,
która mimo bycia w swej oryginalnej formie wciąż była niższa i mniejsza niż
on.
- Mogłaś zginąć rozumiesz?- Spytał chłodno.
- Przepraszam! Po prostu… Usłyszałam
znajome głosy, później poczułam krew i… coś we mnie pękło.- Lucy utrzymywała swój
wzrok na lesie nie chcąc widzieć wściekłego wzroku partnera.
- Nie rób tak
więcej. Nie uciekaj ode mnie już nigdy. Mów mi zawsze gdzie idziesz o każdej
porze dnia i oceny… Mów mi o wszystkim, nie mogę cię stracić. Zrozum Luce, że
jesteś moją partnerką, na zawsze i nie wiem co zrobię jeśli cię stracę.-
Czerwony smok przytulił brązowooką,
ocierając łbem o jej.
Historia ta
zakończyła się szczęśliwie, Książę stał się wkrótce królem, a jego wieczna
partnerka urodziła mu zdrowego i tak samo gęstego następcę oraz dwie córki,
które były idealnymi mieszankami obu smoków. Od tego czasu ich dzieci
kontynuowały naukę i tak powstali smoczy magowie.- Megami uśmiechnęła się
ciepło mówiąc mi zakończenie, w połowie dosiadła się Rose słuchając z zapartym
tchem opowieści od dwóch smokach, które nadały początek najsilniejszym magom na
tym świecie, którzy przez ludzki strach muszą żyć w tajemnicy.
- Uwielbiam tą
historię.- Powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- Tak! Ładna bajka!- Przytaknęła
ochoczo różowowłosa.
- To nie bajka. To historia o smoczych magach.-
Powiedziałam obojętnym głosem.
- Tamara. Ona jest tylko dzieckiem nie rozróżnia
bajek od legend.- Powiedział Len podchodząc do nas broniąc tego dziecka.
- Lenny
idźcie do domu, ja zaraz do was dojdę.- Powiedziała Dragneel, trzymając prawą
rękę na moim lewym ramieniu. Dwójka zjadaczy czasu wykonała jej prośbę i weszła
do środka.
- Przepraszam… Przepraszam, że nie spędzam z tobą tyle czasu, co
wcześniej, ale jeśli będziesz chciała porozmawiać lub będziesz potrzebowała
pomocy zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj, to między nami się nie zmieni. W
końcu jesteś moją starszą córeczką.- Jej głos był taki ciepły i radosny.
Zmierzwiła mi grzywkę i mocno przytuliła. Naprawdę potrzebowałam tego.
- Dziękuje…
Megi.- Odwzajemniłam jej uścisk próbując powstrzymać napływające łzy.
- Płacz
Tami, jestem tu.- Po tym rozpłakałam się na dobre, szukając w blondynce ciepła
i bezpieczeństwa, które tylko ona przez te wszystkie lata mi dostarczyła.
Czułam jak moje serce staje się lżejsze, a moja pewność siebie wzrasta jeszcze
bardziej. Teraz jestem cieniem dawnej siebie i jestem dumna ze swej zmiany.
Konczi( lis) i Ponczi (szop/bóbr)
Powyżej są moje duchy stróże( nie wiem, czemu mnie na nie skazano=="), a to ja. Po treningach z Megami jestem silniejsza niż wcześniej.
Uwaga!!!
Przepraszam wszystkich bardzo za tak duże opóźnienie, ale miałam kilka spraw na głowie. Mam nadzieje, że fanom Fairy Tail ten rozdział się spodoba. Ten zrobiłam jako Tamara ponieważ skupiłam się na Megami i jej życiu osobistym tworząc z reszty tło. Choć i taka mało napisałam postaram się dać więcej podobnych rozdziałów w przyszłości. Na dobranoc pragnę polecić tego bloga. Jest naprawdę ciekawy, jednak dla fanów SK polecam go najbardziej( wiecie znana fabuła itp., itd.) Pozdrawiam i czekam na komentarze ;-)
niedziela, 22 czerwca 2014
11. Dzień na plaży
- Kiedy tam będziemy?- Spytała po jakiejś godzinie jazdy pociągiem.
- Jeszcze trochę.- Odpowiedziałam spokojnie dając znak, że wysiadamy. Po drodze na przystanek oczywiście ktoś musiał się zgubić i jak na ironię był to Yoh, który po zobaczeniu reklamy z hamburgerem musiał go koniecznie dostać. Miły i przyjemny wyjazd skończył się wrzaskiem i siniakami kiedy WRESZCIE dotarliśmy na tą głupią i już wkrótce byłą plaże. Szamani jak tylko zobaczyli wodę pognali prosto przed siebie nie patrząc, że zostawili kobiety z magiem i piszczącym dzieckiem na głowie.
