sobota, 31 maja 2014

7. Nowy wróg i złe sny

   Następne dwa dni chodzenia bezużytecznych robotników pod domu zmobilizowały Anne do zmniejszenia im treningu, jednak kolejny wróg się zbliżał i zapowiadał nam wiele problemów.
    Wszyscy wiedzą, że mam mocny sen i bardzo dobry słuch, więc w nocy jako jedna z nielicznych obudziłam się na dźwięk szlochu jednego z szamanów. Wiedząc, że nikt nie pójdzie ruszyłam się z ciepłego łóżka, ubrałam szlafrok i poszłam za źródłem płaczu. Po chwili wyczułam zapach łez, cicho weszłam do pokoju zielonowłosego i usiadłam na krawędzi łóżka i przytuliłam go mocno.
- Mamo! Mamo nie odchodź!- Wołał szlochając, okryłam dwunastolatka kołdrom i posadziłam go na swoich kolanach( dobrze, że był szczupły, a ja nagle dostałam wielkiej ilości sił o tak nieludzkiej godzinie wstawania). Kołysałam się lekko w przód i w tył, próbując go uspokoić.
- Nie płacz Layserg. Jesteś bezpieczny.... To tylko zły sen.- Powoli się uspokajał, a aura którą chwile temu wyczułam zniknęła. Do pokoju wszedł Len i usiadł obok mnie z mieszanym wyrazem twarzy.
- Koszmar... Dość zły koszmar.- Powiedziałam cicho i po chwili dodałam..
-Możesz go ze mnie wziąć? Nie czuje lewej nogi.- Mruknęłam, złotooki ledwo zdławił śmiech, ale wykonał moją prośbę.
- Wyczułem coś na zewnątrz, ale trudno było się tego pozbyć. Na koniec zniknęło.- Wyjaśnił mi bardzo niezadowolony z faktu, że czarna chmura mu uciekła.
- Czego to coś chce?- Spytałam opierając się o parapet. Ręce miałam skrzyżowane na wysokości klatki piersiowej, rzadko pokazywałam moją zmartwioną i nie uśmiechniętą twarz, ale te demony posuwają się za daleko.
- Szukają najsłabszego ogniwa. Typowe, najpierw sprawdzają, czego i jak bardzo się boimy, na koniec wyślą jakiś iluzjonistów i po nas... Czytałem trochę.- Dodał na koniec dostrzegając moje zdziwienie.
- Szybko się uczysz.- Pochwaliłam go kątem oka obserwując sen zielonowłosego. Mag zmienił swoje dotychczasowe miejsce i oparł się lewym ramieniem o ścianę, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Ten dzieciak za wiele musi przejść. Bez rodziny, sam od lat, ciągłe walki o życie, a teraz jeszcze te demony. naprawdę przynoszę pecha.- Powiedziałam ostrym szeptem.
- Mi to raczej szczęście, teraz mam jakąś szanse się bronić, wcześniej jedynie mógłbym ich postraszyć piorunami.- Zaśmiał się ponuro obserwując otoczenie za oknem, co jakiś czas marszcząc brwi w nieznacznym niezadowoleniu.
- Jesteś jedynym, który ma szczęście.- Mruknęłam w głębi duszy dziękując, że ma koszule nocną do spodni, do tej pory nawet nie skupiłam się na tym, chyba dlatego, że nie miałam się czego przyczepić.
- Aż tak bardzo ci się podobam?- Spytał w trybie złośliwego nastolatka. Jak zwykle prychnęłam urażona jego tezą, ale nie mając argumentów na obroną pozostałym przy mojej reakcji odtrącenia.
- Przy okazji... Koszula ci prześwituje.- Jak na zawołanie wybiegłam z pokoju piszcząc pod nosem i przeklinając go.
- Wredny zboczeniec! Przyjaciele tak sobie nie robią!- Zamknęłam się u siebie doskonale słysząc jak chichocze. Zdziwiło mnie tylko, że nie wyszedł z pokoju Layserga, sądząc po krokach siedział na parapecie i obserwował teren.
- Jednak jest dla ciebie jak brat.- Mruknęłam zapominając o jego dokuczliwych uwagach.
   Rano wszyscy byli niewyspani z wyjątkiem naszej trójki. Jocko przy śniadaniu opowiadał, jak to banda owoców chciała go zjeść, podczas gdy Trey przeżywał, że spadł z deski.
- A ty mój protegowany?- Rio zadał pytanie Diethelowi widząc, że jest cicho i dzióbię swoje danie. Chłopak zesztywniał i lekko kręcąc się na swoim miejscu nie chcąc zdradzić swego koszmaru.
- Dobra wystarczy tego. Dzisiaj idziemy na lody i do wesołego miasteczka... Jeśli będziecie gotowi godzinę po śniadaniu stawiam.- Wszyscy zapomnieli o złych snach i zajęli się jedzeniem i opowiadaniem jak to mnie mają zamiar wykorzystać.
- Nie lubię wesołego miasteczka.- Powiedział Len jak zawsze znajdzie wymówkę, aby nie być w towarzystwie szamanów.
- Stary! Megami stawia!- Śpiewał niebieskowłosy ignorując wypowiedź fioletowłosego.
- Miałem pójść do biblioteki.- Powiedział cicho dwunastolatek.
- Lenny pójdzie z tobą. Prawda?- Spytałam słodko upartego i dumnego kolegę siedzącego obok mnie. Biedak zakrztusił się jedzeniem widząc moją twarz. Podstępny uśmiech, maślane oczka z złośliwymi iskierkami.
- Niby dlaczego?- Spytał ostro wciąż kaszląc.
- Ponieważ jako jedyny nie idziesz z nami, a przecież nie puszczę dziecka samego w tę niebezpieczną dzicz pełną złodziei i pijaków. Bądź dobrym chłopcem i zrób o co proszę.
- Poprosiłam wstając od stołu nie dając szansy chłopcom na odmówienie.
- Ona jest nie możliwa. Czemu ja w ogóle się jej słucham??- Syczał Tao wracając do śniadania.
- Może dlatego, że ją bardzo lubisz?- Powiedział retorycznie zielonooki wbrew sobie się uśmiechając.
" Dziękuje Megami, zawsze chciałem mieć starszą siostrę". Młody szaman spokojnie kończył posiłek, słuchając jak jego przyjaciele napalili się na wyjście ze mną. Zapowiada się ciekawe popołudnie hehe... A właśnie gdzie Colorata?
- Colorata!! COLORATA!!! Gdzie ukrywasz ty głośny pawiu?!- Krzyczałam na cały dom, oczywiście musiała na mnie wyskoczyć, kiedy szukałam jej w piwnicy.
- Głupi ptak.- Burczałam z workiem lodu przyłożonym do prawego boku głowy. Zapowiada się piękny dzień nie ma co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz miła rzecz, ucieszy mnie jeśli chcesz.
Proszę komentujcie, chciałabym poznać opinie na temat mojego bloga.