- Weź ją do tej wody i utop.- Powiedziała zirytowana Kyoyama o dziwo dla wszystkich ja nawet nie zareagowałam. W tedy dopiero fioletooka zamilkła i czekała spokojnie aż rozłożymy koc, parawan, parasolkę i poukładamy nasze bagaże( reszta niech martwi się o siebie). Złotooki szukał kremu do opalania, a ja układałam ubrania różowowłosej, która jest mistrzynią w ekspresowym zrzucaniu swojej odzieży, gorzej żeby ją założyć. Wysmarowałam ją kremem po raz drugi z rzędu i pozwoliłam razem z fioletowłosym iść pływać. Sama zdjęłam bluzkę i spodenki włożyłam okulary przeciw słoneczne i spokojnie leżałam w cieniu czując zimny wiaterek. Tamara i Pilika grały w siatkę w wodzie, blondynka krzyczała na chłopców w wodzie i na biegające dzieci, Layserg gdzieś zniknął podczas zamieszania, a trójka głupców bawiła się w wodzie. Trey serfował i imponował panienkom z plaży, Yoh i Jocko szantażowali jego występy, a mag i siedmiolatka wciąż bawili się w wodzie.
- Życie jest piękne.- Powiedziałam na głos musiałam wykrakać! Już po chwili przybiegła Rose przytulając się do mnie.
- Zimno!- Pisnęłam w połowie płacząc, że mój relaks trwał tylko kilka minut.
- Fajnie jest! Chodź mamo!- Zachęcała mnie do pójścia w lodowatą głębie podczas gdy sama cała się trzęsła, i szczękała zębami.
- Tak, tak.- Mruknęłam okrywając ją ręcznikiem.
- Gdzie tata?- Spytałam używając drugiego ręcznika aby osuszyć jej włosy.
- Tata chciał popływać.- Powiedziała położyłam mokry ręcznik na parasolkę przykuwając go szpilkami do niej, aby nie odleciał( nie pytajcie skąd je miałam po prostu magia kina) i dałam małej cukierka, żeby się trochę nim zajęła.
- Ja chcę do wody!- Jęczała dziewczynka jak tylko Tao wszedł z zasięg wzroku i słuchu.
- A ja chcę lody.- Powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu i jak na złość patrzył na mnie
.- I co? Mam ci je wyczarować?- Spytałam sucho. Sama chciałam lody! >_< To nie fair!
- Masz nóżki. Ja od rana niańczę twoje dziecko, chyba coś mi za to należy?- To było pytanie retorycznie i wiedziałam doskonale, że ten uparty idiota nie da za wygraną. Z oburzoną miną poszłam po te głupie lody i przyniosłam trzy. Waniliowego dla pana kocham mleko, truskawkowe dla panienki z różowymi włosami, a dla mnie były czekoladowe.
- Mamo... Daj trochę.- Rose oczywiście musiała wybrzydzać, potem chciała dać mi swojego, ale nie zdążyłam złapać jej ręki, więc dostałam lodem prosto w usta i byłam na około twarzy umazana.
- To moja ostatnia wycieczka na plażę.- Powiedziałam poważnie wycierając całą twarz mokrymi chusteczkami przy okazji i fioletooką nimi umyłam bo sama miała buzię całą w czekoladzie( w końcu zjadła i mojego loda... mój biedny czekoladowy słodki przysmak!). Len pod przykrywką, że mam trochę czekolady na ustach pocałował mnie, na moje nieszczęście banda dowcipnisiów wyszła z wody i patrzyła na nas z opadniętymi szczękami do ziemi, podczas gdy Rose siedziała do nas plecami i była w swoim małym świecie.
- Megami!!- Krzyknęła zdezorientowana Anna, Tamara i Pilika dołączyły do chłopców całkowicie nie wiedząc jak zareagować. A co ja miałam powiedzieć?! To mój drugi pocałunek i nawet cieszyć się nim nie mogę, bo nade mną stoi chmara gapiów!
- Nie macie swoich spraw?- Len w końcu się odsunął z dość niezadowoloną miną, a jego włosy stanęły dęba z tyłu głowy. Jego wzrok musiał być przerażający, bo żaden z szamanów nie skomentował wydarzenia, a nastolatki gwiżdżąc pod nosem udały się na swoje miejsca.
- Czemu to robisz?- Spytałam w końcu.
- Przecież jesteś moja dziewczyną. To normalne dla par.- Odpowiedział znudzony patrząc na mnie jakby to było oczywiste.
- Jakoś sobie nie przypominam, żebym została twoją dziewczyną.- Powiedziałam chłodno, choć może wcale tak nie zabrzmiałam, bo był zbyt blisko, żebym mogła go zbesztać i nie bać się swojej racji.
- Od czegoś trzeba zacząć. Z resztą jakoś nie zgłaszałaś sprzeciwów kiedy cię pocałowałem w moim apartamencie.- Z tym swoim bez szczelnym uśmieszkiem wziął młodszą różowowłosą na poszukiwanie muszelek.
- Idiota.- Syknęłam. Czułam jak otacza mnie czarna aura, a ludzie przechodzący obok omijali mnie szerokim łukiem.
- Ale go kochasz.- Colorata nie zważając na mój nastrój dosiadła się.
- Wcale, że nie!- Krzyknęłam jak aura tylko wzrosła.
- Oczywiście, a ten rumienień na twarzy to z kosmosu?- Spytała ironicznie.
- Nie mów głupot ty chodzący indyku!- Warknęłam tracąc kontrolę nad kolorem mojej twarzy.
- Hahaha! Powiedz, kiedy się zorientujesz... Wiesz jesteś taka jak twój ojciec jeśli chodzi o miłość. Gęsta.- Z tym poleciała tam gdzie chciała zostawiając mnie samą z tą niezręczną sytuacją.
- Ja naprawdę nie wiem.- Powiedziałam ledwo słyszalnie obserwując jak Rose macha do mnie, żebym się przyłączyła.
Wróciliśmy taksówką, a raczej ja, Tao i fioletooka, która nam zasnęła po wielu atrakcjach z jej wujkami. Cisza w samochodzie była niesamowita.
- To wasza... siostra?- Spytał kierowca w połowie drogi, byłam tak zamyślona, że bez myślenia odpowiedziałam.
- Córka.- Mężczyzna w średnim wieku zahamował gwałtownie na światłach i odwrócił się do nas z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Córka?- Powtórzył bezwiednie.
- Prawdziwi nie żyją.- Powiedział Tao na celu unikając słowa rodzice, jednak brunet nie załapał.
- To ile wy macie lat?- Spytał ruszając przed siebie.- Dwadzieścia pięć.- Powiedziała Rose, kierowca o mal na zawał z nami nie padł zwłaszcza, kiedy dotarliśmy na miejsce a dotąd chłodna "ja" wróciła do uśmiechniętej i radosnej, a pan gaduła stał się chłodny i oziębły.
- Wy na czas podróży zamieniacie się osobowościami?- Spytał na sam koniec.
- Taki urok rodziców.- Odparłam radośnie biorąc część bagaży do domu. Odjechał szybciej niż samochód wyścigowy.
- Pa,pa!- Machała energicznie dziewczynka za taksówką.
- Rose! Lenny! Kolacja!- Krzyknęłam wychodząc na ganek po dwójkę, która została żegnać pojazd. Dzień rzeczywiście był podobny do naszych innych wycieczek. Len nigdy nie skończy mnie zadziwiać. Z tą myślą zamknęłam za nimi drzwi i poszliśmy jeść kończąc ten dziwaczny dzień zimną kąpielom.
10. List do Pana Bociana
- Skąd się biorą dzieci?- Len jak na komendę wypluł mleko i zaczął się krztusić, a ja się zacięłam sycząc wyzwiska po łacińsku dla dobra dziecka i swojego.
- Bocian je przynosi.- Odpowiedziałam wyręczając mojego towarzysza broni z trudnej sytuacji, jeszcze by jej prawdę powiedział.
- To dlaczego te panie mają takie wielkie brzuchy?- Kolejne piękne pytanie... A skąd ona ma ten magazyn??
- Am... Widzisz kochanie, kiedy bocian przynosi dziecko wkłada je do brzucha, a po pewnym czasie wyjmuje. Nie pytaj się jak bo do tej pory nie wiem.- Widząc jej pytające oczy szybko uniemożliwiłam jej dalsze drążenie tematu.
- Mama wie wszystko. Na pewno wiesz mamo, tylko nie chcesz mi powiedzieć.- Powiedziała oburzona.
- Spytaj się swego ukochanego tatusia. On zapewne wszystko ci wyjaśni jak encyklopedia.- Powiedziałam uśmiechając się pogodnie ignorując warczenie złotookiego.
- Mamo!- Krzyknęła za nim Len miał szanse otworzyć usta.
- Napiszesz list do Pana Bociana?- Spytała podnosząc kanapkę do ust, którą przed chwilą jej podstawiłam pod nosem wraz z kubkiem kakao.
- W jakiej sprawie?- Spytałam zdziwiona.
- Chce siostrzyczkę.- Odpowiedziała radośnie, szkoda tylko, że ona była jako jedyna radosna.
- Ale, ale... To tak nie działa!- Krzyknęłam, a raczej pisnęłam. Tego było za dużo! Ja jestem jeszcze młoda! Mam szesnaście lat! Nie dam się skazić jakiemuś zboczeńcowi, bo ona chce bachora! Po moim trupie!
- Mamy i tak za dużo problemów z tobą, a co dopiero z kolejnym dzieciakiem.- Przemówił fioletowłosy i chwała mu za to.
- JA chcę!- Trafiła się kosa na kamień.
- Chcesz? W takim razie ja chcę czerwonego mercedesa i prawo jazdy, ale bez osiemnastki tego nie osiągnę, więc witaj w naszym świecie. Brutalna rzeczywistość puka do twych drzwi.- Ostre, ale proste. Tak, to sposób w jaki radzi sobie mag elektryczności.
- Phi. Rodzice chcą dzieci, dlaczego nie chcecie dać mi siostry?- Dopytywała się uparcie różowowłosa. Dałam Tao ostre spojrzenie, aby coś zrobił nie mieszając mnie w to.
- Dobrze. W takim razie nie będziemy mogli chodzić z tobą na wycieczki, ani nie będziesz mogła z nami spać, jako starsza siostra będziesz musiała pomagać mamie, nieprzespane noce...nadal chcesz siostrę?- Spytał z uroczym uśmiechem.
- Nie będzie wycieczek? Będę musiała sprzątać???... Nie lubię dzieci.- Oświadczyła wracając do kanapki.
- Geniusz. Najgenialniejszy w świecie geniusz.- Powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Chcę kotka!- I znowu to samo.
- Masz ojca.- Powiedziałam bez zastanowienia.
- Tata to nie kotek.- Stwierdziła nadymając policzki.
- Jak to nie?- Spytałam ze złośliwym uśmiechem.
- Skoro ja jestem smokiem to tatuś jest kotkiem widzisz?- Spytałam uderzając go łokciem w brzuch, biedak wydał odgłos jak dławiący się kot.
- Tylko uszy i ogon mu dorobić.- Stwierdziłam dumna ze swych poczynań. Wszyscy byli zadowoleni no z wyjątkiem pana pseudo kota i nie przekonanej choć rozbawionej fioletookiej.
- Rozchmurz się przecież żartuje.- Powiedziałam ledwo słyszalnie nad uchem maga, który siedział sztywno na krześle.
- Dobra ludzie wracamy do Yoh!- Zarządziłam wychodząc z kuchni ignorując narzekanie dziewczynki, o dziwo złotooki milczał.
Kiedy wróciliśmy do Asakury zastała nas cała chmara domowników na czele z dziewczynami, co mnie najbardziej zdziwiło Anna urządziła mi przesłuchanie!
- Co on ci zrobił?! Dlaczego jesteś taka blada?? Czemu Rose mówi o dzieciach?! Jesteś w ciąży?!!- Blondynka prawie mnie pobiła nie dając mi nawet dojść do słowa. Len się gdzieś ulotnił, a Pilika wypytywała o wszystko młodszą różowowłosą, która jak każde dziecko opowiedziała wszystko inaczej. Do tego wakacje dobiegały końca!!
- Anno daj spokój. Nic się nie stało... Powinnaś wiedzieć, że nie będę z pierwszym lepszym. Rose idziemy.- Kończąc krzyki poszłyśmy do łazienki z ubraniami na zmianę i przebrałyśmy się, a raczej siedmiolatka brała kąpiel podczas gdy ja doprowadzałam się do porządku dając Coloracie zadanie pilnowanie dzieciaka w wannie.
Reszta dnia minęła spokojnie, Tao trenował i unikał swoich przyjaciół, a ja zamknęłam się w pokoju i czytałam książkę, a fioletooka malowała. Feniks spał, co było rzadkością i bardzo dobrze wszystkim się nam odpoczywało. Chciałabym, żeby taki spokój był już zawsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)